niedziela, 2 września 2018

123. "I will show you the world", czyli o kolejnej grze ze studia Novectacle (The House in Fata Morgana: A Requiem for Innocence)

Na wstępie serdecznie przepraszam Was za chwilowy brak aktywności, ale wyskoczył mi po drodze ślub siostry i ropne zapalenie zatok, które jest dokładnie tak okropne jak jego nazwa i które trwa po dziś dzień. Mimo to postanowiłam podzielić się z Wami wrażeniami związanymi z wydanym jakiś czas temu samodzielnym dodatkiem do gry The House in Fata Morgana. Poprawiłam również linki w zakładce "Spis tytułów", dzięki czemu wszystkie powinny już bez problemu działać. Za pomoc w ogarnięciu tego chaosu dziękuję niezastąpionej Nabi!

Teraz jednak czas ponownie zanurzyć się w świat opuszczonej posiadłości.


Są takie gry, które boję się uruchamiać. Nie dlatego, że są straszne, ale dlatego, że obawiam się, że mogą mnie zawieść. Jeżeli gra danego studia mi się spodobała, to nie ma przebacz - kolejna wypuszczona przez nie produkcja musi być minimum tak samo dobra. Z tego też powodu bardzo nie lubię wszelkiego rodzaju prequeli i sequeli do zamkniętych historii, bo rzadko twórcy sobie z tym tematem radzą i zwykle wychodzi z tego kaszanka polegająca na odcinaniu kuponów od tego, co gracze już zakupili i pokochali. Nic zatem dziwnego, że kiedy otrzymałam do recenzji dodatek do Faty Morgany, z jednej strony miałam ochotę skakać z radości pod sufit, a z drugiej obawiałam się, że będzie to początek końca mojej miłości do Novectacle.

O tym, jak bardzo gra The House in Fata Morgana skradła moje serce, możecie przeczytać tutaj: http://tiny.pl/gskg2.

A Requiem for Innocence nie opowiada nam o nowych losach tajemniczej posiadłości. Zamiast tego cofa nas w przeszłość i przedstawia historię władającej nią wiedźmy, którą poznaliśmy przed finałem właściwej gry. Wtedy otrzymaliśmy jedynie zapisany na stronicach starej księgi tekst - teraz do naszych rąk trafiła opowieść przedstawiona w formie graficznej. Jeżeli jednak sądzicie, że możecie z czystym sumieniem powiedzieć teraz: "Już to znam, więc nie ma sensu w to grać", to jesteście w błędzie - w A Requiem for Innocence pojawiają się bowiem wątki, których nie znajdziecie w pierwotnej wersji. Większa ilość czasu na opowiedzenie historii znacznie wpłynęła również na jej szczegółowość i opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów, dzięki czemu zyskała na głębi.

Wiedźma nie zawsze była wiedźmą. Zanim Morgana przyszła na świat w niewielkiej wiosce, jej matka rozpowiadała, że jej córka jest niepokalanie poczętym dzieckiem Boga. Sąsiedzi nie dawali jej wiary, ale kiedy dziewczynka się urodziła, jej krzyk sprowadził na wioskę deszcz, który zakończył długi okres suszy. Od tamtej pory jej wielu jej mieszkańców zaczęło uważać ją za świętą. Morgana wzrastała bardzo uduchowiona i żyła w przekonaniu, że nie jest zwyczajnym dzieckiem. W Średniowieczu uważano krew za coś nieczystego i niosącego ze sobą znamiona choroby, czy jednak dziecko Boga - istota z natury pozbawiona konieczności zmagania się ze skutkami grzechu pierworodnego - może mieć w sobie coś nieczystego? Raczej nie. Nic zatem dziwnego, że silna wiara dziewczynki w swoje posłannictwo pozwoliła jej nawet na dokonywanie cudów - dawała chorym do wypicia swoją krew, a ich własna pobożność zwracała im zdrowie. Do wioski szybko zaczęły przybywać pielgrzymki chorych, co nie do końca spodobało się matce Morgany. Zaczęła naciskać na córkę, żeby ta pobierała opłatę za dokonywane przez siebie cuda, ale dziewczynka zareagowała oburzeniem, twierdząc, że Łaska Boża powinna być dostępna dla wszystkich za darmo i żądanie pieniędzy za pomoc innym nie ma niczego wspólnego z miłosierdziem.

Nie można się więc dziwić, że niedługo później przyjechali po nią posłańcy samego władającego krainą lorda Barniera i zabrali ją, sowicie płacąc w zamian jej matce. Dziewczynka trafiła na dwór, jednak szybko przekonała się, że lord wcale nie potrzebuje świętej, a świętej w roli niewolnicy. Znany z tyranii i perwersyjnych zamiłowań mężczyzna postanawia używać jej jako głównej atrakcji swoich obscenicznych bankietów, oferując jej krew możnym o podobnych "zainteresowaniach". Na nic pretensje dziewczyny, która uparcie próbuje mu wmówić, że jej krew jest przeznaczona dla ludzi w potrzebie i nie może służyć rozrywce wysoko postawionych. Barnier szybko łamie Morganę, twierdząc, że piekła się nie boi, i poddając ją coraz wymyślniejszym torturom (między innymi jedzeniu mięsa straconych przez siebie niewolników). Kiedy podczas jednej z uczt na twarzy dziewczyny pojawia się tajemnicze znamię, lord chwyta za miecz i wraz z okrzykiem: "Nie jesteś świętą! Jesteś wiedźmą!" rzuca się, żeby ją zabić. Jednak właśnie wtedy w do komnaty wpadają uzbrojeni niewolnicy, którym przewodzi rebeliant Jacopo, i biorą swój własny odwet za lata krzywd i upokorzeń. Barnierowi udaje się uciec, a dzielnemu buntownikowi uratować ledwo żywą bohaterkę naszej opowieści.


Jacopo zanosi Morganę do znajdującego się w dzielnicy nędzy zamtuzu, w którym pracuje jego przyjaciółka Maria i w którym on sam pełni zaszczytną rolę połączenia ochroniarza z chłopcem na posyłki. Z początku kobieta jest sceptyczna, dziwiąc się, że Jacopo zdecydował się ratować kogoś, kto jest już jedną nogą na drugim świecie, ale pozwala Morganie zostać. Kiedy dziewczyna dochodzi do siebie i odkrywa, w jakim miejscu się znajduje, nie pozostawia na biednych prostytutkach suchej nitki, wypominając im życie w grzechu. Jacopo jednak szybko spieszy z pomocą, uświadamiając ją, że to właśnie one użyczyły jej schronienia i gdyby nie ich gościnność, Morgana byłaby martwa. Dziewczyna niebawem zresztą przekonuje się, że nikt nie wybiera sobie drogi ladacznicy i bardzo często zawód ten wykonują kobiety po przejściach, które nie mają się gdzie udać lub paniczcie potrzebują pieniędzy na spłatę swoich zobowiązań. Mimo to pracujące w zamtuzie dziewczyny starają się nie dokładać sobie zmartwień i czynią go miejscem przytulnym, a Maria opiekuje się nimi jak starsza siostra. Morgana z początku obawia się, że Jacopo przyniósł ją tam, ponieważ również pragnie uczynić z niej prostytutkę, ale szybko przekonuje się, że z taką twarzą i tak nie miałaby klientów (co z jednej strony ją niebywale cieszy, a z drugiej pozostawia w jej sercu nieprzyjemnie kłujące przekonanie, że świat mężczyzn nigdy nie będzie stał przed nią otworem). Pomaga zatem w kuchni i sprząta przybytek za dnia, kiedy dziewczyny jeszcze śpią. Tutaj muszę przyznać, że twórcy świetnie poradzili sobie z tak niełatwym tematem, jakim jest prostytucja, i opowiedzieli o nim bez zbędnego dramatyzmu, ale też bez wybielania go i serwowania nam stereotypów. Było mi jedynie bardzo żal Marii, którą życie zmusiło do prostytucji w bardzo młodym wieku i nie miała szansy poznać zwyczajnego życia.

Jacopo czuje się odpowiedzialny za Morganę i za wszelką cenę postanawia przywrócić jej ciało i ducha do normalności, z godnym podziwu uporem ignorując zapewnienia dziewczyny, że wcale tego nie chce i nie potrzebuje. Kupuje maści, którymi smaruje blizny na jej ciele i znamię na jej twarzy, a także rozmawia z nią i zachęca do bycia po prostu normalną dwunastolatką. Z czasem odkrywa, że zaczyna czuć do niej coś więcej, ale ze względu na sporą różnicę wieku i fakt, że bohaterka jest zdecydowanie zbyt młoda na bycie blisko z mężczyzną, postanawia poczekać z podejmowaniem poważniejszych kroków. W międzyczasie w zamtuzie pojawia się szesnastoletnia Ceren. Dziewczyna ma za sobą trudną przeszłość, ale jej optymizm i wręcz wylewający się z niej urok sprawiają, że szybko zaskarbuje sobie sympatię Marii i innych mieszkających w przybytku dziewcząt. Jest zawsze uśmiechnięta, do pracy podchodzi z niezwykłą ochotą i próbuje zaprzyjaźnić się z Morganą. Nie poddaje się nawet wtedy, gdy dziewczyna nazywa ją obrzydliwą ladacznicą, wręcz przeciwnie - ze szczerym uśmiechem przyznaje jej rację. Jakiś czas później, w dniu urodzin Morgany (i w dniu, w którym Jacopo w końcu postanawia wyznać jej, co do niej czuje), na zamtuz zostaje przeprowadzony niespodziewany atak, w wyniku którego ginie większość prostytutek, Jacopo zostaje ranny, a Morgana uprowadzona. Dziewczyna ląduje na wozie transportującym niewolników. Jeden z mężczyzn, wyjątkowo rosły i o wschodnich rysach twarzy, zapytał ją, dlaczego płacze. Ta odparła, że to dlatego, że nie zdążyła podziękować bliskim za wspólnie spędzone chwile. Osiłek zabija wkrótce jednego ze strażników, dobywa jego miecza i uśmierca resztę oprawców, a więzy Morgany przecina, ofiarowując jej wolność. Kiedy inni niewolnicy cieszą się z powodu oswobodzenia przez wybawcę, ten zanosi się szaleńczym śmiechem i posyła ich do grobu. Kto grał w The House in Fata Morgana, ten wie już zapewne, z kim mamy do czynienia  - z Bestią.

Jacopo tymczasem nie może przeboleć, że nie był w statnie ochronić bliskich, i postanawia ze wszystkich sił przestać być jedynie pozbawionym praw chłopcem z dzielnicy nędzy. Pomaga mu w tym tajemnicza kobieta, która twierdzi, że miała kiedyś bliski romans z głową rodu Barnierów i w związku z tym wydała na świat bękarta, który ma w sobie błękitną krew. Próbuje wmówić Jacopo, że to on prawdopodobnie jest jej synem i chociaż chłopak jej nie wierzy, postanawia wziąć to za dobrą kartę. Tym razem przeprowadza na pałac lorda znacznie lepiej zorganizowany atak. Wtedy też okazuje się, że Ceren działała na polecenie Barniera i że to on stoi za atakiem na zamtuz. Ostatecznie Jacopo udaje się pozbawić mężczyzny głowy, ale ten przed śmiercią przeklina naszego bohatera, zwiasując mu dokładnie ten sam los.



Myślę, że jest to dobry moment, aby na chwilę odsapnąć i bliżej przyjrzeć się relacji Barniera i Ceren. Dziewczyna trafiła do pałacu lorda jako jego nałożnica, aczkolwiek od innych jego "zabawek" odróżniało ją to, że się go nie bała. Barnier był szaleńcem, który dla kaprysu gotów był wybić rodziny swoich podwładnych, miał perwersyjne zachcianki, gustował w zdecydowanie zbyt młodych chłopcach i dziewczętach, i nic nie sprawiało mu takiej przyjemności jak widok strachu w oczach ofiar. Ceren wzbudziła jego zainteresowanie, ponieważ była całkowitym przeciwieństwem innych otaczających go ludzi, którzy trzęśli przed nim portkami i uchodzili mu z drogi. Wręcz przeciwnie - ona zabiegała o jego uwagę i z przyjemnością znosiła wszystko to, co jej robił. Z czasem mężczyzna wyciągnął z niej historię jej życia i odkrył, że dziewczyna nie jest w stanie przeżywać negatywnych emocji. To sprawiało, że jej moralna ocena wydarzeń była bardzo mocno dyskusyjna - potrafiła dla wieczoru spędzonego z Barnierem skazać na śmierć zarządcę zamtuzu, w którym wcześniej pracowała, i uważała, że jest to dobre i całkowicie sprawiedliwe, ponieważ przebywania z Barnierem pragnęła bardziej niż czyjegoś życia. Ze względu na swoje pogodne i optymistyczne usposobienie, była idealnym materiałem na szpiega mającego wykryć w dzielnicy nędzy zarzewie buntu. Tutaj należy od razu zaznaczyć, że Ceren nie wiedziała, że robi coś złego - kochała Barniera całym swoim sercem, ale lubiła również Jacopo, Marię i Morganę, więc nie myślała o możliwych skutkach swoich działań. Warto też zaznaczyć, że jej uczucie do paskudnego złoczyńcy, który mógłby zapewne być jej ojcem, było odwzajemnione. Ceren była jedyną osobą w jego otoczeniu, która mogła go skrytykować i nie zapłacić za to głową, choć jednocześnie nie miała nic przeciwko, gdyby spotkał ją taki los. Barnier natomiast z czasem dał jej do zrozumienia, że jest dla niego kimś więcej niż nałożnicą i pozwolił jej mówić do siebie po imieniu, a nawet opowiedział jej historię swojego życia. I chociaż nadal potrafił jej grozić i zapewniać, że ją zabije, to w czasie ataku rebeliantów zadbał o to, żeby ukryć dziewczynę w bezpiecznym miejscu i zapewnić jej alibi. Jako bohatera można oceniać go bardzo negatywnie, ale jest jedna rzecz, za którą go podziwiam - kiedy Ceren zaproponowała mu ucieczkę z oblężonego pałacu, odmówił, twierdząc, że nie jest tchórzem i jego obowiązkiem jest walka do ostatniej kropli krwi. Za fasadą szaleńca kryje się piekielnie inteligentny i mądry mężczyzna, ale o tym - paradoksalnie - przekonujemy się dopiero po jego śmierci.

Jacopo po uśmierceniu Barniera przyjął jego imię i nazwał siebie prawowitym spadkobiercą tronu. Dokładał wszelkich starań, żeby naprawić poczynione przez poprzednika szkody - prawie nie spał, żeby móc ciągle działać dla dobra swoich podwładnych. Szybko jednak odkrył, że władza to nie tylko spełnianie życzeń, ale również polityka, utrzymywanie dobrych stosunków z sąsiadami i ponoszenie koniecznych ofiar. Prości ludzie nie potrafili jednak tego zrozumieć i wkrótce doszło do próby zamordowania Jacopo... z ręki jego dawnego przyjaciela. W odwecie lord dokonuje rzezi w dzielnicy nędzy, a następnie próbuje odbudować wizerunek w oczach podwładnych poprzez ufundowanie kościoła w jednej z nieużywanych posiadłości starego Barniera. To właśnie wtedy dowiaduje się o mieszkającej nad pobliskim jeziorem wiedźmie, której krew posiada cudowną, leczniczą moc. Postanawia sprowadzić ją do znajdującej się w posiadłości wieży i upuszczać jej krew w celu sprzedawania jej przez kościół jako cudowne remedium.

Historia zatacza koło, ale to jeszcze nie jest jej koniec. Więcej jednak nie opowiem, żeby nie odbierać przyjemności z gry tym, którzy będą chcieli po to małe arcydzieło sięgnąć.


Przejście głównej fabuły A Requiem for Innocence zajęło mi około 25 godzin. Oprócz tego gra posiada jeszcze trzy inne historie i możliwą do odblokowania czwartą - zajmę się nimi w kolejnych swoich wpisach przeplatanych recenzjami innych tytułów. Przede wszystkim muszę przyznać, że moje obawy odnośnie jakości produkcji okazały się płonne - mamy tu przed sobą kawał mistrzowsko opisanej historii i starego, dobrego Hanadę, który prowadzi nas za rękę i pozwala odkryć więcej tajemnic drzemiących w fundamentach przeklętej posiadłości Barniera.

Graficznie gra stoi o oczko wyżej niż jej poprzedniczka, ale nie zatraciła swojego pierwotnego charakteru i nadal historię opowiada nam nie tylko tekst, ale również światła, cienie i kolory użyte do namalowania tła. W dodatku całość okraszona została przepiękną ścieżką dźwiękową - postacie nadal są nieme, ale ciszę w tym temacie rekompensuje cudowna muzyka. I naprawdę bardzo, bardzo chciałabym móc napisać cokolwiek o wadach A Requiem for Innocence, tylko nie byłam w stanie ich znaleźć. Dla mnie to najwyższa półka pod względem snucia opowieści i gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po ten tytuł, ale koniecznie po przejściu The House in Fata Morgana.

Dla mnie to perełka, która omal ponownie nie wpędziła mnie w bezsenność.


Za możliwość zrecenzowania gry dziękuję wydawcy, firmie MangaGamer.




***
Tytuł: The House in Fata Morgana: A Requiem for Innocence
Producent: Novectacle ノベクタクル
Wydawca: MangaGamer
Data wydania: 18 maja 2018
Przybliżony czas rozgrywki: ok. 25 godzin (główny wątek)
Ograniczenia wiekowe: brak (gra porusza jednak trudne tematy i znajduje się w niej sporo krwawych scen, dlatego polecam ją raczej osobom starszym niż młodszym)

Cena: około 54 złote
Gdzie Kupić:
Steam: https://store.steampowered.com/app/804700/The_House_in_Fata_Morgana_A_Requiem_for_Innocence/

MangaGamer: https://www.mangagamer.com/detail.php?product_code=1053&goods_type=1

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz mimo wszystko i wyzdrowiałaś :* I nie ma za co dziękować ^_^ cieszę się, że mogłam pomóc chociaż troszeczkę :)

    A co do gry to kurcze, teraz mnie strasznie zaciekawiła ta cała rozgrywka i postacie..Kusi oj kusi xD Pomyślę jeszcze czy nie kupię pierwszej części..Może mimo wszystko przekonam się do tej gry ;)

    Dzięki jak zawsze za świetny wpis!
    Pozdrawiam i życzę zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Nadal gorąco namawiam do bliższego zapoznania się z Fatą!

      Usuń