Ma dopiero 7 miesięcy. Piękną smoliście czarną, trochę dłuższą niż "zwykłe" dachowce sierść, niesamowicie aksamitną w dotyku. Pięknie mruczy przy głaskaniu i ma cudne żółte oczy.
Jest też z nią "coś nie tak"...
Nie potrafi normalnie chodzić. Tylne nogi nie tyle ciągnie za sobą, co bardzo silnie zarzuca nimi na prawo i na lewo.
Kotką zajmuje się pewna karmicielka, której teraz sterylizujemy dziczki. Mówiła ona, że gdy Mufka się urodziła, ona przełożyła ją w inne miejsce. Kotce jednak ono nie odpowiadało i przeniosła kociaki. Mufkę niestety upuściła. 2 razy. Z wysokości 1,5 czy 2 metrów.
Kotka przeżyła. Nauczyła się jakoś poruszać. Ale nie ma domu. Karmicielka udostępniła jej piwnicę, nie wiem, czy kotka siedziała tam cały czas, czy wychodziła na "spacery". Jednak na pewno nie są to warunki dla niepełnosprawnego kota. Jak ma uciec przed psem? Przed autem? Człowiekiem?
Zabrałam Mufkę do hiltona, siedzi w boksie. Jest już po wizycie u weterynarza. Musimy jechać na RTG, żeby stwierdzić, czy jest to uszkodzony kręgosłup, czy raczej uraz głowy.
No i oczywiście jest też parę bonusów... świerzb w uszach, możliwe, że grzyb na uszach (czekamy na wyniki zeskrobin), pełno pcheł... i duży brzuch... ani przez USG, ani w omacywaniu nie da się stwierdzić, czy jest w ciąży, bo ma bardzo silnie zgazowane jelita, ale tak czy siak jest już umówiona na zabieg. Jest też już odrobaczona.
Acha, no i z dobrych wiadomości Mufka nie załatwia się pod siebie, "chodzi" do kuwety.
No tak, zabieg, badania... tylko co dalej? Na ulicę przecież nie może wrócić... Wyadoptowanie "takiego" kota?
Chciałabym ją zostawić u siebie w domu, ale będzie to możliwe dopiero w czerwcu, co do tego czasu? Boks w piwnicy?
Totalna załamka...