Dziś trafiła do mnie kilkutygodniowa bida. Maleńki, prawie zagłodzony kocurek. Prześlicznie umaszczony. Bez oczu... Zaschnięta gałka jednego z nich dyndała z oczodołu koło pyszczka, na zaschniętej błonie niczym na sznurku... Koszmarny widok świadczący o potwornym cierpieniu jakie przeszło to maleństwo.
Gałka została odcięta w lecznicy, podano mu antybiotyk i lek przeciwbólowy. Mały jest strasznie wychudzony, miał tylko 34 stopnie ciepłoty ciała i nie można było nic więcej zrobić żeby mu nie zaszkodzić.
Na zdjęciach na szczęście nie wygląda to tak strasznie jak w rzeczywistości. Jak już pisałam jednej gałki już nie ma, druga jest zgniła i wypycha się na zewnątrz. Oczodoły nie są jeszcze oczyszczone, stąd wrażenie, że kotek oczy jeszcze ma...
Proszę o wszelkie rady, sugestie i przede wszystkim - ciepłe myśli dla kotka!
Mały nie ma jeszcze imienia, może ktoś mu wymyśli? Jest bielutki z pięknymi znaczeniami, myślałam o Bulinku, ale to kupka kości, nie kojarzy się z pękatym bałwankiem...
Cudnie umaszczony