Niespodziewanie dobiłam setki. Kto by pomyślał, że nasze skromne progi przyciągną tylu przemiłych gości. Cieszymy się, że jesteście z nami, by dzielić nasze radości i co najważniejsze również smutki. Gdyby nie Wy rozsypałabym się ostatnio w drobne kawałki.
To oczywiście przydługa lektura, lecz jeśli ktoś chce nas lepiej poznać, zapraszam do przejrzenia
części pierwszej.
Naszemu wątkowi patronuje gdzieś z psiego raju Skandal –
Najukochańszy w świecie pies. Najwierniejszy przyjaciel. Był ze mną tylko 20 lat. Na zawsze zapisał się w moim sercu. Cały czas uczę się żyć bez niego. Był niesamowicie mądry – nie przesadzam. Był odważny i zwariowany. I kochany. Często niezależny. Przeprowadził się ze mną z domu rodzinnego. Byłam dumna, że to mnie wybrał. Cale życie walczył z chorobą – padaczką, która na starość zniszczyła jego serduszko. Musieliśmy pomóc mu odejść, bo nocne duszności nie dawały mu spokoju. Całe życie szczuplutki, na koniec zrobił się przeraźliwie chudy. Nauczył mnie, czym jest starość.
Skandala wychował
kocur Filemon. Piękny, klasyczny pingwin. Przygarnięty ze wsi, jako kocie dziecko, przez ludzkie dziecko. Nie ma go już z nami od tak dawna. A dalej pamiętam jego mądre oczy. Kochałam go, choć czasem potrafił odsłonić demoniczną część swojej kociej natury. Całą rodziną podziwialiśmy jego opiekuńczość w stosunku do szczenięcia. Był doskonałym ojcem, matką i nauczycielem Skandala. Tęsknię za nim.
Przez moje życie przewinęło się wiele zwierząt. Były chomiczki, żółwie, świnki morskie, króliki, szczury, koniki polne. Wszystkie kochałam bardzo. Wszystkie żegnałam z wielkim bólem i morzem łez. Nie nauczyłam się rozstań, nie potrafię się żegnać i godzić z odejściem.
Jestem od wielu lat pasjonatką akwarystyki. Moimi pupilami bywają więc piękne ryby.
Dlatego bardzo przeżyłam odejście naszej maleńkiej Franciszki, kociego dziecka.
Pięknej dziewczynki, o oczach, w których kryły się miliony iskier i tajemnic. W poprzednim wątku opowiedziałam, jej krótką historię. Trafiła do nas, jako kocie dziecko zgarnięte z ruchliwej ulicy pełnej obojętnych ludzi przez znajomych mojej mamy. Kochająca, przymilna, ludzi traktująca, jak swoją mamusię skradła nam serca i złamała je. Po krótkim okresie bycia z nami, zabrał nam ją FIP. Jak ja nienawidzę tej choroby.
Pożegnaliśmy też małego Floriana,
który był z nami ledwie tydzień. Sześciotygodniowy chłopczyk, adoptowany przez TŻ, był jego ukochanym dziecięciem. Odszedł nagle, bezobjawowo, zgasł. Byliśmy na zakupach, a gdy wróciliśmy zastaliśmy go martwego. Nie ustalono co go nam odebrało.
W listopadzie 2011 roku zaczęliśmy się psychicznie przygotowywać na odejście Skandala. Był coraz słabszy. Serduszko nie miało już takiej siły. Ataki bywało, że męczyły go całe noce. Nie wiedziałam co z sobą począć. Ta straszna chwila musiała nadejść. Nie wiadomo skąd zrodził się pomysł adopcji kota. Taka nieodparta potrzeba, przeczucie, że to jest coś ważnego. Stopniowo przekonałam TŻ do tego pomysłu. Zaczęły się poszukiwania internetowe.
Tak zaczyna się historia Brawurki.
Obecnie ponad rocznej przekochanej kocicy. Postrzelonej wariatki, kosmicznego miziaka, strasznego stresiora, smakoszki karm suchych, miłośniczki psów. Brawcia trafiła do nas jako kocie dziecko. Poprzednia część wątku opowiada o jej aklimatyzacji i naszym zakochaniu. Brawcia na nowo otworzyła koci rozdział naszego życia, który, jak sądziliśmy był zamknięty na zawsze.
Kiedy trafiła do nas Brawurka, do naszej rodziny, poza moim słonkiem
, należały dwie szalone psice: Zuzia
, i Ghana
. O których jakoś nie miałam jeszcze okazji bliżej opowiedzieć. Za to chwaliłam się Ghany występami sportowymi
.
Niedługo po pożegnaniu Skandalka postanowiliśmy dać dom drugiej kociej sierotce. Myśleliśmy, że będzie to wielkie szczęście dla nastoletniej Brawurki. Co, jak się szybko okazało, nie było tak do końca prawdą. Brawusia przedkłada psy i ludzi nad koty. Początki nie były łatwe – o czym również w pierwszej części. Jednak się udało. Teraz jest super. Trafiła do nas, również po poszukiwaniach internetowych Gaja od marta_po. Marta zdecydowała się powierzyć nam swoje wychuchane tymczasiątko, za co jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni. Mała Gajeczka
dość szybko wpisała się w naszą rodzinę. Porzuciła mnie na rzecz TŻ. Jest odważna, bardzo proludzka, kontaktowa, miziasta. Ale też charakterna. A gdyby dać jej do zjedzenie krowę, wciągnęła by ją z kopytami – na raz oczywiście
To dzięki Gajeczce i Marcie (lub odwrotnie) zarejestrowałam się na Miau i wsiąkłam.
Żyliśmy więc sobie szczęśliwie w rodzinie 2+2+2. Aż pewnego dnia dostaliśmy wiadomość z domku rodzinnego Brawurki, że jej piękna mamusia znowu umknęła przed sterylką i znowu powiła dwie córeczki. Mój TŻ zakochany bez pamięci w pięknej, dobrej i mądrej Brawurce bił się z myślami. Chodził i jęczał – chciałbym siostrę Brawurki, ale co z finansami. Czy damy radę z jeszcze jednym kotem? Oczywiście w końcu Primka
trafiła do nas. A jej mama szczęśliwe na sterylizację.