Kłamstwo założycielskie PRL (2)

O ile w okresie tuż powojennym znakomitą większość osób poddanych różnym represjom za głoszenie prawdy o zbrodni katyńskiej stanowili chłopi i robotnicy, to w latach późniejszych byli to przedstawiciele inteligencji.
 
     Wiele osób publicznie mówiących prawdę o sowieckiej zbrodni w Katyniu trafiało do aresztów i więzień bezpieki z powodu donosów kolegów lub przypadkowych świadków. Do Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Chorzowie przysyłano mnóstwo anonimów na Huberta Locha, spawacza w Wytworni Wagonów i Mostów w Chorzowie, który  „rozsiewał wrogą propagandę, powtarzając usłyszane oszczerstwa rzucane przez Głos Ameryki na ZSRR dot. Katynia”.  Został aresztowany w październiku 1952 roku, a od wyroku skazującego uratowała go amnestia.
 
     Również na podstawie donosu aresztowano w 1952 roku Józefa Miszkiela, pracownika Spółdzielni Szewskiej „Zgoda” w Giżycku, zarzucając mu, iż  „opierając się na audycjach usłyszanych w języku polskim z państw kapitalistycznych, w fałszywym świetle przedstawiał zbrodnię katyńską”.  We wrześniu 1952 roku skazany został na karę trzech lat więzienia.
 
     W tym okresie, poza sądami, również kierowana przez Romana Zambrowskiego Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym skazywała ludzi za mówienie prawdy o Katyniu.
 
     Zatrudniony na Wydziale Stalowni w Hucie im. Feliksa Dzierżyńskiego w Dąbrowie Górniczej Jan Bania 13 lutego 1952 roku zwrócił się w łaźni do robotników, „że słuchał radia z Ameryki w jęz. polskim i usłyszał, że Związek Radziecki wymordował 12 tys. Oficerów polskich w Katyniu. Powiedział, że posiadał w domu gazetę z okresu okupacji, którą schował na pamiątkę i w gazecie tej Niemcy pisali, że ZSRR wymordował polskich oficerów w Katyniu”. Bezpieka aresztował go,  na podstawie orzeczenia Komisji Specjalnej w Warszawie z 28 lipca 1952 roku skierowano go na okres czterech miesięcy do obozu pracy.
 
      Orzeczeniem Komisji skazany został również Józef Korfanty, który w rozmowie z dwoma świadkami „rozpowszechniał fałszywe wiadomości”, że Związek Sowiecki wymordował polską inteligencję i odpowiada za Katyń. „Jest rzeczą oczywistą, że tego rodzaju wypowiedzi naruszają – napisał przesłuchujący go śledczy - autorytet naczelnych organów Państwa Polskiego – oraz mogłyby spowodować w szerszych kołach robotników wrogość do ZSRR, co ze względu na stosunki łączące oba państwa byłoby niewątpliwe szkodliwe”. Niekorzystne dla oskarżonego zeznania świadków przyczyniły się do orzeczenia Komisji, która uznała Korfantego za winnego i skazała na 12 miesięcy obozu pracy.
 
     „Przestępcą katyńskim” okazał się także  Marcin Krężel – funkcjonariusz Służby Więziennej w Jaworznie, który został w 1951 roku oskarżony o „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości skierowanych przeciwko jedności sojuszniczej Państwa Polskiego ze Związkiem Radzieckim”. W czasie rozmowy z kolegami przekonywał o sowieckiej  odpowiedzialności za masowy mord na oficerach polskich w Katyniu. Wojskowy Sąd Rejonowy skazał M. Krężla na cztery lata więzienia, argumentując, że czyn oskarżonego całkowicie wyczerpuje znamiona przestępstwa z art. 11 mkk, „ponieważ propaganda szerząca nieufność i wrogość do państwa sprzymierzonego sama przez się stanowi nawoływanie do czynów skierowanych przeciwko jedności sojuszniczej Państwa Polskiego z państwem sprzymierzonym”.
 
     Warto zauważyć, że wśród skazanych za głoszenie prawdy o zbrodni katyńskiej w okresie 1946-1956 przeważali robotnicy i chłopi, do których wedle komunistycznej propagandy należała władza w PRL.
 
     W marcu 1952 roku Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego wydało specjalną instrukcję nakazującą ujawnienie osób i grup „rozpowszechniających oszczercze wersje w sprawie Katynia”. Ludzi takich należało aresztować i pociągać do odpowiedzialności karnej . Przepisy te z pewnymi modyfikacjami istniały do końca lat 80.
 
     Po 1956 roku  praktyką było wydawanie wyroków w zawieszeniu, przy jednoczesnym nakładaniu wysokich grzywien. Poza wyrokami sądowymi stosowano inne szykany -  aresztowania, wezwania na komendę, długie przesłuchania, rozmowy „ostrzegawcze”, rozpuszczanie krzywdzących plotek , rewizje osobiste i miejsc zamieszkania, konfiskaty ulotek i materiałów związanych z Katyniem, zastraszenia, groźby i pobicia.
 
     Po pozyskaniu informacji o przygotowywaniu symbolicznego grobu ku czci pomordowanych polskich oficerów w pobliżu Alei Zasłużonych na warszawskim cmentarzu Powązkowski SB założyła sprawę agenturalno-śledczą krypt. „Powązki”.
 
      Po przybyciu na miejsce esbecy zatrzymali Jerzego Kosmana, „który w obecności kobiet i młodzieży wyraził się, że sprawcą mordu oficerów w Katyniu był Stalin”. Sąd skazał go później na rok więzienia w zawieszeniu.
 
     W ramach sprawy „Powązki” zarządzono również obserwację zewnętrzną miejsca, gdzie znajdował się wcześniej symboliczny grób. Esbecy zauważyli, że znicze na tym miejscu paliła Ludwika Dymecka, której mąż został zamordowany w Katyniu. Została zatrzymana i osadzona w areszcie na 48 godzin.
 
     W 1961 i 1962 roku w tym samym miejscu wetknięto chorągiewkę z napisem „Katyń”, a w latach 1963-1964 złożono szarfę z napisem „Męczennikom Katynia”. Składano wiele kwiatów i zapalano świeczki. Aby zniechęcić ludzi do upamiętniania sowieckiego ludobójstwa, esbecy wylegitymowali kilka kobiet w starszym wieku, wywodzących się, jak określono, „z kręgu rodzin oficerów Katynia”. Jednak prowadzone przez aparat bezpieczeństwa „czynności zapobiegawczo-porządkowe” w tzw. Dolince Katyńskiej nie odnosiły większych skutków. Ludzie nadal składali tam wieńce i zapalali znicze.
 
      Szerokim echem odbił się proces studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Tadeusza Madały i Zbigniewa Boczkowskiego, którzy zostali oskarżeni o to,  że w okresie od grudnia 1966 r. do lutego 1967 r. rozpowszechniali w Lublinie „fałszywe wiadomości dotyczące stosunków polsko-radzieckich po 1939 r.”, które następnie wysyłali w listach do rożnych osób w kraju. W obawie przed demonstracjami kolegów oskarżonych budynek sądu został obstawiony przez milicję.  Oskarżonych bronił mecenas Władysław Siła-Nowicki, który tłumaczył, że rozpowszechnianie wiadomości dotyczących tzw. Sprawy katyńskiej nie wynikało „z celowego zamiaru szkodzenia interesom Państwa Polskiego, lecz (...) jedynie z potrzeby dociekań naukowych”, gdyż T. Madała należał do młodego pokolenia, znającego tylko z opowiadań bolesny akt wojennej tragedii. Młodzież pragnęła zatem „dowieść właściwej prawdy historycznej”. Adwokat uzasadniał, że „obydwaj oskarżeni broniąc swego poglądu na sprawę Katynia narazili się na cierpienie moralne”, dodając jednocześnie, że „przytłaczająca większość Polaków” na sprawę Katynia ma swój własny pogląd, którego nie wypowiada. Sąd uznał jednak Madałę i Boczkowskiego za winnych i skazał na dwa lata pozbawienia wolności.
 
     W 1973 roku podejrzanym o przestępstwo z art. 271 został  również krakowianin Józef Herzog – uczestnik kampanii wrześniowej, po wojnie więzień stalinowski za działalność w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Bezpieka przeprowadziła w jego mieszkaniu rewizję, poddając później b. akowca wielogodzinnym przesłuchaniom. Od Herzoga żądano jednak (bezskutecznie), aby usunął z rodzinnego grobowca na Cmentarzu Rakowickim napisy „poległ w Katyniu” i „poległ w Starobielsku”.
 
      Każda, nawet niewielka wzmianka o sowieckiej odpowiedzialności za zbrodnię w Katyniu powodowała wszczęcie śledztwa przez organa aparatu bezpieczeństwa. We wrześniu 1975 roku dyrekcja Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie poinformowała tamtejszą komendę MO, że na terenie filii ujawniono cztery książki, „w których nieznany czytelnik dokonał dopisków o wrogiej treści, skierowanych przeciwko ZSRR i PRL”. W wyniku podjętych czynności ustalono, że autorem wymienionych notatek był emeryt Stanisław Weiss. Dopisał on na marginesie wypożyczonych z biblioteki pozycji kilka zdań o Katyniu. W książce M. Wańkowicza „Wojna i pióro” – po zdaniach autora „Wyobrażam sobie, co się działo w Sielcach. Brak było polskich oficerów” (s. 470) dopisał: „Kazał ich Stalin wymordować w Katyniu!”. Również w książce J. Kirchmayera „Powstanie Warszawskie” przypomniał o zbrodni sowieckiej.
 
      Stanisław Weiss został przesłuchany, a esbecy w raporcie napisali, iż  „dokonał kilkadziesiąt dopisków fałszujących w swej treści fakty historyczne z okresu drugiej wojny światowej, które mogłyby wyrządzić poważną szkodę interesom Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, czyli dopuścił się czynu przewidzianego w art. 271 § 1 kk. Podprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Rzeszowie Józef Styka postanowił warunkowo umorzyć postępowanie karne, wyznaczając okres próby na 2 lata. Jednocześnie zobowiązał Weissa do naprawienia wyrządzonej przestępstwem szkody przez wpłacenie na rzecz WBP w Rzeszowie wartości zniszczonych książek, ich oprawy w łącznej kwocie 230 zł oraz do wpłaty 1500 zł na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. W uzasadnieniu napisał, że jego czyn w ówczesnej „sytuacji społeczno-politycznej” nie stanowił szczególnego zagrożenia dla interesów państwa.
 
      Inną formą walki aparatu bezpieczeństwa z prawdą katyńską były tzw. rozmowy ostrzegawcze. Gdy długoletni pracownik wydziału narzędziowni Zakładów Teleelektronicznych „Telkom-Telfa” w Bydgoszczy Bogdan Łeppak zaczął publicznie dzielić się „informacjami zasłyszanymi w czasie negatywnych wystąpień kleru katolickiego (...) o rzekomym wymordowaniu polskich żołnierzy i oficerów w Smoleńsku i Katyniu przez żołnierzy radzieckich” – Służba Bezpieczeństwa założyła Sprawę Operacyjnego Sprawdzenia krypt. „Jerzy”. Jej celem było „wszechstronne rozpoznanie osobowości figuranta”, „ustalenie pobudek i motywów jego negatywnej działalności”, „rozpoznanie stopnia zaangażowania w prowadzeniu szkodliwej działalności”, „operacyjne udokumentowanie zagrożenia” i jego „profilaktyczne zlikwidowanie”.
 
      W trakcie rozmowy ostrzegawczej esbecy chcieli zastraszyć p. Łeppaka, aby więcej nic nie mówił publicznie o zbrodni katyńskiej. Jednocześnie został poinformowany o odpowiedzialności karnej z tytułu rozpowszechniania wrogiej propagandy i zapoznali z treścią artykułu 271 § 1 kk126.
 
 
CDN.