Michael Wilson, profesor mikrobiologii na University College London stwierdził, że promowanie codziennego przyjmowania probiotyków - w formie napojów jogurtowych czy pastylek - jest pozbawione solidnych podstaw naukowych. Nie ma potwierdzonych dowodów, by w jakikolwiek sposób poprawiały one nasz stan zdrowia. Naukowiec dodał, że nawet jeśli koncepcja uzupełniania "dobrych bakterii" w naszym organizmie brzmi w miarę sensownie, kiedy mówimy o zbalansowaniu lub poprawieniu flory bakteryjnej w jelitach, to i tak oparta jest na słabej orientacji w tej kwestii.

Od tysięcy lat ludzie jadali pożywnie zawierające żywe kultury bakterii. Wzmianki o piciu zsiadłego mleka dla rozwiązania problemów trawiennych pojawiają się już w czasach biblijnych.

Jednak ostatnimi laty probiotyki reklamowane są jako codzienny składnik zdrowej diety i stylu życia. W efekcie wartość rynku tych produktów - od jogurtów po kapsułki - szacuje się w Wielkiej Brytanii na 200 milionów funtów rocznie.

Według profesora Wilsona, badania kliniczne potwierdziły, że spożywanie żywych bakterii może pomóc pacjentom cierpiącym na określone schorzenia - jak biegunka wywołana antybiotykami. Nie ma jednak żadnych dowodów, by osoby zdrowe odnosiły z tego jakiekolwiek korzyści. Zaapelował o inwestycję w znacznie bardziej staranne badania suplementów w formie podwójnie ślepej próby, co oznacza, że ani badani, ani nikt biorący bezpośrednio udział w eksperymencie nie wie, czy danej osobie podawane jest placebo, czy substancja czynna. Unika się w ten sposób nieświadomego wpływu na osoby badane przez prowadzącego testy.

Obecnie suplementy dostępne na rynku sprzedawane są bez właściwej oceny ich bezpieczeństwa.

- W pewnych przypadkach probiotyki mogą być użyteczne. Problem leży gdzie indziej, a mianowicie nie ma żadnych regulacji - mówi mikrobiolog. - Uważa się je za suplement diety, a nie produkt farmaceutyczny. Każdy może wprowadzić na rynek stworzoną przez siebie mieszankę bakterii jako probiotyk. W przypadku leków, branża farmaceutyczna upewnia się, że sprzedawane przez nich rzeczy są bezpieczne. Nikt nie testuje probiotyków. Chodzi po prostu o to, że za mało o nich wiemy.

- Łatwo powiedzieć, że pewne bakterie są dobre dla człowieka, ale nie wiemy wszystkiego o innych ich gatunkach żyjących w jelitach i jak wpływają one na siebie wzajemnie. Opieramy wiele naszych teorii dotyczących probiotyków na dość niepewnych podstawach. Tymczasem należałoby być pewnym, że wykorzystuje się właściwy szczep na dane schorzenie u konkretnej osoby - a tego z reguły nie wiemy - podkreśla.

Profesor Wilson, specjalista od naturalnej flory bateryjnej człowieka uczestniczył w festiwalu nauki w Cheltenham, zorganizowanym przez "The Times". Podkreślił, że nasze "instynktowne podejście" do zagadnienia i próba manipulowania florą jelitową dla poprawy zdrowia może czasem zadziałać, ale może przynieść także krańcowo przeciwny skutek. W przypadku osoby o osłabionym systemie odpornościowym, nagłe zwiększenie ilości bakterii może powodować ryzyko zapadnięcia na sepsę, jeśli pojawi się defekt w naturalnej barierze w jelicie. - Żadne bakterie nie są całkowicie nieszkodliwe. Człowiekowi zdrowemu probiotyki nie zaszkodzą, ale i nie pomogą. Jednak osoba o obniżonej odporności przyjmując je prosi się o kłopoty - podkreśla.

Powiedział też, że potencjalny związek pomiędzy występującymi problemami zdrowotnymi a przyjmowaniem probiotyków raczej nie zostanie wychwycony, ponieważ lekarze rzadko traktują je jako przyczynę schorzeń. - Rzadko przypisuje się problemy probiotykom. Przede wszystkim lekarz na ogół w ogóle nie pyta, czy je przyjmujemy. Trzeba zachować ostrożność. Nawet jeśli lekarz przeszedł odpowiednie szkolenie i ma jak najlepszą wolę by nam pomóc, to my po prostu bardzo mało wiemy o florze bakteryjnej - tłumaczy.