piątek, 9 grudnia 2016

50. "Underlove" - pierwsze wrażenia.

Studio Tictales to drugi najważniejszy producent przeglądarkowych gier otome w Europie. Musicie przyznać, że nie miało wcale łatwej drogi, wzrastając w cieniu znacznie bardziej znanego Beemov. Nie pomogły mu również problemy implementacją tłumaczenia w polskiej wersji "Anticlove". Nic zatem dziwnego, że kiedy na horyzoncie pojawiły się zapowiedzi kolejnych gier, miłośnicy otome spoglądali na nie z pewną dozą niepewności. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Ludzie bali się, że będzie to kolejna naiwna, chociaż ciekawa historia dla nastolatek. Ja też się bałam. Wczoraj ukończyłam jednak wszystkie dostępne odcinki "Underlove" i mogę powiedzieć tylko jedno - WOW!


Przede wszystkim panowie z Tictales zmienili target. Do tej pory przeglądarkowe gry otome były produkowane z myślą o młodziutkich dziewczynach, których poglądy na relacje międzyludzkie są dosyć wyidealizowane (jak przyjaciółki, to na śmierć i życie. Jak chłopak, to ma co chwilę wyznawać miłość i być pozbawiony wad). Z tego też powodu twórcy adresowanych do nich gier nie muszą obawiać się schematyzmu - wręcz przeciwnie, jest on wręcz pożądany. Bohaterowie wcale nie muszą zachowywać się naturalnie - ważne, żeby był wśród nich dojrzały i odpowiedzialny chłopak, słodki drań-outsider i tajemniczy odmieniec o duszy skalanej poezją. Widziałam wcześniej screeny "Underlove" i bałam się, że ta gra również pójdzie tą drogą, będąc idealną produkcją dla gimnazjalistek, ale dla mnie - osoby już parę lat po studiach - niekoniecznie. 

W grze wcielamy się w postać Naomi Brannon, córki właściciela znanej wytwórni muzycznej i siotry znanej piosenkarki. Nie jest to jednak życie usłane różami - ojciec znalazł sobie nową kobietę, całkowicie o nas zapominając, a matka zaczęła topić swoje smutki w kieliszku. Staramy się więc związać koniec z końcem, pracując w kawiarni i wynajmując mieszkanie z dwiema przyjaciółkami: Jenny (która wygląda jak moja była szefowa i zawsze dziwnie się czuję, kiedy na nią patrzę) i Sashą. Oczywiście w międzyczasie próbujemy również spełnić swoje marzenia o karierze w branży muzycznej, ale idzie nam to jak krew z nosa i po każdej rozmowie kwalifikacyjnej słyszymy jedynie: "Zadzwonimy do pani". Chyba każdy, kto usłyszał coś takiego po próbie aplikacji na wymarzone stanowisko wie, co to za uczucie. Nic zatem dziwnego, że Naomi nie patrzy zbyt optymistycznie w przyszłość. I nie zmienia tego nawet fakt, że pewnego dnia dowiaduje się, że jej ojciec zniknął w tajemniczych okolicznościach, a ona ma zasiąść za sterami jego podupadającej wytwórni. Najlepiej podsumowały to chyba jej własne słowa: "Stałam się milionerką z milionami długów". Naszym pierwszym zadaniem będzie zwerbowanie pod nasze skrzydła jakiegoś obiecującego talentu muzycznego, który mógłby pomóc nam podźwignąć się z finanfowych tarapatów. Decydujemy się na poznany niedawno zespół Lightning Round. W rozmowie z frontmanem dowiadujemy się jednak, że walczy o niego równiez konkurencyjna wytwórnia, należąca - nomen omen - do naszej macochy. Czy nam się uda? Wierzcie mi, że przy podejmowaniu wyborów nieraz będziecie długo zastanawiać się, jaka odpowiedź jest właściwa. 

Z tego, co zauważyłam, póki co mamy dostępnych trzech panów: Ryana (pewnego siebie menadżera naszej siostry i chłopca na posyłki konkurencji), Christiana (wokalistę Lightning Round) i Jasona (pełnego optymizmu operatora dźwiękowego). Oprócz tego poznajemy również wiele innych postaci, jak choćby Ritę i Milesa, którzy pomagają nam w prowadzeniu wytwórni. Postacie zachowują się naturalnie i mają naprawdę porządnie rozpisane kwestie dialogowe. Dla przykładu Ryan jest na pozór szalenie uprzejmym człowiekiem, ale nawet w lekkiej rozmowie potrafi wepchnąć komuś szpilę. To mężczyzna miły i błyskotliwy, ale szalenie niebezpieczny. I to widać. Równie naturalne są rozterki i wątpliwości naszych współlokatorek. Aż nie mogę się doczekać, aż w grze zawiąże się pierwszy romans.



Gra robi wrażenie pod względem graficznym. Posiada chyba najładniejsze tła, jakie kiedykolwiek widziałam. Postacie wypadają nieco gorzej, szczególnie przy zbliżeniach na twarz - widać wtedy niezbyt dokładne kolorowanie i poszarpane kontury. Nie zmienia to jednak faktu, że "Underlove" prezentuje się dobrze, a kreska może znaleźć swoich zwolenników.

Jednak rzeczą, która już na pierwszy rzut oka najbardziej ten tytuł wyróżnia, jest jego prostota. Nie posiadamy w nim swojego awatara, któremu możemy nadać dowolny wygląd (być może zmieni się to w przyszłości). Nie znajdziemy w nim również minigier ani nawet listy znajomych. Codziennie otrzymujemy 300 PA, co wystarcza na przeczytanie 30 wypowiedzi (należy jednak pilnować się w przypadku rozmów naszej postaci przez telefon - tekst przesuwa się wtedy automatycznie!). Nie jest to rozwiązaniem złym, ponieważ przejście jednego odcinka wymaga około 1200 PA, ale ma tę wadę, że punktów nie możemy zbierać.

Czy grę polecam? Tak. Wyznam Wam szczerze, że w "Słodkim Flircie" mam uzbieranych kilkaset PA, a mimo to nie mam zbytniej chęci na grę i przechodzenie kolejnego odcinka, który w większości polega na błądzeniu po szkole i pytaniu różnych osób, co sądzą na dany temat. Tutaj natomiast autentycznie interesuje mnie to, co wydarzy się dalej. Zawsze widziałam u Tictales potencjał do opowiadania fajnych historii i bardzo cieszę się, że poszli w nieco innym kierunku niż konkurencja. Oczywiście "Underlove" nie spodoba się każdemu, ale jeśli ktoś stawia fabułę ponad szybki romans i trzymanie się za rączki, to będzie zadowolony. Ja jestem.
Gra jest dostępna w angielskiej wersji językowej, ale dowiedziałam się, że ma pojawić się również po polsku.

Zagracie tutaj: underlovestories.com

***
Za umożliwienie przejścia gry poprzez ofiarowanie odpowiedniej ilości PA dziękuję studiu Tictales.

6 komentarzy:

  1. Twitta posłałem i odpowiednio otagowałem, mam nadzieje że przyciagnie to jeszcze więcej fanów do twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i dobra nowina
      Zostałem WSPÓŁAUTOREM bloga Fejwsi, wreszcie będe mógł prowadzić blog z moja dziewczyną (akcja poznania się wyglądała jak wyjęta z jakiejś VNki albo Dating Sima).
      Wcześniej "uczyłem" się prowadzić blog, ale wolny czas to najdroższa waluta na jaka mnie nie stać. Wiec usnąłem bloga.
      Mam nadzieje że odwiedzisz nas na blogu, albo i może kiedyś na jakimś konwencie.

      Dziękuje

      Usuń
    2. Pewnie! Wyślij mi tylko na maila Wasz banner (szerokość ok. 300 pikseli, wysokość ok. 100), a wstawię na bloga i będę zaglądać.

      Usuń
  2. Wow! W końcu bohaterowie z zarostem! :D

    Wygląda zachęcająco, aczkolwiek osobiście nie trawię gier z systemem PA. Wolę raz zapłacić i mieć całą grę "podaną na tacy", niż grać fragmentami, do tego będąc cały czas zależną od wirtualnej waluty. Ale rozumiem zwolenników tego systemu - w końcu będąc systematycznym i cierpliwym można grać całkowicie za darmo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plus jednocześnie pomysł "płacenia" w ten sposob WYDLUZA rozgrywke, i zamiast w jeden wieczor przechodzi to w X dni

      Usuń