Wieloryb (2022)

Osobiście cieszę się, że fatfobia ewoluuje w świadomości społecznej z czegoś, co bywało przyczyną wykluczenia, do całkowitej normalizacji. I nie mówię tego tylko z perspektywy osoby zmagającej się z nadmierną masą ciała, ale również człowieka, który pragnie, aby wszystkim, bez względu na sylwetkę, żyło się lepiej. Dlatego też cieszyłem się, że ten jakże trudny dla wielu temat postanowił wziąć na barki Darren Aronofsky, gość, który swoim Zapaśnikiem (2008) udowodnił, że potrafi godne ukazać nam dramat jednostki.

Nie jest to oczywiście autorska wizja Aronofsky’ego, bo zekranizował on teatralny dramat Samuela D. Huntera i te korzenie widać już na pierwszy rzut oka. Wieloryb śledzi tydzień z życia Charliego, w tej roli wychwalany wszędzie Brendan Fraser, chorobliwie otyłego nauczyciela angielskiego, który żyje ze świadomością przedwczesnej śmierci, skrupulatnie odmawiając pójścia do szpitala, kiedy dostaje zastoinowej niewydolności serca.

Zamiast walczyć o swoje zdrowie, Charlie zdaje się już pogodzony z losem, spędzając dnie na kompulsywnym objadaniu się, rozmowach ze swoją przyjaciółką i pielęgniarką Liz (Hong Chau) i próbując odbudować przerwaną przed laty relację ze swoją zbuntowaną, po prostu nieznośną córką Ellie (Sanie Sink). Z biegiem trwania historii dowiadujemy się oczywiście, skąd wzięła się choroba głównego bohatera, głębiej poznamy relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami i ułożymy sobie wszystko na tle początku końca Ameryki jaką znamy – pamiętnych wyborów prezydenckich wygranych przez Donlada Trumpa.

Wieloryb ani razu nie wychodzi poza mieszkanie głównego bohatera, co oczywiście nawiązuje do jego scenicznych korzeni. W zasadzie można powiedzieć, że przez większość czasu film to dosłownie teatr jednego aktora, którego zarówno gra, jak i charakteryzacja, dominuje w dyskursie na temat nowego Aronofsky’ego. Oczywiście nie zostaje mi nic innego, jak tylko podpisać się pod tymi wszystkimi zachwytami i dołożyć od siebie, że Oscar w kategorii zastosowanego tutaj wizażu i protetyki z czystym sercem się należy. Choć oczywiście wolałbym, żeby osobę z nadmierną tkanką tłuszczową zagrała osoba realnie zmagająca się z tym problemem. Ale to w końcu Hollywood.

Dlatego też oglądanie Wieloryba jest doświadczeniem zupełnie innym od czegoś, co zapewne podpierałoby się efektami komputerowymi. Inne aspekty techniczne filmu stoją na równie wysokim poziomie, od szczegółowo zaplanowanej scenografii, przepełnionej wręcz detalami, na często statycznej, chłodnej w swej pracy kamerze. Wszystko to składa się na wyjątkowo estetyczny, intymny i naturalny film zakotwiczony praktycznie tylko w jednym pokoju i z pięcioma przewijającymi się na ekranie postaciami. Z jednej strony jest to nowość, jeśli chodzi o Darrena, z drugiej tylko on mógł dać nam takie dzieło.

Szkoda tylko, że Aronofsky zamiast iść w nieco bardziej subtelne opowiadanie samej historii zagrzebanej pod zwałami powierzchownego dramatu, gra banałami i niepotrzebnym patetyzmem. Postacie w zasadzie nie są tutaj prawdziwymi ludźmi, a jakimiś kukłami zbudowanymi z dwóch-trzech górujących cech charakteru. Jeśli córka Charliego jest złą nastolatką, to reżyser co chwila kładzie nam przed oczyma wykonane przez nią fotki martwych psów, szkalujące wszystkich wokoło posty na Facebooku czy wciska w jej dłonie jointa. Bo wiecie, tutaj nie ma w zasadzie miejsca na spektrum, a dla amerykańskiego odbiorcy wszystko musi być klarowne i czarno białe.

Nie wiem też do końca, jaka nauka z Wieloryba płynie. Jeśli serio mamy brać te wszystkie sekciarsko-religijne bełkoty wygłaszane przez postać chodzącego po domach misjonarza lokalnego kultu, to film jeszcze bardziej traci w moich oczach. No cóż, może zwyczajnie nigdy nie miałem z głównym bohaterem innych problemów niż te związane z ciągłą zadyszką i niemożnością schylenia się po klucze. A jeśli już coś mam wyciągnąć z najgłębszych czeluści mieszkania Charliego, to fakt, że warto mieć pogodę ducha do swych ostatnich dni i umieć żartować nawet z własnych słabości. Nawet wtedy, kiedy po równi pochyłej prowadzą nas w szpony cierpienia i śmierci.

Samo zakończenie Wieloryba jest w mojej opinii okropne, nadęte i niepotrzebnie ścięte. Szkoda, bo chyba miałem zbyt wysokie oczekiwania zarówno od samego Darrena, jak i jego wytwórni A24. Ostatecznie film ten okazał się fantastycznie zrealizowaną sztuką teatralną, która pod płaszczem mówienia o rzeczach tu i teraz ważnych, serwuje nam przerysowaną historyjkę o ludzkich problemach niczym z kreskówki. Więcej subtelności panie reżyserze, więcej grania na naszych głębszych emocjach i w końcu więcej ludzi, a nie figur literackich. Może rzeczywiście Wieloryb nie powinien uderzać o brzeg kina, pływając dalej po oceanie zwanym teatrem.

Oryginalny tytuł: The Whale 

Produkcja: USA, 2022

Dystrybucja w Polsce: monolith.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *