Guillermo del Toro: Pinokio (2022)

Książkę Pinokio pamiętam jak przez mgłę, była to jedna z moich lektur szkolnych na wczesnym etapie edukacji. Jak ją wspominam? Wiem tylko tyle, że była to przyjemna powieść przygodowa, która fascynowała mnie wówczas swoim bogatym i barwnym światem. Oczywiście nie byłem świadomy całej masy odniesień do ówczesnych, włoskich realiów czy jakiś głębszych, ludzkich emocji. Na całe szczęście przyszedł pan Guillermo del Toro i pokazał mi, jak piękna jest to opowieść.

Meksykański reżyser wziął za trzon swojej historii kanoniczną, XIX wieczną powieść Carlo Collodi i dosłownie tchnął w nią nowego ducha. To wciąż film o drewnianej kukiełce, która uporczywie chce stać się prawdziwym chłopcem, jednak nacisk położony jest tutaj na zupełnie inne aspekty. Czy to wciąż produkcja przystępna najmłodszym? No właśnie nie bardzo, jednak starze dzieciaki mogą wyciągnąć z niej bardzo wiele. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że del Toro celował swym dziełem raczej w dojrzałą widownię.

Najwięcej z Pinokia wyciągną jednak ci, którzy posiadają własne potomstwo. Tytułowy bohater nie jest już tylko jowialną kukiełką, która ma robić trochę za maskotkę, a przypomina on prawdziwe, pełne dziecięcej ciekawości i przekorności dziecko. Jest ciekawy śwista, zadaje mnóstwo pytań i tak, jak każdy małoletni, który próbuje odnaleźć się wśród innych, przekroczyć granice szczerosci i nieświadomie krzywdzi bliskie mu osoby.

Sam Dżepetto, który przemawia tutaj głosem Davida Bradley’a, to postać znacznie bardziej złożona niż z gruntu dobroduszny dziadek znany z oryginału. W pewnym momencie jego poczucie straty eskaluje do tego stopnia, że w scenie rodem z kart Frankensteina Marry Shelly kreuje on fantoma przypominającego mu o tragicznie zmarłym synku. Wykorzystuje do tego jedyne narzędzia, jakie ma, dłuto i umiejętność pracy z drewnem. Relacja, jaka później rodzi się między tą dwójką, jest o wiele bardziej dojrzała i prawdziwa, ponieważ starszy już mężczyzna musi nauczyć się kochać na nowo.

Szczerze zaskoczyło mnie, jak bardzo filozoficzny jest film del Toro. Oprócz wspomnianej już opowieści o stracie i pogodzeniu się z przemijalnością naszego żywota, Pinokio zdaje się poruszać wiele wątków, których osobiście nigdy bym z nim nie powiązał. Mamy zatem antynacjonalistyczny manifest w postaci nieco przerysowanych, włoskich faszystów, którzy w nieśmiertelnej kukiełce widzą żołnierza doskonałego, czy odniesienia do ideologii chrześcijańskiej. Tę drugą reżyser traktuje z wyjątkową pobłażliwością, czego świetnym przykładem jest arcyurocza scena z renowacją ukrzyżowanego Jezusa.

Dużą zmianą względem literackiego pierwowzoru jest postać świerszcza, któremu tutaj głos podkłada sam Ewan McGregor. Jak dobrze pamiętamy, w książce Pinokio gdzieś na początku pozbawia go owadziego żywota młotkiem. Tutaj del Toro zrobił go nie tylko narratorem całej historii, ale również jej pełnoprawnym uczestnikiem. I tak, jest to postać, która rozkochuje nas w sobie od pierwszych minut trwania filmu, kiedy to w tymczasowej dziupli w drzewie wiesza na ścianie portret Schopenhauera.

Jednak odkrywanie tych wszystkich poukrywanych w filmie motywów zostawiam Wam, bo to ogromna wartość nowej odsłony tej popularnej historii. Zaraz obok fantastycznej oprawy audio-wizualnej. To, jak wygląda omawiany tutaj film, z miejsca winduje go w moim rankingu najlepszych animacji, jakie widziałem. Poklatkowa animacja jest żywa i płynna, a dzięki fantastycznemu oświetleniu (pamiętajmy, że wielką inspiracją Guillermo jest maestro Mario Bava!), dosłownie czujemy fakturę tego świata. Pod względem jakości wykonania Pinokio plasuje się wyżej niż ukochany przeze mnie Kubo i dwie struny (2016).

Powiem to całkowicie szczerze i odpowiedzialnie, Pinokio od del Toro to jedna z najlepszych animacji, jakie świat ujrzał w przeciągu ostatnich 20 lat! To dzieło tak pieczołowite, od fantastycznej historii, niuansów w nią wplecionych, poprzez technikę i łamiącą serce muzykę. Bo film w dużym stopniu jest również musicalem, ale nie takim, w którym piosenki potrafią wybić nas z nomen omen rytmu opowiadanej historii, ale w którym stanowią one integralną jej część. Jeśli chcecie znów poczuć się jak dzieci, które przeżywają swoje pierwsze spotkania z najpiękniejszymi produkcjami Disneya, to odpalcie czym prędzej Netflixa!

Oryginalny tytuł: Guillermo del Toro’s Pinocchio

Produkcja: Francja, USA, Meksyk/2022

Dystrybucja w Polsce: netflix.com

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *