Kraj

Bal na Titanicu, czyli jak Bełchatów odchodzi od węgla (choć jeszcze o tym nie wie)

Atmosfera w regionie Bełchatowa przypomina tę znaną z pokładu Titanica tuż przed zderzeniem z górą lodową. Kurs jest kolizyjny, orkiestra pasażerom przygrywa w najlepsze, tylko na mostku trwa kłótnia, kto ma im powiedzieć, że zaraz będzie katastrofa – tym bardziej że nie przygotowano odpowiedniej liczby szalup ratunkowych.

Polska otrzyma niedługo ogromne środki z Unii Europejskiej na przeprowadzenie transformacji energetycznej (nawet 4,4 mld euro). Proces ten jest nieunikniony ze względu na zmiany klimatyczne, do których doprowadziła m.in. eksploatacja paliw kopalnych, ale też spadająca opłacalność ekonomiczna obecnego modelu produkcji energii w naszym kraju. Będzie to jednak proces trudny dla wielu społeczności, zwłaszcza tych żyjących z wydobycia i spalania węgla. Dlatego też słusznie budzi on ogromne społeczne emocje.

Region bełchatowski należy do tych, gdzie zmiany mogą mieć przebieg szczególnie dramatyczny. Elektrownię Bełchatów nazywa się czasem energetycznym sercem Polski: jest nie tylko głównym wytwórcą energii elektrycznej w Polsce (odpowiada za dostawę 20 proc. prądu), ale także, wraz z okolicznymi kopalniami węgla brunatnego, najważniejszym pracodawcą w regionie. Jednocześnie bełchatowski kompleks energetyczny znacząco wpływa na globalne ocieplenie klimatu, obciąża środowisko i zagraża zdrowiu mieszkańców. Co roku wypuszcza do atmosfery ponad 30 mln ton CO2 (co odpowiada około 10 proc. emisji w Polsce), a tym samym jest największym jego emitentem w Europie (w górnej dziesiątce jest jeszcze siedem elektrowni niemieckich, linie lotnicze Ryanair i żeglugowe – MSC). Odkrywki przyczyniają się do pustynnienia regionu i całego województwa łódzkiego. Z tych wszystkich względów elektrownia i odkrywka w Bełchatowie mają symboliczne znaczenie i często stają się obiektami protestów i happeningów organizowanych przez środowiska ekologiczne.

Jeśli ścieki to katastrofa, to pora wysłać wojsko do walki ze smogiem i elektrownią Bełchatów

Ta symbolika oraz cały układ czynników powodujących, że region ten może jako pierwszy zostać poddany planowej dekarbonizacji, sprawiają, że przebieg zmian w Bełchatowie może wyznaczyć stosunek do całego tego procesu w Polsce. Dlatego też jesienią 2020 roku przeprowadziliśmy tam badania diagnozujące świadomość i postawy przedstawicieli lokalnych społeczności w przededniu jego startu. Wyniki są na tyle niepokojące, że postanowiliśmy opublikować z nich raport i zaalarmować opinię publiczną. Całemu regionowi, a w efekcie także programowi transformacji, grozi bowiem katastrofa. Zanim jednak powiemy dlaczego, przenieśmy się na chwilę w inne miejsce.

Widokówka z Yorkshire

„Jesteś jebanym Polakiem?” Takie, raczej retoryczne, pytanie usłyszałem na dzień dobry od jednego z bywalców hotelowego baru w Doncaster, który przysłuchiwał się mojej rozmowie z recepcjonistką. Silny akcent wyraźnie wskazywał kierunek świata, z którego przybyłem, zaś wyraźna dominacja Polaków w imigranckiej społeczności miasta (powodująca zresztą, że o Doncaster potocznie mówiono tu Polcaster) ułatwiła precyzyjne określenie miejsca mojego pochodzenia.

Pojechałem tam jesienią 2019 roku badać funkcjonowanie polskich imigrantów w lokalnym systemie edukacyjnym. Gdy już w ciągu pierwszych dni fieldworku zostałem kilkukrotnie zaczepiony przez miejscowych, którzy w niewybredny sposób doradzali mi powrót do ojczyzny lub przynajmniej szybkie opuszczenie miasta, zacząłem uważnie przyglądać się także rodowitej społeczności lokalnej.

Doncaster to około 70-tysięczne, dawniej górniczo-przemysłowe miasto w hrabstwie Yorkshire, na północnym wschodzie Anglii. W czasach świetności kopalni węgla w tym regionie miasto przeżyło gwałtowny rozwój. Po kryzysie lat 70. i 80. oraz zamknięciu wydobycia przyszła zapaść. Większość miejsc pracy w górnictwie zlikwidowano pod koniec rządów Margaret Thatcher. Zrobiono to nagle i bez troski o stworzenie mechanizmu osłonowego. Rewitalizacyjne projekty podjęte w ostatnich latach, polegające przede wszystkim na budowie dużych centrów handlowych oraz stadionu, nie mogły odwrócić negatywnego trendu. Miejsc w przemyśle ubywało i ubywa, przybyło za to niskopłatnych miejsc pracy w rosnących jak grzyby po deszczu ogromnych centrach dystrybucyjnych i magazynach Amazona, Nexta czy Tesco. To zasługa lokalizacji i dobrej infrastruktury transportowej (m.in. sieci autostrad i lotniska), niestety – nie wystarczyły one, by zrekompensować straty po deindustrializacji. Zresztą po rozszerzeniu Unii większość tych miejsc pracy i tak przejęli imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej (najpierw Polacy, później także Rumuni). Dotychczasowi mieszkańcy Doncaster robili się coraz bardziej sfrustrowani, a pogarszająca się sytuacja materialna przełożyła się na radykalizację nastrojów politycznych. Dawne zagłębie labourzystów coraz chętniej głosowało na antyunijnych populistów z UKIP i Brexit Party. W referendum 2016 roku aż 70 proc. mieszkańców poparło pomysł wyjścia z UE.

Koparka w Elektrowni Bełchatów Fot. Roman Ranniew/Flickr.com

Przyglądając się warunkom życia w mieście, przestawałem się dziwić miejscowym. Brak pracy pociągnął za sobą kolejne problemy społeczne, m.in. przekazywane międzypokoleniowo ubóstwo oraz uzależnienia. Tu dowód anegdotyczny: nigdzie w tym kraju nie widziałem toalet bardziej zaśmieconych pozostałościami po rozmaitych substancjach psychoaktywnych. Z kolei uruchomione przez rewitalizację procesy prowadziły jedynie do terytorialnej koncentracji niekorzystnych zjawisk. W efekcie nie brakuje tam społeczności, w których – przynajmniej wedle moich miejscowych informatorów – za brexitem głosowali dosłownie wszyscy oprócz mieszkających tam Polaków. Równocześnie populiści zdjęli z brytyjskiego społeczeństwa gorset poprawności politycznej i uwolnili demony, a wraz z ksenofobią i nacjonalizmem rozszalały się inne uprzedzenia. W lokalnej gazecie wyczytałem na przykład, że w ciągu dwóch lat trzykrotnie wzrosła tu liczba zgłoszonych policji ataków homofobicznych.

Dlaczego w ogóle piszę o angielskiej północy? Jak pewnie łatwo się domyślić, mam wrażenie, że region bełchatowski jest na najlepszej drodze do tego, aby powtórzyć scenariusz z Yorkshire. I dlatego właśnie, spacerując ulicami Bełchatowa i myśląc o jego przyszłości, nie mogłem uwolnić się od obrazów z Doncaster.

Przespana rewolucja

W ostatnich latach zaszła wprost rewolucyjna zmiana kontekstu, w jakim działa kompleks bełchatowski. Niestety wygląda na to, że mieszkańcy i władze regionu tę rewolucję przespały. Sytuacja ekonomiczna elektrowni i kopalni, a co za tym idzie – całego regionu, staje się coraz trudniejsza. I nie jest to bynajmniej efekt działania aktywistów ekologicznych, lecz przełomowych zmian w europejskiej i światowej energetyce oraz (coraz bardziej) proklimatycznej polityki Unii Europejskiej. Rosnące ceny uprawnień do emisji CO2 powodują, że kompleks bełchatowski przestanie być opłacalny już w ciągu najbliższych lat. Co więcej, w ciągu paru wyczerpią się zasoby węgla brunatnego w eksploatowanych dziś złożach. Uruchomienie kolejnych, np. w Złoczewie, jest mało prawdopodobne. Jednocześnie nikt – ani rząd, ani kontrolowany przez państwo gigant energetyczny PGE – nie chce wziąć na siebie decyzji o rezygnacji z uruchomienia kolejnej odkrywki (ogłoszenie decyzji w sprawie pozwolenia środowiskowego, bez którego nie można uruchomić nowego złoża, przekładano już kilkanaście razy).

Czystsze powietrze, tańsza energia i lepszy klimat to kwestia woli politycznej

Sama PGE, do której należą kopalnie i elektrownia, od kilku lat przygotowuje się do przejścia na odnawialne źródła energii. Rząd wynegocjował już z Unią Europejską ramowe warunki odchodzenia od węgla i przygotowuje się do skorzystania z Mechanizmu Sprawiedliwej Transformacji. Lokalne społeczności i samorządy regionu pozostawiono jednak samym sobie. Nie informowano ich o żadnych planach, łudzono obietnicami nowych koncesji wydobywczych oraz perspektywą niezakłóconej kontynuacji wydobycia i spalania węgla. Tymczasem od lat już trwała i nadal trwa gra, której stawką jest przyszłość miasta i regionu.

Region bełchatowski znalazł się pośród sześciu górniczych zagłębi Polski, które według rządu mogą kwalifikować się do pomocy z unijnego Mechanizmu Sprawiedliwej Transformacji. Kiedy jednak w innych województwach pracuje się nad tworzeniem regionalnych planów transformacji, w Bełchatowie publiczna debata na ten temat praktycznie nie istnieje. Według założeń polskiego rządu region bełchatowski może liczyć na maksymalnie 344 mln euro, czyli zaledwie 8 proc. puli przewidzianej dla całego kraju (z czego lwia część ma przypaść PGE). To znaczy tyle, że akurat ten region, którego odejście od węgla będzie zapewne najbardziej gwałtowne, jest do procesu transformacji przygotowany najgorzej. A jednocześnie jest w najmniejszym stopniu objęty mechanizmami osłonowymi i inwestycjami.

Elektrownia Bełchatów Fot. Kamil Porembiński/Flickr.com

W złotej klatce

Rozmowy z samorządowcami oraz mieszkańcami regionu przeprowadzone w trakcie naszych badań wskazują, że atmosfera w regionie przypomina tę znaną z pokładu Titanica tuż przed zderzeniem z górą lodową. Kurs jest kolizyjny, orkiestra pasażerom przygrywa w najlepsze, tylko na mostku trwa kłótnia, kto ma im powiedzieć, że zaraz będzie katastrofa – tym bardziej że szalup ratunkowych nie przygotowano w odpowiedniej liczbie.

PGE bowiem zwasalizowało lokalne media i traktuje je jak wygodną tubę propagandową. Zakład energetyczny od dłuższego czasu odgrywa rolę lokalnego nababa – jest sponsorem z gestem i nieograniczonymi możliwościami, co przyczyniło się do wykształcenia rodzaju monokultury. W konsekwencji w regionie widać występowanie efektu „złotej klatki” i odcięcia mieszkańców od sygnałów dobiegających z zewnątrz. Zarówno samorządowcy, jak i mieszkańcy wydają się w dużej mierze nieświadomi zbliżającego się końca branży energetyki konwencjonalnej, a tym samym zakręcenia kurka zapewniającego im dotychczasowy dobrobyt. Obywatele regionu zostali przyzwyczajeni, że kluczowe decyzje na jego temat podejmowane są ponad ich głowami. Dlatego też nie są oni proaktywni, a całą odpowiedzialność za pomyślną przyszłość regionu delegują „wyżej”, wyraźnie oczekując, że władze ich wsi, gmin i powiatu znajdą właściwe rozwiązania i wskażą dalszy kierunek rozwoju.

Zdaniem dużej części mieszkańców odkrywka węgla brunatnego – pomimo wszelkich związanych z nią niedogodności – jest dobrodziejstwem. Podkreślają oni, że zanim uruchomiono wydobycie, w regionie panowała bieda i niedorozwój, a dziś kopalnia i elektrownia to najważniejsi pracodawcy, którzy zapewniają im wysoki poziom życia. Interwencje aktywistów z ogólnopolskich i międzynarodowych organizacji ekologicznych zwykle są przez społeczności lokalne krytykowane. Z kolei większość realnych liderów społecznych, osób wykształconych, przedsiębiorców itp. jest bezpośrednio lub pośrednio związana z energetyką lub górnictwem.

W regionie wyraźnie brakuje lokalnych innowatorów, którzy działaliby poza węglowym paradygmatem. Sama zaś kwestia wpływu spalania węgla na zmiany klimatyczne jest przez mieszkańców postrzegana jako mocno dyskusyjna: szerzy się klimatyczny negacjonizm i teorie spiskowe. Największym posłuchem wśród mieszkańców regionu cieszą się dziś poseł Macierewicz mający okręg w pobliskim Piotrkowie oraz politycy Solidarnej Polski i Konfederacji. Może być jednak jeszcze gorzej.

Co robić?

W procesie transformacji energetycznej niezwykle istotne jest, aby odejście od górnictwa i energetyki węglowej nie nastąpiło gwałtownie i chaotycznie, jak to odbyło się np. w Wielkiej Brytanii. Niezaplanowane wejście w transformację groziłoby dramatycznym niedoborem inwestycji i wysokim bezrobociem w regionie. Aby temu zapobiec, należy mądrze, aczkolwiek pilnie, zaplanować cały proces i wykorzystać najbliższe lata na stworzenie nowych miejsc pracy, budując trwałe zatrudnienie oraz inwestując w innowacyjne rozwiązania zamiast w przestarzałe na wejściu struktury.

Malinowski: Wali się gospodarka, kończą możliwości wyżywienia ludzi, nadchodzą kolejne pandemie [rozmowa]

Zagrożenie populizmem i negacjonizmem klimatycznym w społecznościach bełchatowskich wynika z tego, że brakuje osób gotowych do rozmów o realnej sytuacji. Dialog oparty na faktach jest oczywiście trudny, ale możliwy i potrzebny. Należy zatem natychmiast rozpocząć kampanie rzetelnie informujące mieszkańców o rzeczywistym wpływie sektora energetycznego na klimat i środowisko, a także przekazać im pakiet podstawowych informacji o programie zmiany energetycznej.

Dominującą reakcją na hasło „transformacja energetyczna” jest lęk. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że efekt ten jest m.in. pochodną negatywnego nacechowania samego terminu „transformacja”, zwłaszcza w środowiskach robotniczych i ludowych. Przygotowując się do promocji programu odchodzenia od węgla, warto wypracować inną nazwę dla procesu transformacji energetycznej, tak aby nie kojarzyła się automatycznie z „transformacją” Balcerowicza, a więc tym samym losem, jaki podzieliły kiedyś Wałbrzych, Myszków czy Zawiercie.

Należy też włączyć mieszkańców i samorządowców regionu w proces programowania samego planu transformacji energetycznej. Środki z Mechanizmu Sprawiedliwej Transformacji powinny nie tylko zasilić głównego gracza ekonomicznego, którym w regionie jest PGE, ale także wspierać rozmaite projekty rozwoju rozproszonej energetyki odnawialnej i obywatelskiej. Niepodjęcie tego wyzwania oznaczać będzie dryf w stronę transformacji centralnie planowanej, w której odgórne „zazielenianie się” PGE będzie jedyną możliwą opcją.

W takim wariancie region bełchatowski stałby się laboratorium state-led green transition, czyli zielonej transformacji animowanej przez państwo PiS. Ale nawet jeśli większość mieszkańców byłaby gotowa przyklasnąć takiemu rozwiązaniu, to jego korzyści dla regionu będą znikome i obciążone wieloma problemami. Wystarczy wymienić utrzymanie pełnej zależności samorządów od monopolu związanego z PGE jako gospodarczym centrum, brak systemu premiującego innowacyjność, a także zagrożenie rozmaitymi patologiami trapiącymi tego typu monokultury, choćby zamiast węglowych były wiatrowe czy słoneczne.

Aktywiści Greenpeace Polska podczas akcji okupacyjnej na kominie elektrowni Bełchatów. Fot. Greenpeace Polska/Flickr.com

Najgroźniejszym, ale też najbardziej prawdopodobnym scenariuszem dla regionu bełchatowskiego jest dziś społeczna katastrofa oznaczająca cywilizacyjną zapaść. To znaczy tyle, co wytworzenie w tym miejscu polskiego odpowiednika amerykańskich Appalachów czy rejonów górniczych północnej Anglii (wspomniane Yorkshire czy Northumberland). Podobnie jak tam, również i tu, w Bełchatowie, mamy bowiem niekorzystną kombinację warunków, takich jak kontekst społeczny (wykorzenienie ludzi „tamtejszych” dopiero w pierwszym i drugim pokoleniu, a w efekcie ich luźny związek z regionem), tradycja politycznego i gospodarczego paternalizmu, dominacja narracji o życiowej trajektorii na etapie „schyłku” oraz quasi-monopol medialny rządzących. Podważany, dodajmy, jedynie przez radykalnych populistów posługujących się spiskowymi teoriami i narracjami na temat zewnętrznego wroga (Niemcy, UE, obecni politycy…). Taki rozwój wypadków oznacza nie tylko dalsze wyludnienie, utrwalenie braku politycznej sprawczości i nową plagę dziedzicznego ubóstwa, ale także przekształcenie regionu w laboratorium antyklimatycznego populizmu. Laboratorium, w którym stworzy się jego – jakże inna od dotychczasowych baniek internetowych – prawdziwa baza społeczna, promieniująca na inne regiony objęte trudnym procesem transformacji energetycznej.

Przeczytajcie cały raport Przespana rewolucja. Sytuacja społeczna w regionie bełchatowskim u progu transformacji energetycznej:

Wolisz czytać w e-booku? Pobierz go stąd.

Raport powstał przy wsparciu ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Koordynacja badania: Fundacja Pole Dialogu.

**

ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius

Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

 

 

 

Piszemy o kryzysie klimatycznym

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Sadura
Przemysław Sadura
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada na Wydziale Socjologii UW. Kurator Instytutu Krytyki Politycznej. Założyciel Fundacji Pole Dialogu. Bada relacje między państwem i społeczeństwem w obszarach funkcjonowania różnych polityk publicznych. Autor m.in. książki „Państwo, szkoła, klasy” i współautor (ze Sławomirem Sierakowskim) badań „Polityczny cynizm Polaków” i „Koniec hegemonii 500 plus” oraz książki „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij