Kochankowie z Kręgu Polarnego (1998)

Może będzie to dla kogoś zaskoczenie, ale jestem osobą bardzo podatną na ckliwe, proste historie o miłości. Nie ważne, czy to europejski melodramat przemielony przez tryby art-house, czy sztampowa, wyciskająca łzy amerykańska papka – wszystko to jakoś potrafi zagrać na moich emocjach. Nie jest to oczywiście uczucie permanentne i ulatania się przy pierwszej, lepszej okazji, ale tak, potrafię sobie zasłonić świat truizmami. Ten moment szczerości na początku sugerować może, że tego samego, efemerydalnego stanu oczekiwałem po seansie kultowych gdzieniegdzie Kochanków z Kręgu Polarnego. Jak było naprawdę? To już postaram się rozwinąć w poniższej recenzji.

Napisany i wyreżyserowany przez Julio Medem film szczegółowo opisują trwającą dziesięciolecia relację między Aną i Otto oraz niezliczone zbiegi okoliczności, które ostatecznie łączą bohaterów. Dwójka młodych ludzi, bo obydwu poznajemy w czasach dzieciństwa, staje się przyszywanym rodzeństwem, kiedy ich rodzice wiążą się ze sobą. Otto darzył już Anę uczuciem, kiedy dziewczyna wierzy, że jej w chłopaku mieszka jej tragicznie zmarły ojciec.

Gdy dorastają razem, ich więź staje się znacznie silniejsza, podobnie jak rosnące między nimi napięcie seksualne. Nie mają nic przeciwko eksperymentowaniu za plecami rodziców, ale kiedy matka Otto popełnia samobójstwo, ich relacja nagle się pogarsza. Otto wyprowadza się z domu, szukając szczęścia w przestworzach, a Ana wybiera własną ścieżkę życia na uboczu, jednak oboje nigdy tak naprawdę nie zapomnieli o sobie i wspólnie spędzonym czasie.

Struktura filmu od samego początku każe nam zamknąć go w pewien percepcyjny nawias, ponieważ całą historię zaczynamy od jej końca – katastrofy samolotu dostarczającego paczki do ustronnych mieszkańców Laponii. Ogólnie motyw palindromu, czyli wyrazu czytanego tak samo z obu jego stron (popatrzcie na imiona głównych bohaterów) stanowi tutaj pewien motyw przewodni, który tak ładnie domyka narracyjną klamrę. Wszystko tutaj dzieje się na okręgu, który nie ma końca i początku, a to, z której perspektywy będziemy się mu przyglądać, zależy tylko od nas. Jednak dla ułatwienia odbioru reżyser postanowił dość jasno zasugerować nam, który segment tej opowieści widziany jest oczyma dziewczyny, a który chłopaka.

Pierwsza godzina Kochanków jest absolutnie fantastyczna! Zestawienie dwóch, totalnie różnych perspektyw jest oczywistym nawiązaniem do genialnego, kanonicznego już Rashomon (1950) Akiry Kurosoway, robiąc z tej dość prostej swych założeniach historii miłosnej dzieło naprawdę wyjątkowe. To sprytne zagranie z liną czasu daje inteligentnemu scenariuszowi wiele okazji do zbadania złożonej psychiki dwojga bohaterów. Obie postacie rodzą się w rozbitych rodzinach i zostają z samotnymi rodzicami, zbyt zdesperowanymi, by zapewnić im wrażliwość i troskę. Mając tylko siebie jako emocjonalne wsparcie i pomoc w radzeniu sobie ze stratą, projektują na siebie wzajemnie swoich zaginionych rodziców.

Co ciekawe, nasi bohaterowie nie są przedstawieni w jakiś szczególnie sympatyczny sposób i często postępują tak, że trudno im kibicować. Medem wie, że lepiej nie narzucać żadnej formy osądu. Świadomie opisuje ich wady, wyjaśnia ich pochodzenie i pozostawia nam decyzję, jak się czujemy w ich obecności. Nawet mając do czynienia ze scenami seksu, które zapewne większość reżyserów wykorzystałaby jako okazję do osądu moralnego, Julio zajmuje mocno ambiwalentne stanowisko. Podczas ich pierwszego „seksualnego” spotkania, kiedy Otto wchodzi do pokoju, podczas gdy Ana śpi (nago), Otto ma jakiś dżentelmeński szacunek, by zostawić Anę w spokoju, nawet jeśli nie może powstrzymać swojego nastoletniego instynktu.

Jednak ostatnie 30 minut filmu, choć niewątpliwie ważne i niezbędne dla struktury i fabuły, jest już nieco męczące oraz chorobliwie sentymentalne, pozbawione wspaniałej ambiwalencji, która charakteryzuje pierwszą godzinę. Głównym celem tej części Kochanków… jest wyjaśnienie i rozwikłanie różnych mitów wprowadzonych w pierwszej połowie filmu (np. Niemiecki pilot Otto, symboliczne znaczenie tajemniczego Koła Podbiegunowego itp.), ale próbując nadać tym zagadkom głębsze znaczenie, my, widzowie, zmuszeni jesteśmy do ciągłego patrzenia na to, jak dwójka bohaterów tęskni do siebie, a każde wspomnienie wiążę się  z bólem i nieodwzajemnionym pożądaniem.

Kochankowie z Kręgu Polarnego nie są niczym odkrywczym, ale w swym podejściu do jakże uniwersalnego tematu jest to dzieło zdecydowanie wyjątkowe. Duża w tym zasługa fantastycznej gry aktorskiej i to na każdym szczeblu osi czasu tej historii. Szczególną uwagę należy zwrócić na syna samego reżysera, Peru Medema, który wcielił się w najmłodszą inkarnację Otto. Pogrążony zarówno w niewinności, jak i w pożądaniu, które rozdzierają tkankę jego bytu, chłopak jest idealną metaforą tego filmu. To dzieło może być nieco męczące i momentami zbyt ckliwe, ale jego forma i taki charakter sprawiają, że dla mnie jest to zapewne seans, który zapamiętam na długo. Są takie filmy, które mimo widocznych wad jakoś z nami rezonują, i w tym przypadku jest to właśnie takie doświadczenie.

Oryginalny tytuł: Los amantes del Círculo Polar

Produkcja: Hiszpania/Francja, 1998

Dystrybucja w Polsce: gutekfilm.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *