Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Musiałek  7 sierpnia 2017

Ta dyskusja już raz się odbyła. Jak politycy grali niemieckimi reparacjami wojennymi

Paweł Musiałek  7 sierpnia 2017
przeczytanie zajmie 9 min
Ta dyskusja już raz się odbyła. Jak politycy grali niemieckimi reparacjami wojennymi wikimedia.org/wikipedia/commons/

Debata o niemieckich reparacjach wojennych już się odbyła. Miała miejsce w polskim Sejmie czternaście lat temu, krótko po referendum akcesyjnym. Bohaterowie tamtej dyskusji są nam dobrze znani: Antoni Macierewicz, Donald Tusk, Marek Borowski… Ostateczną redakcję powstałej z inicjatywy prawicy uchwały zaproponowała Platforma Obywatelska, a przez aklamację (sic!) przyjął ją parlament zdominowany przez postkomunistów.

Posłowie Ligi Polskich Rodzin (LPR) oraz innych mniejszych partii i kół poselskich wnieśli w sierpniu 2003 roku projekt uchwały zobowiązującej rząd do wyegzekwowania od Niemiec reparacji wojennych z tytułu strat w wyniku II wojny światowej. Uzasadnieniem było nie tylko to, że – jak powiedział poseł Antoni Macierewicz – „nam się te reparacje należą” i fakt braku uregulowania tej kwestii, ale także bieżący kontekst polityczny. Inicjatorzy uchwały wskazywali w niej, że w Niemczech coraz silniej odzywają się głosy kwestionujące powojenny ład europejski oraz nawołujące do rewizji postanowień poczdamskichi coraz silniej wzywa się Polskę do zadośćuczynienia „za wydumane krzywdy, których jakoby doznali Niemcy po II wojnie światowej”. Celem maksymalnym uchwały miały być uzyskanie reparacji, a rozwiązaniem minimalnym- zobowiązanie się rządu RFN do zaspokojenia wszystkich roszczeń swoich obywateli, które są wysuwane pod adresem rządu polskiego i polskich obywateli. To uzasadnienie pokazywało, że w kontekście wzajemnych roszczeń inicjatorzy zadowalali się tzw. opcją zerową, a żądanie reparacji miało raczej stanowić czynnik nacisku na rząd niemiecki niż realne oczekiwanie uzyskania dodatkowego odszkodowania.

Wysuwać roszczenia czy nie?

Jerzy Czerwiński (wówczas poseł Ruchu Katolicko-Narodowego Antoniego Macierewicza, dziś senator Prawa i Sprawiedliwości) na posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych krytycznie dodawał, że „nie nastąpiło do tej pory przewartościowanie polityki rządu polskiego i odpowiednia reakcja na żądania wysuwane ze strony niemieckiej”. Wskazał, że należne Polsce z tytułu umowy poczdamskiej świadczenia z zachodnich stref okupacyjnych nigdy nie zostały w pełni spełnione. Zwracał uwagę, że„oznacza to, że skutkiem naszej uchwały paradoksalnie mogłoby być wykonanie w pełni umów poczdamskich, które kończyły sprawy II wojny światowej na arenie międzynarodowej ”. W kontekście roszczeń „wypędzonych” podkreślał, że „to urzędy niemieckie inspirują, wręcz wymuszają na swoich obywatelach, poprzez żądanie zwrotu tzw. świadczeń wyrównawczych, występowanie do urzędów i sądów polskich z żądaniami zwrotu nieruchomości, które tutaj pozostawili”.

Czerwiński oddalał argument o zamknięciu kwestii reparacji wraz z decyzją rządu Polski Ludowej o zrzeczeniu się odszkodowań z sierpnia 1953 r.

Wyjaśniał, że celem oświadczenia rządu PRL z roku 1953 nie była rezygnacja z całości reparacji wojennych, a jedynie z tej części, z której i tak Polska nie mogłaby się zaspokoić, czyli z tej części, z której zrezygnował Związek Radziecki w protokole podpisanym z NRD.

Janusz Dobrosz (wówczas polityk LPR, związany wcześniej i dziś z Polskim Stronnictwem Ludowym) uzupełniał podczas innej debaty, że decyzja rządu w tej sprawie jest nieważna w świetle prawa międzynarodowego, z uwagi na przymus psychiczny zastosowany przez władze ZSRR wobec Polski. Co ciekawe, przy krytycznej ocenie ustroju komunistycznego politycy Ligi nie przyjmowali doktryny całkowitej nielegalności władz PRL, pociągające za sobą stwierdzenia nieważności zawieranych wówczas umów międzynarodowych, co wcześniej zakładali politycy Konfederacji Polski Niepodległej.

Posłowie Prawa i Sprawiedliwości zgadzali się z argumentacją posłów LPR, aczkolwiek formułowali je w sposób bardziej stonowany. Marek Jurek podkreślił, że problem wynika niekoniecznie z woli polityków niemieckich, ale z niemieckiej doktryny prawnej. Marian Piłka (dziś Prawica RP) dodał, że odszkodowania powinny objąć także kwestię wypędzeń Polaków z Wielkopolski w 1939 r. Ponadto zwracał uwagę na problem zagrabionych dzieł sztuki.

Projekt pod kątem zarówno prawnym, jak i politycznym skrytykował Bogdan Klich, podkreślając, że „bierzemy na siebie odpowiedzialność za podgrzewanie temperatury stosunków polsko niemieckich i kreowanie spirali wzajemnych roszczeń i pretensji”. Odwołał się do wzajemnych korzyści, jakie wynikają z polsko-niemieckiej wspólnoty interesów.

Wyjaśniał także, że „majątek poniemiecki na Ziemiach Zachodnich i Północnych stanowi reparację wojenną, czyli zaspokojenie polskich roszczeń odszkodowawczych wobec Niemiec” i dodał, że „jednostronna deklaracja rządu PRL z 1953 r. o zrzeczeniu się dalszych roszczeń z puli radzieckiej, jest w zasadzie zamknięciem polskich roszczeń, czy tego chcemy, czy nie, […] ponieważ zrzekła się w stosunku do całych Niemiec”.

Argumentację Klicha poparł Aleksander Małachowski z Unii Pracy, który krytycznie ocenił samą inicjatywę, mówiąc że „wychodzą tu na wierzch różne pasje polityczne i antyniemieckie, które może są i zrozumiałe, ale prowadzą na złą drogę”. Co ciekawe, także Marian Curyło z Samoobrony, dystansował się od projektu uchwały, ponieważ jak wyjaśniał „»trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe«, a nie szukać zwady i rozdrapywać zabliźnione rany”. Najbardziej stanowczo projekt skrytykował Marek Borowski z SdPl, który powiedział, że „dla mnie skrajnością nie do przyjęcia jest jakiekolwiek zobowiązanie, wezwanie rządu RP do tego, żeby uzyskał reparacje od Niemiec (…) Mam poczucie, że znalazłem się w krainie absurdu”. Wobec pojawiających się sporów prawnych stanowiących podstawę prawną sejmowej uchwały, Bogdan Błaszczyk z SLD zaproponował zwołanie konferencji pod auspicjami Sejmu, w której wzięliby udział eksperci prawa międzynarodowego, ale wniosek ten został odrzucony.

Oceniając argumentację posłów przeciwnych uchwale Antoni Macierewicz powiedział: „Nie chcę używać ostrzejszych słów, ale to są działania (…), które podcinają podstawowe racje bytu narodu polskiego”. W podobnym duchu, ale mniej ostry w tonie był Janusz Dobrosz, który stwierdził: „Wydaje mi się, że większość polskich publicystów i polityków jest w sprawach polskich prokuratorami, a w sprawach niemieckich adwokatami”. Jeszcze mocniej sprawę ocenił Antoni Stryjewski z RKN, który powiedział, że „wypowiedzi serwowane przez panów posłów: Aleksandra Małachowskiego, Bogdana Klicha i Mariana Curyło pokazują wyraźnie, że te elity są intelektualnie skorumpowane, a być może nawet intelektualnie chore”. Odnosząc się do argumentacji Klicha Macierewicz kwestionował moc prawną decyzji z 1953 r. i powiedział, że „żenująca jest sytuacja, w której polski poseł udowadnia racje niemieckie”. Wsparł go Dobrosz uzasadniając, że decyzja Bieruta była niezgodna nawet z prawem PRL, a nawet jeśli ją uznać, to dotyczyła tylko NRD, a nie całych Niemiec. Uzasadniając przyjęcie uchwały Dobrosz przypomniał o uchwale Bundestagu z 1998 r., która popierała roszczenia wobec Polski i Czech. Maciej Giertych skrytykował wspólne oświadczenie prezydentów Kwaśniewskiego i Raua z 2003 r. w którym stwierdza się, że nie mogą mieć więcej miejsca roszczenia materialne.

W toku prac sejmowych, na wniosek PO, uzgodniono przeniesienie punktu ciężkości z żądań reparacji od RFN na rzecz odpowiedzialności odszkodowawczej rządu niemieckiego z uwagi na praktyczne efekty takiego sformułowania. Cel trafnie oddał Tadeusz Iwiński (Sojusz Lewicy Demokratycznej), który zauważył, że w tym przypadku „bardzo trafne jest pojęcie szachowe, iż groźba jest silniejsza od ruchu (…) Apel w sprawie uzyskania reparacji jest niewykonalny, ale ma (…) być swoistą odpowiedzią na absurdalne roszczenia wysuwane wobec Polski.”.

SLD popiera, rząd SLD się odcina

Wnioskodawcy zgodzili się na zmianę żądań reparacji z uwagi na wolę przyjęcia uchwały Sejmu przez aklamację, ale pod warunkiem uwzględnienia ich postulatów odnoszących się do nowo zaproponowanych kwestii. Marek Jurek podkreślał w tym kontekście, że „powinniśmy wzywać rząd do działań na rzecz tego, by RFN uznała nie tyle odpowiedzialność odszkodowawczą, co bezzasadność roszczeń materialnych społeczeństwa niemieckiego wobec Polski zgłaszanych w następstwie przesiedleń ludności po II wojnie światowej”. Donald Tusk nie zgodził się z Jurkiem, że zobowiązanie Sejmu do obrony polskich obywateli w sporach cywilnych de facto uprawomocni kwestię roszczeń cywilnych obywateli Niemiec. Uzasadnił także wycofanie żądania wyegzekwowania przez rząd Polski reparacji na rzecz sformułowania, „które przygotowuje polski rząd do rozmowy na ten temat, nie precyzując ostatecznie puenty w tej kwestii”. Sporny okazał się tytuł, ponieważ uzupełnienie kwestii reparacji o punkty dotyczące bezzasadności roszczeń obywateli Niemiec spowodowało, że nie w pełni oddawał on treść. Ponadto dla posłów Socjaldemokracji Polskiej był on zbyt kategoryczny. Nie było natomiast sporu co do konieczności obliczenia i przedstawienia opinii publicznej strat, jakie Polska poniosła w wyniku II wojny światowej, ani tego że Polska ponosi jakiekolwiek zobowiązania z tytułu II wojny światowej, co zostało dodane do treści uchwały.

Po bardzo burzliwych debatach wnioskowane poprawki posłów prawicy do wersji zaproponowanej przez PO uwzględniono, a postulat ochrony prawnej obywateli polskich przez rząd został przeniesiony z uchwały do dezyderatu.

Ostatecznie 10 września 2004 roku przyjęto Uchwałę Sejmu RP w sprawie praw Polski do niemieckich reparacji wojennych oraz w sprawie bezprawnych roszczeń wobec Polski i obywateli polskich wysuwanych w Niemczech. W treści dokumentu podkreślono, że Polska nie otrzymała stosownej rekompensaty finansowej i reparacji wojennych za II wojnę światową, a nasz kraj nie ma wobec obywateli RFN żadnych zobowiązań finansowych z tytułu następstw II wojny.

Jednocześnie Sejm uchwałą wezwał polski rząd „do podjęcia stosownych działań wobec rządu RFN” w zakresie kompensaty i reparacji, a także do uznania bezzasadności roszczeń niemieckich obywateli oraz przedstawienia opinii publicznej szacunku strat materialnych i niematerialnych poniesionych przez państwo polskie i jego obywateli w wyniku II wojny światowej.

Tadeusz Iwiński, szefujący sejmowej podkomisji pracującej nad dokumentem, wyjaśnił intencje uchwalenia uchwały, co do których osiągnięty był konsensus: „Chodziło nie o zaognianie stosunków polsko-niemieckich, (…) lecz o to, żeby uczynić wszystko, aby te stosunki poprawić poprzez zminimalizowanie albo usunięcie przyczyn napięć, a także żeby uspokoić wielu obywateli polskich, którzy wyrażają rozmaite niepokoje związane z działalnością określonych środowisk w RFN”. Dokument przyjęty został przez aklamację, co pokazuje, że mimo fundamentalnych różnic w ocenie stosunków polsko-niemieckich wszystkie siły polityczne osiągnęły konsensus w bardzo ważnej, a zarazem drażliwej kwestii. Była to pierwsza w III RP uchwała dotycząca tej tematyki, co pokazuje istotny zwrot w polityce Polski wobec Niemiec.

W tym kontekście należy podkreślić, że ówczesny rząd konsekwentnie uważał, że kwestie reparacji uważa za zamknięte, mimo że jego polityczne zaplecze poparło uchwałę. Zbigniew Siemiątkowski z SLD dziwił się, dlaczego Ministerstwo Spraw Zagranicznych „nie chce skorzystać z takiej sytuacji, z której bez żenady korzysta się w innych krajach, o czym wiemy, obserwując np. niemiecką scenę polityczną”. Ówczesny szef dyplomacji, Włodzimierz Cimoszewicz wyjaśnił, że rząd stoi na stanowisku doktryny prawnej, opartej na deklaracji rządu polskiego z 1953 r., która miała zamknąć kwestie reparacji wojennych. Szef MSZ zaznaczył, że doktryna ta jest przyjmowana przez zdecydowaną większość autorytetów prawnych w Polsce, a odrębne opinie są marginalne.

Te argumenty brzmią znajomo

Brak realizacji uchwały spowodował, że we wrześniu 2004 r. posłowie LPR złożyli wniosek o wotum nieufności dla ministra Cimoszewicza. Wnioskodawcy powoływali się na zignorowanie przez szefa MSZ stanowiska całej izby, podkreślając, że dokument miał ponadpartyjne poparcie. Marek Jurek, wspierający wnioskodawców, podkreślał, że rzecz nie w tym, że Cimoszewicz nie podjął żadnych działań, ale zakwestionował samą zasadność uchwały i stanowisko Sejmu dotyczące prawa Polski do reparacji. Według Jurka oznaczało to, że Cimoszewicz nie respektuje wymogów demokracji parlamentarnej.

W toku debaty nad wotum pojawiło się wiele wątpliwości obecnych również w dzisiejszej dyskusji.

Odpowiadając na argument Marka Borowskiego, że Polska przez 15 lat III RP nie podnosiła kwestii reparacji, Jurek wskazał, że jest to atut Polski, a nie obciążenie: ponieważ pokazuje dobrą wolę Polski ułożenia dobrosąsiedzkich stosunków przez ten okres. Tadeusz Iwiński bronił Cimoszewicza wskazując, że premier Marek Belka podjął kwestie wzięcia finansowej odpowiedzialności państwa niemieckiego wobec roszczeń w czasie rozmów z kanclerzem Niemiec w Raciborzu. Iwiński przyznał też, że „nie wszystkie wypowiedzi ministra Włodzimierza Cimoszewicza w tej materii były fortunne”.

Bronisław Komorowski w imieniu Platformy Obywatelskiej poparł linię argumentacyjną rządu wskazując, że nie jest on prawnie zobowiązany do wykonywania uchwał Sejmu. Jednocześnie skrytykował odrzucenie uchwały jako narzędzia nacisku w polityce wobec Niemiec i jako realny problem wskazał kwestię odszkodowań dla osób opuszczających Polskę w latach 70., których mienie przepadło na rzecz Skarbu Państwa.

Najbardziej krytyczny wobec odwołania ministra był przedstawiciel SDPl Marek Borowski. On też w największym stopniu dystansował się od kwestii reparacji, kwestionując racje prawne. Podkreślił, że tylko SdPl zgłaszała stanowisko, że w uchwale nie może być sformułowania, iż rząd ma się domagać jakichkolwiek reparacji. Przy okazji bardzo krytycznie odniósł się do inicjatorów dokumentu, zarzucając im awanturniczość. Przekonywał, że kwestia uchwały „to jest fragment pewnej większej całości. Otóż są w Polsce i w Sejmie kręgi polityczne, które przeciwne są przynależności Polski do Unii Europejskiej. […] Najpierw robili wszystko, żeby Polska nie przystąpiła do Unii, a teraz, kiedy jesteśmy w Unii, czynią wszystko, żeby zaostrzyć stosunki z tymi państwami, bez których polskie sukcesy w Unii będą utrudnione”. Na wypowiedź Borowskiego zareagował Marian Piłka, który powiedział, że „z wypowiedzi posła Marka Borowskiego rozumiem, że godzi się na podrzędną pozycję Polski w Unii Europejskiej. On ma taką mentalność odziedziczoną”.

Broniąc się przed zarzutami, Cimoszewicz przyznał, że natychmiastowe zdystansowanie się od uchwały sejmowej w aspekcie reparacji wynikało z niechęci do konfliktowania się z Niemcami. Ponadto wskazał, że rząd zgadzał się z pozostałymi postulatami zawartymi w uchwale. W tym kontekście zaznaczył, że rząd od początku uznawał bezzasadność roszczeń obywateli Niemiec, a ponadto stworzony został zespół szacujący straty Polski w wyniku II wojny światowej. Ponadto Cimoszewicz podkreślił, że wskazał stronie niemieckiej, że „uchwała Sejmu jest wyrazem zaniepokojenia polskiej opinii publicznej i z tego punktu widzenia powinna być impulsem do zastanowienia się, jakiego rodzaju wrażliwości zabrakło po stronie niemieckiej”.

Głosowanie dzięki poparciu SLD, SDPl, UP oraz mniejszym kołom i posłom niezrzeszonym zakończyło się odrzuceniem wniosku, ale pokazało słaby mandat dla Cimoszewicza. Debata nad odwołaniem szefa dyplomacji pokazywała przede wszystkim jak kruchy był kompromis Sejmu w kwestii reparacji wojennych. Słusznie wyjaśnił przyczyny konsensusu w sprawie uchwały na ten temat Marek Borowski, podkreślając, że był on możliwy, ponieważ „znaleziono formułę talleyrandowską, to znaczy taką, którą można czytać na różne sposoby”.

 ***

Analiza debaty nad uchwałą dotyczącą reparacji wojennych jednoznacznie wskazuje, że intencją ówczesnej, ponadpartyjnej decyzji Sejmu RP było uczynienie z kwestii reparacji karty przetargowej w ewentualnych sporach z Niemcami, dotyczącymi roszczeń obywateli RFN co do majątku pozostałego na ziemiach polskich. Najbardziej precyzyjnie w toku przytoczonej dyskusji ujął to właśnie Tadeusz Iwiński wskazując na uchwałę jako element „szachowej rozgrywki”, który miał uwypuklić absurdalność roszczeń „wypędzonych”. Jakiej „rozgrywce szachowej” ma służyć powrót do tego tematu w dzisiejszej debacie publicznej i relacjach polsko-niemieckich? To już temat na osobną analizę.