Ursus C-380 w "nowym wydaniu" zadebiutował na przełomie 2014 i 2015 r. Traktor szybko zyskiwał coraz szersze grono nabywców, stając się jednym z najlepiej sprzedających się modeli ciągników na polskim rynku.

Producent wstrzelił się ze stosunkowo prostym, ale dopasowanym jak na dzisiejsze standardy produktem w najpopularniejszym zakresie mocy i konkurencyjnej cenie. Oczywiście, dużo zrobiła legenda samej marki i nawiązanie nazwy modelu do "nieśmiertelnych osiemdziesiątek" produkowanych w drugiej połowie ubiegłego stulecia.

Przez kilka lat sprzedaży traktory przechodziły różnego rodzaju, raczej niewielkie modernizacje. Do największych należy zmiana silników wymuszona kolejnymi normami czystości spalin. Od początku w ciągnikach była montowana jednostka Perkinsa, natomiast wraz z wejściem obowiązującej obecnie w tym zakresie mocy normy Stage 3B, w 2017 r. pojawił się silnik Deutza, z którego jednak się wycofano. Obecnie traktor jest oferowany dalej z silnikiem Perkinsa dostosowanym do obowiązującej normy, a w marcu podczas targów Agrotech 2018 w Kielcach Ursus zaprezentował prototyp z silnikiem Kohlera, który obecnie trafił do oferty, a który mieliśmy okazję przetestować. Cena katalogowa wersji podstawowej Ursusa C-380 z silnikiem Kohlera to 110,9 tys. zł netto. Tyle samo kosztuje model z motorem Perkinsa. Czy są zatem argumenty przemawiające za wyborem ma szyny napędzanej Kohlerem, a nie popularnym Perkinsem? Jakie są mocne i słabe strony całego ciągnika?

SILNIK MNIEJSZY, ALE BEZ DPF-U

Starając się odpowiedzieć na powyższe pytania i zaczynając od silnika, warto na początku wspomnieć o samej marce Kohler, która jest u nas raczej słabo kojarzona. To amerykański producent, który przejął ponad 10 lat temu włoskiego producenta silników Lombardini - a to już nazwa dobrze znana przede wszystkim z różnej maści ciągników specjalistycznych.

Jednostka napędowa Kohler, podobnie jak stosowany alternatywnie Perkins, to silnik 4-cylindrowy, turbodoładowany z intercoolerem.

Dysponuje mocą maksymalną 74 KM i momentem obrotowym na poziomie 300 Nm osiąganym przy 1400 obr./min. To parametry niemal identyczne, jak w Perkinsie (75 KM, 318 Nm), przy czym - jak zaznacza producent - nieco niższy moment obrotowy w przypadku Kohlera ma zrewanżować bardziej płaska linia jego przebiegu, co oznacza dużą elastyczność silnika w szerokim zakresie obrotów silnika.

Porównując jednostki napędowe, największe różnice widać w pojemności silników i systemach oczyszczania spalin.

W pierwszym przypadku Kohler dysponuje pojemnością 2,5 l (dokładnie 2482 cm3), podczas gdy w Perkinsie jest to 3,4 l. To spora różnica, którą większość osób z pewnością odbierze jako plus dla tego drugiego.

Z drugiej jednak strony korpusy silników charakteryzują się podobnymi gabarytami i masą (267 kg Kohler, 275 kg Perkins), a misa olejowa w Kohlerze ma nawet większą pojemność: 11,3 w stosunku do 9,5 l. Interwały serwisowe w obydwu przypadkach są określone na 500 h.

Na korzyść Kohlera przemawia układ oczyszczania spalin, w którym w odróżnieniu od Perkinsa nie zastosowano filtra cząstek stałych (DPF). Dzięki temu układ jest właściwie bezobsługowy - uniknięto m.in. konieczności tzw. dopalania, a także ewentualnych kosztów serwisowych związanych z regeneracją.

Za czystość gazów wydechowych odpowiadają tutaj m.in.: filtr oksydacyjny i układ zewnętrznej recyrkulacji spalin (EGR). Kolejną różnicą jest zastosowanie zamiast 4 świec żarowych jednej, elektrycznej grzałki powietrza (spirali) w kolektorze dolotowym. Z racji tego, że ciągnik testowaliśmy latem, nie mieliśmy okazji ocenić skuteczności działania takiego rozwiązania. Według producenta dobrze spełnia swoją funkcję, a w dodatku jest tańsze przy ewentualnej naprawie.

WYSOKA KULTURA PRACY KOHLERA

Podczas testów ciągnikiem pracowaliśmy głównie przy zbiorze słomy z prasą belującą stałokomorową zwijającą baloty o średnicy 150 cm oraz w lekkich pracach polowych i przy zwózce balotów. Silnik, mimo stosunkowo niewielkiej pojemności skokowej, dał się poznać jako dość żwawy i o przyjemnej kulturze pracy. Pracując z wspomnianą prasą, nie dało się odczuć braku mocy nawet przy pełnej komorze i maksymalnym ciśnieniu docisku beli. Maszyna szybko reaguje na naciśnięcie pedału gazu w szerokim zakresie obrotów - dużą elastyczność silnika odczuwa się już po przekroczeniu ok. 1200 obr./min.

Słysząc odgłos pracy jednostki, ma się wrażenie, że jest to silnik o znacznie większej pojemności i mocy. Według nas sprawdzona przekładnia Carraro i silnik Kohlera to właściwie dobrane połączenie umożliwiające łatwy dobór prędkości do danej pracy oraz płynną zmianę biegów podczas jazdy.

Codzienna obsługa silnika jest łatwa - dobry jest dostęp do bagnetu poziomu oleju, a suchy filtr powietrza został umieszczony przed chłodnicami. Co istotne, brak filtra DPF oraz nieco mniejsza wysokość silnika Kohlera pozwoliły producentowi na zmianę kształtu maski, która jest bardziej "ścięta", dzięki czemu poprawiła się widoczność na obszar z przodu ciągnika, co jest dużym plusem zwłaszcza podczas prac z ładowaczem czołowym.

KABINA KOMOFORTOWA... ALE NIE DO KOŃCA

Kabina w Ursusie, jak na tę klasę mocy, oferuje operatorowi dużo miejsca, choć nie znajdziemy tutaj już dodatkowego siedziska dla pasażera. Zamiast niego, na bocznym lewym panelu, znalazła się praktyczna wnęka-półka, w której można umieścić drobne przedmioty.

Na bardzo dobrym poziomie jest też widoczność. Z kolei, jeśli chodzi o wyciszenie - jest ono raczej na przeciętnym poziomie.

Opcjonalna, automatyczna klimatyzacja działa dość wydajnie. Panel sterowania jest umieszczony pod dachem. Wskazuje temperaturę na zewnątrz oraz tę, którą chce się uzyskać w kabinie. Małym minusem jest to, że wyłącza się ona za każdym razem, kiedy unieruchamiany jest silnik, także trzeba ją załączać po każdym uruchomieniu ciągnika.

Uwagę zwraca niewielka, zgrabna kierownica z regulowanym położeniem, która w połączeniu z lekko działającym układem kierowniczym umożliwia precyzyjne i przyjemne kierowanie ciągnikiem zarówno podczas pracy w polu, z ładowaczem, jak i w szybkich przejazdach drogowych. Obok niej znalazły się wielofunkcyjne dźwigienki do obsługi oświetlenia drogowego, kierunkowskazów, klaksonu i wycieraczek szyb.

Wszystko to jest pod ręką, działa lekko i intuicyjnie.

Deska rozdzielcza nie jest duża, ale czytelna.

Obok tradycyjnych wskaźników znalazł się też wielofunkcyjny wyświetlacz elektroniczny, na którym można odczytać różne, bardziej szczegółowe parametry. Szkoda, że nie działał wskaźnik obrotów WOM.

Sterowanie funkcjami ciągnika odbywa się w większości mechanicznie - za pomocą dźwigni. Wśród funkcji uruchamianych elektrycznie jest załączanie przedniego napędu (klawiszem przy desce rozdzielczej) oraz kompresora układu pneumatycznego (nieoznakowany przycisk z lewej strony kierownicy).

To dobre rozwiązanie, bo dzięki niemu można szybko wyłączyć pracę sprężarki, kiedy nie jest używana. Większość elementów sterowania jest rozmieszczona ergonomicznie i do ich obsługi nie potrzeba użycia większej siły. Ładnie wkomponowano również dżojstik ładowacza, choć w przednim położeniu dźwigni układu hydraulicznego potrafi do nich dotykać, co może przeszkadzać w manipulowaniu ładowaczem.

We wnętrzu kabiny znaleźliśmy też kilka rzeczy, które niestety wpływają negatywnie na komfort pracy traktorem. Należy do nich m.in. umiejscowienie dźwigni do sterowania tylnym TUZ. Aby je chwycić, prawa ręka wędruje w nienaturalną pozycję do tyłu, a dodatkowo dłoń umieszczona na gałce regulatora ociera o boczną osłonę błotnika. Przydałyby się też rolety: jedna na przednią szybę, druga do zasłonięcia okna dachowego. Wysoka przednia szyba i okno dachowe dają dobrą widoczność do pracy z ładowaczem czołowym, ale podczas pracy na polu, w słoneczne dni, brak takich osłon jest uciążliwy. Trochę zabrakło nam również chociażby niewielkiej półeczki np. na telefon na prawym panelu, gdzie umieszczono gniazdo USB do urządzeń elektronicznych.

Samo gniazdo jest akurat użytecznym dodatkiem - można tu np. łatwo podłączyć i doładować telefon.

SPRAWDZONA I DOBRZE DZIAŁAJĄCA PRZEKŁADNIA

Jeśli chodzi o układ przeniesienia napędu, tutaj nie ma zmian. Producent pozostał przy sprawdzonej przekładni Carraro 12/12. Do zmiany głównych przełożeń służy długa dźwignia wychodząca z podłogi, z prawej strony, przedniej części siedzenia operatora.

Obok niej znalazła się niewielka wajcha do zmiany trzech zakresów prędkości, a z lewej strony kierownicy - dźwignia rewersu.

Umiejscowienie tych elementów umożliwia operatorowi komfortową zmianę biegów i kierunku jazdy, a samo działanie jest lekkie i płynne. Dobrze działa synchronizacja - przełożenia zmienia się bez żadnych zgrzytów, a po wciśnięciu sprzęgła rewersor można z łatwością przestawić bez całkowitego zatrzymania ciągnika. Samo zestopniowanie biegów jest dobre, chociaż trzeba powiedzieć, że w trzecim, najszybszym zakresie, prędkości biegów są dość spore i z większymi ładunkami może być delikatny problem z ruszeniem - zwłaszcza na nieutwardzonym podłożu. Z kolei ruszając z niższego zakresu, ciężko będzie go zmienić na wyższy bez zatrzymania się.

W układzie hydraulicznym pracuje pompa zębata o maksymalnym wydatku 50 l/min.

Wydaje się to wystarczającą wartością - zarówno praca z ładowaczem, jak i z prasą czy lekkimi narzędziami uprawowymi przebiegała wystarczająco sprawnie i szybko. W testowanym ciągniku z tyłu znalazły się trzy pary gniazd szybkozłączy hydraulicznych (w standardzie są dwie) z zatyczkami oznaczonymi kolorami adekwatnymi do barw gałek dźwigni sterowania w kabinie. W tym miejscu przydałby się zbiorniczek na olej, który potrafi uszczknąć ze złączy podczas odczepiania sprzętu. Nie zanieczyszczałby wtedy innych elementów (np. zaczepu) pod gniazdami.

WYPOSAŻENIE EKSTRA

Traktor został dostarczony do nas z fabrycznym ładowaczem czołowym Tur 4F o maksymalnym udźwigu 1300 kg. Do jego obsługi służył dżojstik (sterowanie linkowe), który schludnie zabudowano w przedniej części prawego panelu sterowania w kabinie. Manipulowanie ładowaczem było lekkie i precyzyjne.

Zmienilibyśmy tylko odrobinę umiejscowienie dźwigni obsługi ładowacza, ponieważ przy wychylonych do przodu dźwigniach sterowania hydrauliką zewnętrzną elementy te potrafią o siebie zahaczać.

W testowanym przez nas ciągniku zamontowany został także przedni TUZ własnej produkcji. Teoretyczny udźwig urządzenia to 2000 kg. Do sterowania nim służy jedna dźwignia (żółta) standardowo przeznaczona do obsługi pary wyjść hydrauliki zewnętrznej. Aby olej był kierowany na TUZ, a nie do szybkozłączy z tyłu, należy zmienić położenie specjalnej dźwigienki przy rozdzielaczu za kabiną - można to zrobić bez wychodzenia z kabiny. Co ciekawe, sam podnośnik (bez konstrukcji wsporczej) może być w razie potrzeby szybko zdemontowany.

Wystarczy wypiąć dwa sworznie i odkręcić dwa przewody hydrauliczne (docelowo mają to być szybkozłącza) i element można odłączyć od traktora.

PODSUMOWANIE

Ursus C-380 z silnikiem Kohlera to ciekawa propozycja uniwersalnego ciągnika i interesująca alternatywa dla tego modelu wyposażonego w silnik Perkinsa. Mimo niewielkiej pojemności skokowej charakteryzuje go wysoka kultura pracy i dobra elastyczność.

Niewątpliwym atutem przemawiąjącym za wyborem maszyny z tą jednostką napędową jest brak filtra cząstek stałych, co zwłaszcza przy zróżnicowanym charakterze prac maszyny może okazać się rozwiązaniem bardziej przyjaznym użytkownikowi, a w przyszłości zaoszczędzić na kosztach serwisowania związanych z ewentualną potrzebą regeneracji. Jednocześnie producent zapewnia, że bieżące koszty serwisowania powinny być podobne, jak w przypadku popularnego Perkinsa.

Jeśli chodzi o komfort pracy, przydałoby się, aby producent dopracował jeszcze kilka detali w kabinie. Niemniej jednak ciągnik dał się poznać podczas testu jako wszechstronny pomocnik, dobrze współpracujący z zaczepionymi maszynami, jak i fabrycznym ładowaczem czołowym.

Artykuł ukazał się w październikowym wydaniu miesięcznika "Farmer"

Zobacz również:
Ursus C-380 z silnikiem Kohlera – jak wypadł w teście Farmera?