Kup subskrypcję
Zaloguj się

To jest ostatnia szansa – szef KNF o kredytach frankowych i propozycji dla banków [TYLKO U NAS]

Mam wrażenie, że jest istotna grupa banków, która posiada portfele kredytów we frankach szwajcarskich, która jest zainteresowana zawieraniem ugód ze swoimi klientami. Jest spora szansa na to, że w najbliższym czasie część banków zadeklaruje publicznie taką wolę – mówi w wywiadzie dla Business Insider Polska przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Jacek Jastrzębski.

Jacek Jastrzębski, szef Komisji Nadzoru Finansowego w jasny sposób stawia bankom propozycje dot. kredytów frankowych.
Jacek Jastrzębski, szef Komisji Nadzoru Finansowego w jasny sposób stawia bankom propozycje dot. kredytów frankowych. | Foto: KNF / materiały prasowe

Bartek Godusławski, Business Insider Polska: Co się dzieje z pana ofertą dla banków, aby przewalutowały kredyty frankowe na złotowe, bez faworyzowania frankowiczów albo dalej ryzykowały, że będą przegrywały w sądach?

Jacek Jastrzębski, przewodniczący KNF: Przedstawiłem w grudniu bankom propozycję zmierzającą do systemowego rozwiązania problemu kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich. Uważam, że dotychczasowa, wieloletnia dyskusja na ten temat stała się bezproduktywna, a formuła przerzucania się argumentami i coraz dalej idącymi oczekiwaniami, w tym adresowanymi do strony publicznej, z jednej strony przez banki i reprezentującą ich organizację, a z drugiej przez kredytobiorców, ostatecznie się wyczerpała. Dyskusja nad parametrami, po jakim syntetycznie ustalanym kursie należy przewalutować te kredyty, jaki jest poziom „kursu sprawiedliwego”, czy klienci powinni się dzielić z bankiem kwotą umorzenia, a jeżeli tak – to w jakich proporcjach, jest moim zdaniem skazana na niepowodzenie. Wszelkie arbitralne kryteria będą bowiem kontestowane.

Czyli albo banki przedstawią atrakcyjne rozwiązania dla klientów, albo nic z tego nie będzie?

Skala, w jakiej banki dotychczas formułowały wobec kredytobiorców propozycje ugodowe, jest dalece niewystarczająca wobec skali problemu frankowego. Dlatego przedstawiłem bankom mój pogląd na to, jaka propozycja po pierwsze - ma potencjał, aby stać się dla kredytobiorcy realną alternatywą dla ścieżki sądowej, po drugie – przez swą spójność pozbawiona jest elementów arbitralnych, wokół których trudno byłoby zbudować porozumienie, a po trzecie – nie prowadzi do nieuzasadnionego uprzywilejowania kredytobiorców frankowych względem złotowych.

A takie uprzywilejowanie kłóciłoby się z poczuciem sprawiedliwości społecznej i wadliwie kształtowało motywacje uczestników rynku. Propozycja ta jest korzystna dla kredytobiorców, gdyż efektywnie prowadzi do retroaktywnego – i de facto nieodpłatnego – przejęcia przez banki ryzyka walutowego, podjętego kiedyś - świadomie lub nieświadomie, to inna kwestia - przez klienta. Sprawa powinna być jednak postrzegana przez banki w kategoriach pragmatycznych – jakakolwiek oferta ugodowa zaoferowana klientom musi oferować taki poziom korzyści, który uczyni tę ofertę realną alternatywą dla drogi sądowej. Musi ona być więc odpowiednio atrakcyjna dla kredytobiorców.

Każdy powinien móc skorzystać z ugody czy powinna być ograniczona do jakiejś grupy klientów?

Choćby za względu na atrakcyjność tej oferty być może zasadne będzie ograniczenie tego rozwiązania do kredytobiorców, którzy są konsumentami, oraz tylko do takich, którzy kredyt frankowy zaciągnęli w celu zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych. Wątpliwe jest nieodpłatne zdejmowanie ryzyka walutowego z klientów, którzy np. na fali boomu mieszkaniowego lat 2006-2008 zaciągali liczne kredyty frankowe w celu nabycia licznych nieruchomości na wynajem lub licząc na dalsze wzrosty cen nieruchomości. W tym zakresie wsłuchujemy się w głosy rynku i rozumiemy zasadność – także ze społecznego punktu widzenia – tego rodzaju wyłączeń. Może być bowiem wątpliwe, czy tego rodzaju klienci zasługują na szczególne rozwiązanie ochronne, bo o takim rozwiązaniu tu mówimy. Objęcie takich klientów ochroną przez zdjęcie z nich ryzyka walutowego dokonywałoby się – w ostatecznym rozrachunku – na koszt wszystkich uczestników rynku finansowego.

Czy banki powinny traktować to jako ofertę nie do odrzucenia?

Moja propozycja opiera się na dobrowolności: zarówno, jeśli chodzi o banki, jak i o klientów. Każdy musi podjąć decyzję samodzielnie. Nie mamy zamiaru nikogo do niczego zmuszać, bo nie taka jest nasza rola i nasz mandat. Propozycję moją określam jako „take it or leave it”. Rozumiemy zasadność pewnych wyłączeń, możemy więc rozmawiać o zakresie zastosowania tego rozwiązania, ale nie jesteśmy skłonni wdawać się w dyskusję co do jego fundamentów ekonomicznych. Sektor bankowy powinien z wielu względów, ale przede wszystkim z uwagi na tendencje w zakresie kształtowania się linii orzeczniczej – traktować to jako propozycję ostatniej szansy, bo kolejnych, w szczególności lepszych, propozycji może nie być.

Na jakim etapie są prace nad ugodami?

Od ponad miesiąca toczą się intensywne prace w gronie większości banków, które oferowały kredyty walutowe. W prace te zaangażowani są także przedstawiciele UKNF. Celem tych prac jest dopracowanie parametrów rozwiązania – zarówno finansowych, jak i prawnych – tak aby każdy z banków mógł podjąć świadomą, popartą niezbędnymi analizami decyzję o zaoferowaniu swoim klientom rozwiązania polubownego lub o wdrożeniu innego scenariusza postępowania, w szczególności o zdaniu się na dalsze rozstrzygnięcia sądowe.

Jednym z celów sformułowania mojej propozycji było wyindukowanie po stronie banków podjęcia świadomej decyzji co do wyboru optymalnej – z punktu widzenia każdego banku – strategii postępowania w tej sprawie. Nie jest naszą rolą ani intencją wymuszanie jakiegokolwiek rozwiązania – każdy bank ma swoje uwarunkowania, związane z wieloma czynnikami, i to organy lub właściciele banku muszą ostatecznie dokonać wyboru ścieżki postępowania. W pewnym momencie będę jednak oczekiwał od banków sformułowania swojej strategii w tym zakresie, jakakolwiek miałaby ona być, i chciałbym aby była to świadoma decyzja, nie zaś działanie inercyjne. Brak decyzji jest zresztą też decyzją, co wyraźnie uwidacznia się moim zdaniem w tej właśnie sprawie.

25 marca wydaje się być sądnym dniem dla banków i frankowiczów. Jeśli Sąd Najwyższy wyda orzeczenie na korzyść tych drugich, to wreszcie ukształtuje się jakaś linia orzecznicza i banki będą musiały przygotować się na potężne straty.

Chciałbym, żeby banki przedstawiły swoim klientom ofertę korzystną ekonomicznie i sprawiedliwą społecznie, także z punktu widzenia kredytobiorców „złotowych”. Jak wspomniałem, rozwiązanie to musi dawać klientom realne korzyści, porównywalne do tych, które mogliby uzyskać w drodze ścieżki procesowej. Jeśli banki tego nie zrobią, za chwilę może być na to za późno. Być może jest to ostatni moment, kiedy banki mogą okazać dobrą wolę rozwiązania problemu w sposób polubowny i w dobrej wierze.

Tyle, że jeśli banki nawet zaproponują teraz frankowiczom atrakcyjne ugody, to nie mają pewności, że za kilka lat klient i tak nie przyjdzie z pozwem. Bank nie może wymusić na kliencie, aby ten zrzekł się ewentualnych, przyszłych roszczeń.

Dlatego w ostatnich tygodniach toczyły się intensywne prace mające na celu wypracowanie projektu ugody posiadającej – w maksymalnym rozsądnie możliwym stopniu – walor ostateczności. Kluczowe jest to, że bank musi poinformować klienta o wszystkich korzyściach i ryzykach wiążących się z jej zawarciem. Klient musi mieć pełną świadomość zasad, na których pozbędzie się ryzyka walutowego i obniży sobie saldo kredytu, a z drugiej strony musi liczyć się z tym, że stopy procentowe w Polsce mogą wzrosnąć i że miesięczna rata jego kredytu może okazać się wyższa niż dotychczas.

Zwłaszcza z uwagi na obecny niski poziom polskich stóp procentowych kluczowe jest uświadomienie klientom zmiany profilu ryzyka stopu procentowej związanej z konwersją kredytu na złote. Przy zawarciu ugody klient powinien też zostać zapoznany z możliwym spektrum rozstrzygnięć prawnych, które mogą oczywiście wpływać na scenariusze jego rozliczeń z bankiem. Warunkiem ostateczności i stabilności ugody jest pełne, rzetelne i transparentne poinformowanie klienta przez bank o wszystkich okolicznościach istotnych dla podjęcia przez niego decyzji o zawarciu ugody. Takie założenie przyświeca pracom „strumienia prawnego” działającego w ramach tego projektu.

Czy z pana rozmów z bankami wynika, że chcą rozwiązać tę kwestię przed orzeczeniem Sądu Najwyższego, czy zamierzają na nie poczekać?

Prace w poszczególnych „strumieniach tematycznych” tego projektu są mocno zaawansowane. Obecnie jest ten moment, kiedy poszczególne banki muszą podjąć decyzję i zadeklarować, czy idą z nami dalej. Mam wrażenie, że jest istotna grupa banków, która posiada portfele kredytów we frankach szwajcarskich, która jest zainteresowana zawieraniem ugód ze swoimi klientami. Jest spora szansa na to, że w najbliższym czasie część banków zadeklaruje publicznie taką wolę. Właściwy proces zawierania ugód będzie w niektórych przypadkach poprzedzony pilotażem. Wiemy, że przed przystąpieniem do zawierania ugód na szeroką skalę muszą zostać zwołane walne zgromadzenia, na których będą podejmowane wiążące decyzje w tej sprawie.

Tak jak wspomniałem, nie zamierzamy wymuszać na bankach wyboru konkretnej strategii postępowania. Sądzę jednak, że z uwagi na dobro i efektywność projektu zbliżamy się do momentu, kiedy od kluczowych graczy należy oczekiwać poważnych i jednoznacznych deklaracji co do kierunku ich działań. Zbyt długie prowadzenie projektu z udziałem banków, które nie są skłonne choćby wstępnie zdefiniować swojego podejścia, nie służy temu projektowi ani jego postrzeganiu przez publiczną stronę sektora finansowego.

Co jeśli jednak Sąd Najwyższy wyda korzystne dla frankowiczów orzeczenie? Wtedy nie będą oni mieli motywacji zawierania ugody, bo więcej będą mogli wywalczyć w sądzie powszechnym.

Jest spora grupa klientów, która nie chce się procesować, bo wiąże się to z dużymi kosztami oraz czasochłonnością takiego procesu. Bilans korzyści - nawet jeśli orzecznictwo ukształtuje się po myśli kredytobiorców - nie jest wcale taki oczywisty. Batalia sądowa zawsze niesie za sobą niepewność co do ostatecznego rozstrzygnięcia. Konieczne jest poniesienie kosztów prawnych. Do tego dochodzi antagonizacja z bankiem, w którym klient może posiadać także inne produkty, z których być może jest zadowolony i zamierza z nich dalej korzystać. Natomiast ugoda wypracowana w ramach szerokiego konsensusu, na warunkach, które przedstawiłem i którą zaproponuje klientowi bank to coś pewnego i łatwego w realizacji. Kompromis, który leży na stole, i po którym strony mogą dalej zgodnie współpracować w zakresie innych usług lub produktów.

Banki już dzisiaj zawiązują olbrzymie rezerwy związane z portfelem kredytów walutowych, ale jeśli przyjmą jakiś standard ugód, to będą one zdecydowanie wyższe, a to oznacza, że pójdą w miliardy złotych i w wielu podmiotach mogą się pokazać straty. Czy faktycznie te rezerwy będą musiały uwzględnić niemal cały portfel frankowy?

Wyjście z programem ugód może powodować konieczność rozpoznania utraty wartości portfela, który jest przewidziany do takiego procesu. Oczywiście mogę sobie wyobrazić, że wyłączone zostaną z takich rezerw kredyty, które zostały zaciągnięte na inne cele niż mieszkaniowe. Jeżeli jednak zostaną określone parametry stwierdzające, że dana grupa kredytów kwalifikuje się do ugód, to wówczas na tę część portfela bank musi utworzyć rezerwę.

Jak KNF będzie patrzyła na wynikające z tego tytułu straty, które mogą się pojawić w bankach?

Podkreślamy naszą otwartość na bilateralny dialog z bankami w kwestiach kapitałowych, w tym w zakresie skutków tego projektu chociażby z punktu widzenia przepisów dotyczących planów naprawy lub innych skutków czasowego niespełniania wymogów regulacyjnych. Analizujemy różne możliwości uwzględnienia w działaniach nadzorczych i w wymaganiach regulacyjnych skutków konwersji w przypadku tych banków, które zdecydują się zaoferować ugody swoim klientom.

Mamy świadomość, że uderzenie z tego tytułu może mieć charakter jednorazowy, a odpowiada mu korzyść w postaci ograniczenia ryzyka prawnego na portfelu, dlatego będziemy działać pragmatycznie – oczywiście zawsze w granicach obowiązującego prawa, ale wykorzystując dostępne w tym zakresie elementy elastyczności. Sytuacja każdego z banków jest inna. Są takie, które bez problemu poradzą sobie z kwestią ugód, ale będą też takie, z którymi będziemy musieli usiąść do stołu i porozmawiać. Podkreślam, że zamierzamy podejść do tego tematu pragmatycznie.

Pamiętajmy, że pozytywne sfinalizowanie tego procesu, czyli likwidacja portfela walutowych kredytów mieszkaniowych spowoduje automatycznie eliminację istotnego czynnika ryzyka, który od długiego czasu jest bolączką polskiego sektora bankowego. Banki uwolnią się dzięki temu od nałożonych na nie domiarów kapitałowych na ryzyko związane z kredytami walutowymi czy od wag ryzyka dla walutowych kredytów mieszkaniowych określonych w rozporządzeniu Ministra Finansów. W związku z postulatami banków w konsultacje zaangażowany jest również Bankowy Fundusz Gwarancyjny, z którym mamy dobrą współpracę także na tej płaszczyźnie.

Jedno z ryzyk dla sektora bankowe zniknęło z końcem ubiegłego roku, ale dlaczego tak późno? Już w marcu 2019 r., przy okazji publikacji sprawozdania finansowego za 2018 r., Idea Bank poinformował, że jego współczynniki wypłacalności znalazły się zdecydowanie poniżej wymogów, a jednak z decyzją o przymusowej restrukturyzacji zwlekano prawie dwa lata.

Bank tłumaczył, że sytuacja ta jest podyktowana zdarzeniami jednorazowymi. Uznaliśmy, że należy szczegółowo wyeksplorować wszystkie możliwe ścieżki powrotu tego banku do rentowności i poprawy jego sytuacji ekonomiczno-finansowej i dać zarządowi banku czas i szansę na to, aby wykazał, że ten biznes nadal ma rację bytu. Na pewnym etapie przedstawiono nam pomysł połączenia Idea Banku z Getin Noble Bankiem. Komisja, po przeprowadzaniu gruntownej analizy takiego rozwiązania, nie zgodziła się ostatecznie na tę transakcję, ponieważ wnioskodawcy oparli się na planie dokapitalizowania połączonego banku przez nowego inwestora przy braku wiążących ofert w tym zakresie. Niepowodzeniem zakończył się także proces poszukiwania inwestora dla samego Idea Banku. W banku nie pojawiał się nowy kapitał w wysokości adekwatnej do potrzeb, do czego Komisja wielokrotnie wzywała głównego akcjonariusza.

