Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak w latach 90. Polacy łamali prawa autorskie wydając gry na 8-bitowe Atari

55 240  
171   65  
Ataryna. Ośmiobitowe monstrum z podłączonym do swych trzewi zewnętrznym nośnikiem programów zapisanych na kasetach magnetofonowych. Do dziś pamiętam tę ekscytację, gdy włączyłem swoją pierwszą grę na swoim pierwszym komputerze. Już w tamtych zamierzchłych czasach polscy programiści potrafili wykrzesać z nędznych bebechów tych maszyn prawdziwe perełki. Niekiedy robili to mając w najwyższym poważaniu wszelkie prawa autorskie. Kto w tamtej zamierzchłej epoce w ogóle przejmował się takimi rzeczami?
Z bardzo bogatej listy polskich gier na poczciwe, ośmiobitowe Atari wybrałem cztery tytuły, które ewidentnie pogwałciły uprawnienia przysługujące autorom innych produkcji. Dziś takie numery szybko skończyłyby się wysokimi karami, krytyką i publicznym, medialnym linczem, który pewnie pogrzebałby dalszą karierę odpowiedzialnej za plagiat firmy.

„Operation Blood”

Wydana w 1987 roku gra „Operation Wolf” była tytułem przełomowym z racji tego, że spopularyzowała nowy gatunek automatowej rozrywki. Był to strzelanka, w której na ekranie dzieje się bardzo dużo, a zadaniem gracza jest sterowanie celowniczkiem i robienie totalnej rozwałki z wrogich żołnierze oraz wszelkiej maści wehikułów, którymi ci się poruszają. Olbrzymi sukces, jaki „Operation Wolf” osiągnął w salonach gier sprawił, że szybko doczekaliśmy się edycji domowej tego programu. W kolejnych latach tytuł ten pojawił się na komputerach Amstrad, Commodore 64, ZX Spectrum, konsolach Famicomu oraz na większości liczących się sprzętów szesnastobitowych. Tylko o biednych atarowcach z jakiegoś powodu zapomniano…



Popyt wśród posiadaczy Atari na edycję tej gry był olbrzymi. Skorzystać na nim postanowiła polska firma Mirage Software, która w 1991 roku dopuściła się wyjątkowo perfidnego plagiatu i wypuściła na rynek nośniki z produkcją pt. „Operation Blood”.



Był to program, w którym grafika została dosłownie „wycięta” z wydanego na C-64 pierwowzoru. Mieliśmy więc dokładnie te same lokalizacje, tych samych przeciwników i identyczny system sterowania. Jedyne, co zostało zmienione to fabuła gry. Zamiast w amerykańskiego żołnierza - Roya Adamsa, odbijającego jeńców z obozu koncentracyjnego, wcielaliśmy się w agenta służb specjalnych – Gamowa, którego zadaniem jest zrobienie porządku z terrorystami.
Gra odniosła olbrzymi sukces, więc programiści z Mirage Software postanowili kuć żelazo, póki ciepłe…

„Special Forces”

Wielka popularność „Operation Wolf” sprawiła, że jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się identyczne gry. Jednym z takich bliźniaczo podobnych tytułów był wydany w 1990 roku „Operation Hanoi”. Produkcja ta również pojawiła się na wielu platformach i podobnie, jak to było w przypadku wydanego trzy lata wcześniej hitu - także i teraz po macoszemu potraktowani zostali posiadacze ośmiobitowych Atari.



Można by rzec, że stało się to ku wielkiej radości programistów z Mirage, którzy prędko skopiowali grafiki z commodorowego wydania gry i w 1993 roku uraczyli złaknionych komputerowej rozwałki ataryniarzy produkcją pod tytułem „Special Forces” (niekiedy znaną też pod nazwą „Operation Blood 2”), w której do akcji wraca znany im dobrze agent Gamow!



„Barbarian”

Bardzo podobnie sytuacja wyglądała w przypadku niemniej kultowego „Barbariana” - świetnej bijatyki, która powstała na fali popularności męskiego kina, w którym protagonistami byli spuchnięci od metanabolu, odziani jedynie w szmatkę zasłaniającą genitalia, długowłosi barbarzyńcy (o tej znakomitej grze pisaliśmy już tutaj).



Od momentu premiery „Barbariana” w środowisku fanów Atari krążyła plotka, że gra została też wydana na ich platformę. Nikt jednak nigdy nie wszedł w posiadanie nawet jednej jej kopii. Podczas gdy posiadacze innych komputerów oddawali się pikselowym dekapitacjom, atarowcy żyli nadzieją, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy także i im dane będzie machać mieczem, ścinać łby i prężyć muskuły przed zawstydzonymi dziewicami. I pewnie czekaliby sobie do dzisiaj, gdyby nie LK Avalon – rzeszowski producent gier komputerowych, który uraczył niedopieszczonych graczy portem „Barbariana” na ośmiobitowe Atari.



Oczywiście nie było tu mowy o tym, aby Palace Software – brytyjski wydawca oryginału, wyraził zgodę na zabieg przekonwertowania ich wielkiego hitu na pominiętą platformę. Ponadto wersja na Atari miała znacznie gorszą grafikę, a grywalność była tak bardzo toporna, że przyjemność z okładania się mieczami była bardzo znikoma…

„Hans Kloss”

To była jedna z pierwszych oryginalnych gier, które posiadałem. Na froncie kasetowego pudełka stał, odziany w szwabski mundur Stanisław Mikulski, a po odpaleniu programu i przejściu z planszy tytułowej do samej rozgrywki uszy cieszyła znana ze „Stawki większej niż życie” melodia. Wcielaliśmy się w tytułowego bohatera, który snując się po korytarzach bunkra w Wilczym Szańcu szuka porozrzucanych po nim fragmentów tajnych planów, które to mogły zmienić losy największego konfliktu XX wieku.



Grę stworzył bardzo ambitny uczeń klasy maturalnej, Dariusz Żołna, nierzadko zarywając noce i poświęcając na swoje dzieło czas dnia, który mu został po skończeniu szkolnych lekcji. Maturzyście pomogli jego niemniej utalentowani koledzy z osiedla. Nad „Hansem Klossem” chłopcy pracowali pół roku!

Jako że pierwowzór „Hansa Klossa” emitowany był na antenie polskiej telewizji w połowie lat 60., to prawo autorskie chroniło tę produkcję przez dwie dekady, a później teoretycznie – można było do woli korzystać z wizerunku i nazwisk jej bohaterów. Wydana przez LK Avalon gra szybko zyskała sympatię miłośników tego typu platformówek, którzy docenili taką sentymentalną podróż do dzieciństwa i godzin spędzonych przed telewizorem.



Dopiero po tym, jak „Hans Kloss” odniósł sukces, okazało się, że to nie Telewizja Polska posiada prawa do postaci, ale autorzy scenariusza serialu. Sprawa ostatecznie rozeszła się po kościach, a druga część gry nosiła już tytuł „Spy Master”. Na wszelki wypadek bohaterem tej produkcji nie był już grany przez Mikulskiego szpieg, a jego… wnuk.

„Terminator”

Trzeba przyznać, że pokryty skórą metalowy kościotrup ma takie samo szczęście do gier komputerowych, jak do kolejnych części filmów, w których jego postać się pojawia. Chociaż trzeba przyznać, że jeszcze w latach 90. wyszło sporo fajnych tytułów nawiązujących do obu dzieł Jamesa Camerona. Mało kto jednak wie, że jedną z wydanych w tamtych czasach produkcji był stworzony na Atarynkę „Terminator” autorstwa Polaków z Brothers Production. Gra miała premierę tylko w naszym kraju – może to dlatego jej "ojcowie" uniknęli nieprzyjemnego spotkania z prawnikami wytwórni Orion.



Mimo że twórcy tego dość sympatycznego, wydanego w 1993 roku przez Domain Production, koszmarka nie mieli żadnych praw do korzystania z nazwy oraz z tytułowej postaci filmowego blockbustera, to fabuła gry wydaje się dziś znacznie ciekawsza niż scenariusze ostatnich, kinowych odsłon serii: Skynet postanowił ostatecznie rozprawić się z ludzkością i za pomocą wehikułu czasu wysłał do różnych, historycznych epok urządzenia, które miały czekać na polecenie aktywowania się i wszczęcia wojny z ludźmi.







Terminator, w którego przychodzi nam się wcielić, trafia więc do Warszawy z czasów epoki kamienia łupanego, starożytnego Egiptu czy średniowiecznego Malborka i zbiera porozrzucane po planszy chipy, przy okazji wybijając zastępy jaskiniowców, mumii i rycerzy… Po wykonaniu misji dowiadujemy się, że T-800, chcąc zniszczyć mikroprocesor ukryty we własnej czaszce, popełnił samobójstwo wieszając się na sznurku spłuczki od kibla, czym aktywował ukrytą w swojej szyi bombę. Ta „przypadkiem” zabiła dość pokaźną liczbę niewinnych obywateli. Do zamachu terrorystycznego przyznać się miało kilka organizacji, w tym IRA i Samoobrona.
Jak już pewnie zdążyliście się dowiedzieć – polski „Terminator” przesiąknięty był dość czerstwym humorem, którego nie powstydziłby się sam Bartosz Walaszek...

Trzeba przyznać, że ułańska fantazja twórców gier na 8-bitowe platformy, w czasach raczkującego kapitalizmu, była wręcz powalająca. Z całą pewnością można by więc podsumować ich wysiłki znanym powiedzeniem: Polak potrafi!
9

Oglądany: 55240x | Komentarzy: 65 | Okejek: 171 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

29.03

28.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało