Dane 400 mln użytkowników Twittera mogą zostać ujawnione, jeśli Elon Musk nie zapłaci okupu. To kolejny już wyciek danych z platformy i kolejny problem nie tylko wizerunkowy.
W wakacje doszło do wycieku danych 5,4 mln użytkowników. Hakerzy domagali się wówczas... 30 tys. dolarów. Teraz sprawa jest o wiele poważniejsza, bo chodzi o dane 400 mln użytkowników.
Haker (lub grupa hakerów) Ryushi pochwalił się na forum Breached, że wykradł dane ponad 400 mln unikatowych użytkowników Twittera. Miało to miejsce jeszcze w 2021 roku, a wykorzystano lukę w systemie API, która została już usunięta.
Co z posiadanymi danymi zrobi haker? Wszystko leży w rękach Elona Muska. Ryushi zaproponował miliarderowi kupno całej bazy danych za 200 tys. dolarów. Jeśli do transakcji dojdzie, haker obiecał usunąć dane. Jeśli jednak do transakcji nie dojdzie, kopie bazy danych mają być sprzedawane po 60 tysięcy dolarów za sztukę.
200 tys. dolarów to niewielka kwota w porównaniu do kary, jaką może nałożyć europejski inspektor danych osobowych. Według Ryushi może być to nawet 276 mln dolarów. To kwota, jaką Facebook zapłacił za wyciek danych 533 mln użytkowników.
⚠️ Baza 400 milionów użytkowników Twittera wystawiona na sprzedaż!
— Niebezpiecznik (@niebezpiecznik) December 26, 2022
Sprzedawca szantażuje ElonaMuska i wrzuca kilka rekordów, których wiarygodność potwierdzono.
Ale...
Czy jest powód do paniki i zmiany haseł?
Oto co wiemy:https://t.co/BWlIy6zSzs
Dajcie znać znajomym, RT! pic.twitter.com/EuIcAs021L
Wśród danych, które wyciekły znajdują się:
- adres e-mail,
- imię i nazwisko,
- nazwa użytkownika Twittera,
- liczba śledzących,
- data założenia konta,
- numer telefonu.
Jednak jak informuje portal "Niebezpiecznik" wiele z tych danych można pozyskać albo wprost w profilu użytkownika, albo mogą one pochodzić z wcześniejszych wycieków na innych portalach. Potwierdzono autentyczność danych, ale poddaje się w wątpliwość, czy pochodzą one aż od 400 mln użytkowników.
Fatalna seria Muska w Twitterze
Rządy Muska w Twitterze to pasmo wpadek. Po masowych zwolnieniach, Musk prosił o powrót do pracy niektórych pracowników. Potem "namieszał" ze znaczkiem Twitter blue dla zweryfikowanych kont, co spowodowało odpływ reklamodawców z platformy. By zachęcić ich do powrotu, wymyślił nową promocję. Burzę w sieci wywołała również informacja o zwiększeniu limitu znaków w pojedynczym tweecie z 280 do 4000.
Nie jest tajemnicą, że po masowych zwolnieniach i exodusie pracowników, platforma działa coraz gorzej. W pewnym momencie Twitter stał się jak Chomikuj. Użytkownicy serwisu dzielili się całymi filmami. Zaś brytyjskie media donosiły z kolei, że Twitter miał zwolnić także znaczną część moderatorów odpowiadających za bezpieczeństwo dzieci na platformie. Praca tych osób polega na m.in. usuwaniu i zgłaszaniu pornografii dziecięcej.
Przeczytaj także
Ostatecznie po sondzie na Twitterze, w której użytkownicy zdecydowali, że najlepiej będzie, jeśli Musk przestanie kierować firmą - ten zgodził się z "wolą ludu". Miliarder zrobił to w swoim stylu - powiedział, że "zrezygnuje z roli szefa Twittera, jak tylko znajdzie kogoś +wystarczająco głupiego+, by objąć tę funkcję".