czwartek, 27 września 2018

127. Transwestyta w natarciu, czyli Karma i jego klątwa

Powracam dzisiaj z recenzją pierwszego ogranego przedz siebie wątku z gry Cinderella Phenomenon. Postać Karmy od początku wydawała mi się ciekawa i już po rozegraniu prologu chciałam dowiedzieć się, co kryje się za jego przebierankami. Nic zatem dziwnego, że padł moją pierwszą ofiarą.


Karmę poznajemy, kiedy jeszcze jako księżniczka wybieramy się z przybranym rodzeństwem do sklepu z zabawkami w celu powiększenia kolekcji swoich lalek. Mężczyzna pojawia się wtedy pod postacią przepięknej, eleganckiej kobiety, która swoją urodą przyćmiewa wszystkie ciała niebieskie i aniołów razem wziętych. Niestety nie mamy okazji ucięcia sobie z nim pogawędki, ale nic straconego, bo nasze drogi ponownie schodzą się, kiedy zostajemy dotknięte klątwą. Okazuje się bowiem, że Karma to regularny bywalec The March. Dosyć szybko na jaw wychodzi fakt, że nie tylko nie jest kobietą, ale jest tak naprawdę bardzo utalentowanym szermierzem, któremu rady nie dają nawet przebywający w zajeździe byli rycerze pałacowi. Młodzieniec z przyjemnością szkoli ich w walce, a nam stara się pomagać w spełnieniu wymaganej ilości dobrych uczynków. Sam nie chce mówić o swojej klątwie, zdradzając nam tylko, że musi przebierać się za kobietę, ponieważ pod męską postacią przedstawicielki płci pięknej zakochują się w nim na zabój. Koniec końców okazuje się, że jeśli to on z kolei się zakocha, przemienia się w potwora. O czasie potrzebnym do przemiany informuje posiadany przez niego na piersi tatuaż w kształcie róży - im więcej wokół niej cierni, tym bliżej do stania się bestią. Nietrudno zatem domyślić się, że jego klątwa to klątwa Pięknej i Bestii.

I brzmi to wszystko naprawdę nieźle, gdyby nie fakt, że twórcy tej gry mają talent do zaprzepaszczania stworzonego przez siebie potencjału. Karma ma zadatki na bycie genialną postacią zmagającą się z własną tożsamością (i nie mam tutaj na myśl jedynie jego płci), która musi ukrywać pod piękną powłowką swoje prawdziwe "Ja", ale w rzeczywistości okazuje się bohaterem całkowicie bezpłciowym, nudnym i strzelającym fochy jak stereotypowa baba. Jednego dnia jest słodki do porzygu, a następnego nas albo popycha, albo odpycha, nierzadko posuwając się wręcz do przemocy. To nie sprzyja budowaniu relacji i można odnieść wrażenie, że ona jest tworzona gdzieś poza naszą zgodą. W pewnym momencie po prostu znikąd uświadamiamy sobie, że przecież Karma (chociaż już pod zmienionym imieniem) jest tym jedynym i w sumie to możemy nawet się w nim zakochać. Tylko że nie.


Mam też w stosunku do tego wątku swój osobisty bias, ponieważ nie cierpię zakończenia disneyowskiej wersji "Pięknej i Bestii", w którym Bestia przemienia się w przystojnego (oczywiście!) i czarującego księcia, więc Bella może się z nim ochajtać i żyć długo i szczęśliwie. Cholera, dlaczego jak już ktoś tworzy własną interpretację baśni, to musi robić to po najcieńszej linii oporu? Gdyby ostateczną postacią Karmy była postać Bestii, to jego zachowanie miałoby chociaż odrobinę sensu, a my jako gracze otrzymalibyśmy coś, co nie było wałkowane tysiąc pięćset razy. Z drugiej strony wiem też, że jestem być może za bardzo rozpieszczona przez dobre gry, które nie boją się łamać ustalonych schematów. Być może to właśnie dlatego wątek Karmy nijak nie mógł przypaść mi do gustu.

A może to po prostu pierwsze śliwki-robaczywki i miałam pecha, ogrywając jego opowieść jako pierwszą? Może inne są lepsze? Mam nadzieję, że będzie mi niebawem dane się o tym przekonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz