czwartek, 6 grudnia 2018

143. O chłopcu, który za bardzo chciał dorosnąć (Cinderella Phenomenon) [Darmowa gra]

Po cudownym czasie spędzonym w murach nawiedzonej posiadłości gry Psychedelica of the Black Butterfly czas powrócić do świata Angielle. Tym razem na tapetę wzięłam Waltza, obarczonego klątwą Piotrusia Pana. Przyznam szczerze, że chłopak od samego początku wydał mi się interesującą postacią, ale ponieważ jego wątek można odblokować dopiero po rozegraniu trzech innych, mogłam poznać go bliżej dopiero teraz.


Waltza spotykamy już na samym początku historii, kiedy razem z Karmą pomaga nam uciec z rąk pragnących okraść nas oblechów i zaprowadza nas do Marchen. Tam szybko dowiadujemy się, że chłopak cierpi na klątwę Piotrusia Pana, przez co tkwi w ciele dwunastolatka, mimo że tak naprawdę jest dorosłym mężczyzną. Żeby ją z siebie zdjąć, musi odnaleźć swój Dzwoneczek i Nibylandię, mimo że nie wie, gdzie one są (jak się później okazuje, Dzwoneczek jest kluczem i należy do nas, a Nibylandię stanowi szkatułka podarowana nam przez matkę). Dni upływają mu na tworzeniu marionetek i urządzaniu ulicznych przedstawień dla dzieci. Kiedy decydujemy się na wybranie Waltza jako naszego partnera do wzajemnego pozbycia się klątwy, chłopak zaczyna zabierać nas ze sobą, przez co możemy niejednokrotnie przekonać się, jak niewiele trzeba, żeby sprawić radość ubogim ludziom, którzy nie potrzebują pałacowych sreber, żeby czerpać z życia przyjemność.

Oczywiście, dosyć szybko przekonujemy się również o tym, że Waltz zna nas z czasów dzieciństwa, kiedy terminował u naszej matki. My tego nie pamiętamy, ponieważ wymazano nam pamięć, ale chłopak doskonale kojarzy każdy nasz uśmiech. Pod wieloma względami zdaje się być bardzo dojrzały i dosyć szybko zaczynamy wierzyć w to, że w rzeczywistości jest o wiele starszy niż na to wygląda. Jest opiekuńczy, trochę nas rozpieszcza i zawsze gotów jest służyć nam dobrą radą. Nie sposób również nie ulec jego czarującemu optymizmowi i pewności, że wszystko skończy się dobrze.

Prawdziwa zabawa rozpoczyna się jednak dopiero wtedy, kiedy udajemy się wraz z Waltzem do pałacu, żeby wykraść Nibylandię. Oczywiście zostajemy przyłapani i chociaż w ostatniej chwili udaje nam się zdjąć klątwę partnera (przez co chłopakowi powracają nie tylko utracone lata, ale również magiczna moc), to zostajemy pojmane i uwięzione razem z naszym świeżo zdetronizowanym przez Alcastera ojcem. I z jednej strony całość wypada świetnie, ponieważ pozwala naszej bohaterce na odbycie poważnej rozmowy z rodzicielem, wyjaśnienie sobie wszystkiebo i przebaczenie doznanych krzywd, ale z drugiej jest też wstępem do zdecydowanie najmniej udanego finału ze wszystkich do tej pory przeze mnie rozegranych.


Nie będę się tutaj dokładniej nad nim rozwodzić, bo przyznam szczerze, że szkoda na to mojego i Waszego czasu. Napiszę jedynie, że tak dziurawych rozwiązań fabularnych nie widziałam nigdzie, a trochę gier visual novel mam już za sobą. No bo wyobraźcie sobie. Zostajecie pojmani razem ze swoim ojcem i z jakiegoś powodu wróg postanawia przetrzymywać Was w sali tronowej. Po jakimś czasie ojciec wyjmuje z cholewki buta nóż i przecina sobie więzy (JAK?! Przecież on nie miałby nawet jak sięgnąć po ten nóż), twierdząc jednocześnie, że nikt go nie przeszukał, bo przecież nie domyśliłby się, że można mieć w cholewie ukrytą broń (w rzeczywistości jest to chyba najbardziej typowe miejsce, w którym można ją schować). Ale nic to. Tatulo uwalnia nas, wyjmuje skądś klucz i otwiera w podłodze klapę, która prowadzi do ukrytych tuneli pod pałacem. Tak, dobrze czytacie. W sali tronowej jest klapa zamykana na klucz, o której nikt wcześniej nie wiedział, mimo że odkryć powinna ją każda szorująca marmur służąca. I to, niestety, jedynie wstęp do długiego, przegadanego i mało satysfakcjonującego zakończenia, które nijak ma się do genialnej opowieści Roda (zainteresowanych zapraszam tutaj - https://tiny.pl/g3zrz).

Co do samego Waltza, to od momentu przemiany zmienia się również jego osobowość i facet zaczyna zachowywać się jak ciepłe kluchy. Generalnie wątek miłosny w jego historii pojawia się znienacka i od początku przypomina jedynie spijanie sobie cukru z dzióbków. A szkoda, bo całość zdecydowanie miała potencjał. Rzuciła mi się też w oczy pewna ciekawa rzecz. Akcja gry ma miejsce w fantastycznym Angielle, w którym o równowagę pomiędzy dobrem i złem dbają wróżki i wiedźmy, i nie ma tam żadnej wzmianki o jakiejkolwiek religii. Dlaczego więc Waltz nosi naszyjnik i kolczyk w kształcie krzyża? Nawet jeśli w Angielle istnieje coś takiego jak wykonywanie kary śmierci poprzez ukrzyżowanie, to czynienie z tego symbolu posiada mniej więcej taki sam sens jak noszenie biżuterii w kształcie szubienicy. Gdzie tu logika?

Jeśli mam być szczera, to naprawdę zaczynam cieszyć się, że do końca gry pozostał mi jeszcze tylko jeden wątek, bo jak widzę, ile rzeczy zostało w tym tytule spieprzonych, to chce mi się jedynie usiąść i zapłakać rzewnymi łzami.


***
Przypominam, że gra jest darmowa i możecie pobrać ją z dwóch źródeł:

Steam: https://store.steampowered.com/app/568770/Cinderella_Phenomenon__OtomeVisual_Novel/

itch.io: https://dicesuki.itch.io/cinderella-phenomenon

Gra działa na wszystkich głównych systemach operacyjnych (Windows, Linux, macOS i Android).

4 komentarze:

  1. (Możliwe spoilery)
    Well... Mam w przeważającej większości zupełnie inne odczucia od Ciebie, jeżeli chodzi o ten tytuł. [nie, to nie jest hejt, to tylko odmienna opinia...]
    Być może wynika to z tego, że otomki/vnki to średnio mój świat i mało tego typu gierek ograłam. Być może wynika to z tego, że do "Cindi" podeszłam dość lajtowo, ot otomka z ładnymi biszami dla zabicia czasu pomiędzy nauką i podszkolenia angielskiego.
    I koniec końców, dostałam to co oczekiwałam. Przyjemne, lekkie romansidło.
    A wątek Waltza jest akurat moim ulubionym (na równi z wątkiem Rumpela).
    W tej ścieżce podobał mi się przede wszystkim sposób prowadzenia historii Lucette. To, że wreszcie mamy o jej relacjach stricte rodzinnych, co prawda pobieżnie ale jednak o tym jak traktował ją ojciec. To chyba też route, w którym najwięcej jest o jej dzieciństwie i co w sumie pośrednio tłumaczy jej stosunek do otoczenia.
    Hildyr też ma trochę swojego screentime'u. O ile jeszcze kupuję to dlaczego oszalała, tak jej "okrucieństwo" było dla mnie tak przerysowane, że aż śmieszne. Podobał mi się za to ostatni sen z jej udziałem.
    I ten, tani chwyt przy scenie z misiem na mnie zadziałał, tanie chwyty w ogóle na mnie działają, łatwa jakaś jestem albo niewymagająca.
    Co do ojca Lucette - jak ja się cholernie cieszyłam, że zginął. Nie lubiłam go, i mimo wszystko uważam, że Lucette nie powinna mu aż tak łatwo wybaczać tylu lat zostawienia.
    Co do samego Waltza - również wolałam go jako dzieciaka. Jako dorosły bardzo się rozmywał i miałam wrażenie, że przez jakiś czas pełnił tylko rolę uśmiechniętego ozdobnika do cgi. Jego sytuację w moim odczuciu poprawiały sceny "pokojowe" oraz te pod koniec route.
    Parę jeszcze słów o zakończeniu. Good end wydawał mi się lekko przedłużany (choć może to kwestia tego, że to final route), ostatnia scena gdzie malowali Lucette w zupełności zbędna i na mój gust, nic by się nie stało, gdyby ją wyciąć.
    Co do Bad End - podobało mi się nawiązanie/refka do Mad Father (nie wiem na ile przypadkowe, na ile celowe). I w końcu zakończenie nie kończy się śmiercią faceta; jakaś odmiana.

    Na nielogiczności, na które zwróciłaś uwagę w większości przymykałam oczy. Ot, konwencja/imperatyw narracyjny/deus ex machina. Ale parę rzeczy wprawiło mnie szczególnie w stan "wtf"
    - po co ta cała magia w królestwie? Przez większość czasu pokazano, że za fajna toto ona nie jest, a jak widać w route Fritza - bez niej Angielle daje sobie radę, do życia niepotrzebne
    - częścią klątwy Roda było stanie się księciem (właściwie to był rodzaj zapłaty za głos) - dlaczego po zdjęciu klątwy nie wrócił do bycia zwykłym szarym człowieczkiem?
    - i wreszcie - mariaże samej Lucette. Z dynastycznego punktu widzenia/dla dobra królestwa już samo małżeństwo Ophelii i króla było bez sensu. W przypadku Lucette z politycznego punktu widzenia dla królestwa byłyby dobre tylko dwa małżeństwa: z Karmą (sojusz z innym królestwem) lub z Rodem (wzmocnienie dynastii, ożenek wewnątrz dynastii był często i gęsto praktykowany; nie są ze sobą spokrewnieni w sensie krwi, dlatego tym bardziej przez całą jego ścieżkę nie rozumiałam, dlaczego z ich związku robiono taką konspirę). Król Genue nigdy nie powinien się godzić na jawny związek Lucette (w tych routach gdzie oczywiście żył) z Fritzem (jakiśtam szeregowy niemalże rycerz), Waltzem (co prawda bohater-który-obalił-złą-królową ale chyba nikt o jego zasługach nie wie co w sumie też dziwne) i Rumpla (randomowy lekarz, jakiś no name bez nazwiska i grosza przy duszy) bo nie miałby z tego żadnej korzyści
    - i tajemnicza choroba Parfait, która była jakimś wygodnym i losowym wytrychem scenariuszy - raz jest raz jej nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Well, uzbierałoby się trochę więcej ale generalnie - przy Cinderelli bawiłam się dobrze i pomimo pewnej prostosty w pewnym momencie nawet mnie wciągnęła. Dostałam to, czego oczekiwałam i co chciałam - nieco uproszczone, naiwne bajki z wcale nie takim złym (zazwyczaj...) romansem. I ładną muzyką. Na plus zaliczyłam też to, że routy są stosunkowo krótkie (u mnie to było ok. 5h na jeden) przez co gra mi się nie nużyła i nie męczyła (to był i w sumie nadal jest mój główny powód zniechęcenia się do Cinders i vn w ogóle).

      Za chaotyczność/niezrozumiałość/literówki z góry przepraszam. ^^"
      Ściana tekstu nie była zamierzona...

      Usuń
    2. Dzięki za tak długi i rozbudowany komentarz! Bardzo przyjemnie czytało mi się Twoją opinię! :)

      Niemalże w każdej swoim tekście dotyczącym Cinderelli zwracam uwagę na najbardziej przeszkadzającą mi rzecz, a więc na wielki potencjał produkcji skopany po całości przez twórców. Uważam, że same założenia fabularne tej gry są genialne i każdy wątek przechodzi mi się dobrze, ale niestety tylko do połowy. Sposób, w jaki twórcy prowadzą drugą połowę wątków, pokazuje jedynie ich brak wiedzy odnośnie tworzenia gier. Mnie to szalenie rusza, ale nie mam też nic przeciwko temu, że ktoś Cinderellę lubi, bo w końcu każdy ma różne oczekiwania. Mam nadzieję, że jeszcze przeprosisz się z grami VN i znajdziesz wśród nich coś dla siebie! <3

      Usuń
  2. Fajnie ze jest to darmowa gra :) Chętnie wypróbuje. Lubie wracać do starszych gier również. Klimaty zdecydowanie moje

    OdpowiedzUsuń