Dla uruchomienia przymusowej restrukturyzacji kluczowe okazało się oszacowanie aktywów i pasywów przeprowadzone przez zewnętrznego audytora które wykazało, że kapitały Idea Banku są ujemne na poziomie niemal 0,5 mld zł. Nawet pokazywane w poszczególnych kwartałach zyski – pomijając tu ich źródło, którym bywały transakcje jednorazowe i wewnętrzne przeszacowania – były rażąco niewspółmierne do ujawnionego w oszacowaniu ujemnego poziomu kapitałów banku. Dodajmy, że nawet ze sprawozdań samego banku wynikało, że luka kapitałowa to ponad 1 mld złotych. Niezależne oszacowanie wykazało tymczasem, że jest jeszcze gorzej, bo bank ma ujemne kapitały.

Czyli KNF nie dawał wiary, że Leszek Czarnecki jest w stanie dokapitalizować bank?

Po stronie właściciela banku ewidentnie nie było woli dostarczenia do banku nowego kapitału, mimo że bardzo trudna sytuacja kapitałowa Idea Banku stała się powszechnie znana po publikacji danych finansowych za 2018 r., co nastąpiło w kwietniu 2019 r. Proponowane działania naprawcze opierały się na transakcjach w ramach jednej grupy kapitałowej. Mająca stanowić przejaw dokapitalizowania emisja akcji zaplanowana na grudzień 2020 r., zamiast pierwotnie planowanej kwoty 100 mln złotych, zamknęła się kwotą zaledwie 25 mln zł. Pojawia się tu też istotna sprzeczność w prowadzonej przez właściciela banku narracji, jakoby „bank wychodził na prostą”: w takiej sytuacji właściciel powinien mieć większą skłonność do dokapitalizowania „perspektywicznego” – w jego ocenie – biznesu. Skłonności takiej nie widzieliśmy, mimo że od ujawnienia skali niedokapitalizowania banku minęło sporo czasu. Jestem przekonany, że nadzór finansowy dał wiodącemu akcjonariuszowi Idea Banku wystarczająco dużo czasu na podjęcie działań zmierzających do realnej poprawy jego pozycji kapitałowej, w skali adekwatnej do potrzeb.

Idea Bank to mniejszy z podmiotów kontrolowanych przez Leszka Czarneckiego. Czy jego przymusowa restrukturyzacja nie niesie ryzyk dla Getin Noble Bank?

Getin Noble Bank posiada lepszą niż Idea Bank sytuacją kapitałową i płynnościową, a jego działalność opiera się na odmiennym modelu biznesowym, wykazuje zupełnie inny poziom dywersyfikacji. Idea Bank w końcowych miesiącach swojego istnienia był praktycznie monokulturą produktową i nie prowadził działalności stricte bankowej, bo koncentrował się głównie na finansowaniu działalności leasingowej. Getin Noble Bank jest bankiem większym, a jego model działalności jest bardziej uniwersalny. Nie jest obciążony czynnikiem ryzyka, jakim w przypadku Idea Banku było dziedzictwo związane z procederem dotyczącym oferowania instrumentów finansowych – przede wszystkim obligacji GetBack. Nie porównywałbym ze sobą tych dwóch podmiotów.

Czy rynek i klienci muszą brać pod uwagę także przymusową restrukturyzację Getin Noble Banku?

Sprawozdania banku są publicznie dostępne, bank jest notowany na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Ja wysoko oceniam sprawność menedżerską i organizacyjną zarządu tego banku. Z pewnością z punktu widzenia KNF chcielibyśmy uniknąć wszelkich negatywnych scenariuszy.

WARTO WIEDZIEĆ: