Choć turyści często nie wiedzą o jego istnieniu, a same zdjęcia bez ujawniania miejsca przypominają bardziej Chorwację niż Małopolskę, niedaleko centrum Krakowa znajduje się wypełniony wodą wapienny kamieniołom - Zakrzówek. Od lat stanowi on jedno z ulubionych miejsc wypoczynku krakusów, równocześnie przyprawiając mieszkańców o ból głowy. Poza niewielką plażą publiczną, zejścia do wody prowadziły przez strome i niebezpieczne zbocza, a opłatę za wejście na teren zalewu pobierała prywatna firma szkoląca płetwonurków. Pomimo protestów mieszkańców, sprywatyzowała ona drugą plażę, urządzając przy większym z dwóch kąpielisk zaplecze logistyczne.
W 2016 roku, gdy miasto przejęło cały teren Zakrzówka za 30 mln zł oraz zapowiedziało stworzenie kompleksowego planu zagospodarowania przestrzennego, zabezpieczenia terenu i udostępnienia go bez opłat - na chwilę powiało optymizmem. W mediach pojawiały się kolejne wizualizacje architektoniczne, urządzano konsultacje społeczne, obiecywano troskę o zieleń i taką aranżację, która nie zaburzy dzikiego charakteru miejsca. W budżecie Krakowa zarezerwowano na ten cel 51 mln zł, choć kwota z roku na rok rosła, dzisiaj zbliżając się do blisko 100 mln.