Maluchy.Och co one wyprawiają….
Ivi to diabeł wcielony – mówię Wam.
Pamiętam, że śp. Majka taka nie była.
To potwór normalnie.
Wszędzie włazi – po firankach (targając je) na karnisz,
po sznurkach do prania jak linoskoczek,
do koszy na śmieci,
do sedesu, wanny i zlewu… no masakra.
Oczywiście zawsze coś potrzaska, potarga, rozleje.
Jej ostatnim trofeum jest lampka nocna mojej matki – dziękować
Bogu miałam podobną i oddałam ją mamie
(oczywiście popsioczyć musiała). Oj to pewnie wina mojego, bezstresowego wychowania.
Je jak mały odkurzacz – no studnia bez dna i zastanawiam się,
gdzie się jej to mieści.
Ma jeszcze jedną "wado-zalete".
Używa ludzi jak
drabiny, gdy chce się gdzieś dostać.
Stoisz sobie normalnie, rozmawiasz np.: z listonoszem
a tu nagle…ból.
Ostre jak brzytewki pazurki wbijają Ci się w ciało i hop…
już masz kota na czubku głowy – przysięgam.
Nie ważne, czy zmywasz, myjesz zęby,
czy siedzisz na kibelku – kot/wiewiórka siedzi Ci na głowie.
Tasza."Kiwająca się główka", czy "Bida", jak ją nazwała moja mama
jest nielepsza.
Gdyby nie to, że tylne łapy odmawiają jej posłuszeństwa,
to pokonałaby Ivi w psotach...i to raz dwa.
Widać w niej taką ogromną radość życia,
taką beztroskę,
że nawet gdy wywala kosz ze śmieciami i roznosi wszystko
po kuchni – ja jestem po prostu szczęśliwa,
że to kocisko jest takie promienne,
niemal uśmiechnięte.
Gdy biega,zawsze walnie w ścianę,
bo tylnie, rozpędzone nóżki nie łapią, że to już hamowanie,
ale wcale się tym nie przejmuje.
Zbiera się i jak szalona leci dalej.
Gdy rozpędzona chce wskoczyć na okno
(chyba zapomina że nie może się odbić)
i po wyrżnięciu w parapet ląduje na podłodze,
też się nie przejmuje,
tylko z radością leci dalej gonić Ivi…
żywe srebro normalnie.
Te opisy brzmią troszkę masakrycznie, ale zapewniam,
że nic jej nie jest.
Chyba opanowała już do perfekcji techniki upadków
i nic sobie z nich nie robi.
W niedzielę Łukasz przywiózł mi z pracy taki pojemnik na wodę
dla kotów.
Mieli to jako gratis.
Niesamowite – on nie lubi kotów, ale gdy rozdawali,
pomyślał o moich – cud.
Tak więc jest to bardziej zabawka niż poidełko,
ale zabawka genialna
i gdy ją napełniam, mam 15 min spokoju z kotami,
nie licząc ubawu jaki daje obserwowanie ich.
Działo to w ten sposób,
że nalewa się wodę i ta po kropelce spływa przez jakieś 15 min.
Cyrk.
Początkowo Ivi i Tasza tylko się przyglądały.
Ivi pierwsza, odważna obbadała co jest grane
i gdy Tasza obserwując ją zczaiła, że nic jej nie grozi – się zaczęło.
Obie uwielbiają łapać kropelki, rozpryskiwać wodę itd.
Myślę też, że to świetne ćwiczenie dla Taszy,
bo próbując złapać kropelkę, musi się nieźle napracować,
bo przednie łapki też nie trzymają jej pionu gdy je podnosi.
Ale stara się…naprawdę się stara
(choć za cholerę jej nie wychodzi
).
Nic, wszystko co dostarcza jej nowych bodźców jest super – i
zabawka z wodą jest świetna.