środa, 20 lipca 2016

24. Come back to me, my love, czyli kolejna gra z amnezją w tle - "Always Remember Me".

Ktoś mógłby zarzucić mi, że podejrzanie wysoko oceniam recenzowane przez siebie gry i że polecam nawet takie, które nie są wybitnie dobre i nie zostały stworzone przez studio z ogromnym budżetem. Prawda jednak jest taka, że w każdym tytule staram się znajdować dobre strony i jeśli jedynie gra sprawiła mi trochę radości, polecam ją również innym. Nie przypominam sobie, żebym do tej pory natknęła się na produkcję, która byłaby tak zła, że nie miałabym ochoty w ogóle jej ukończyć, nie mówiąc już o zachęcaniu innych do zapoznania się z nią. W końcu jednak musiał nadejść ten pierwszy raz.


Gra "Always Remember Me" została stworzone przez znane studio Winter Wolves i ujrzała światło dzienne         17 kwietnia 2011 roku. Ponieważ bardzo wiele osób polecało mi gry tego studia, zakupiłam ją w ciemno i to w wersji deluxe. Skusiła mnie ładna grafika i dosyć rozbudowana mechanika rozgrywki, która nie prowadzi nas za rączkę i wymaga chociaż odrobiny wysiłku intelektualnego. Spodobała mi się również fabuła, będąca niejako odwrotnością tej zaprezentowanej w "Amnesia: Memories" i chociaż nie liczyłam na produkcję tak samo dobrą, jak ta, która wyszła spod skrzydeł Idea Factory, to miałam nadzieję na przynajmniej parę godzin godziwej rozrywki. I faktycznie - przyznam szczerze, że pierwsze uruchomienie gry wywarło na mnie pozytywne wrażenie. Niestety, potem było już tylko gorzej.

W grze wcielamy się w postać studentki Amy, która jest w szczęśliwym związku z Aaronem, o którym nie wiemy właściwie niczego poza tym, że lubi czytać książki i posiada motocykl. Ten właśnie motocykl ma bardzo istotne znaczenie dla całej historii - kiedy wracamy nim z romantycznej randki na plaży, zostajemy potrąceni przez nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Sami wychodzimy z tego bez większego szwanku - zdecydowanie gorzej jest z naszym chłopakiem, który w wyniku wstrząsu stracił pamięć. Naszym zadaniem jest mu tę pamięć przywrócić i to jest miejsce, w którym wkracza bogata mechanika rozgrywki. Na wykonanie zadania mamy trzy miesiące. W tym czasie musimy nie tylko zdobyć odpowiednią ilość punktów pozwalających na rozwinięcie się uczucia (robimy to poprzez dialogi, dawanie prezentów czy poczytanie Aaronowi książki), ale również w pełni rozwinąć tę cechę, którą nasz chłopak tak bardzo w nas lubił - romantyzm. Musimy przy tym mieć oko na wskaźniki Morale i Energy - jeśli będą zbyt niskie, wiele akcji może się nie powieść. Do dyspozycji otrzymujemy całe miasto. Możemy dowolnie poruszać się między poszczególnymi budynkami, ale musimy pamiętać, że do biblioteki najlepiej iść w poniedziałki i piątki, a późnym wieczorem nie wejdziemy już na pływalnię. Brzmi świetnie, prawda? Bardzo rzadko w grach visual novel otrzymujemy możliwość swobodnego przemieszczania się, więc przyjęłam te rozwiązania z nieskrywaną radością. Co więc mogło pójść nie tak?

Nawet Amy zdaje się nudzić przy tej grze.
Przede wszystkim w grze kuleje sama fabuła. Ja wiem, że wiele gier otome posiada rozwiązania fabularne naciągane jak gumka w majtkach, ale wynagradza nam to barwną i pełną emocji historią. "Always Remember Me" pod tym względem zwyczajnie rozczarowuje. Same założenia są w porządku, ale wykonanie to po prostu klapa. W żadnej innej grze nie znalazłam tak miałko zarysowanych bohaterów. Amy po prostu nie da się lubić - jest miłą, grzeczną i całkowicie bierną dziewczyną, która nie potrafi walczyć o swoją miłość. U Aarona również nie doszukamy się jakichś szczególnych przejawów posiadania charakteru - nawet, jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że chłopak ma amnezję, to i tak bardziej przypomina zagubione we mgle dziecko, niż kogoś niegdyś bliskiego naszemu sercu. Inni bohaterowie również rozczarowują - w zasadzie w ogóle z nimi nie rozmawiamy i nie mamy nawet szans poznać ich na tyle, żeby ich polubi, lub nie. Co ciekawe, jedynym przystojnym i przejawiającym jakąkolwiek mocniej zarysowaną osobowość bohaterem, jest ojciec Aarona.

A jeśli już mówimy o niedostatkach fabularnych, to gra oferuje pewne bardzo kontrowersyjne rozwiązanie, przez które całkowicie znielubiłam postać Amy. Otóż wcale nie musimy starać się przywrócić pamięci Aaronowi - możemy tę sprawę całkowicie olać i wejść w romans... z lekarzem prowadzącym jego przypadek. Czy tylko ja uważam, że to jest cios poniżej pasa?! W grze istnieją również inni panowie, z którymi możemy wejść w bliższą relację: nasz kumpel i tajemniczy internetowy wielbiciel naszej poezji.  O nich wiemy jednak tylko tyle, że po prostu są. Zwykle prolog w grach otome służy temu, żebyśmy mogli poznać bohaterów i na tej podstawie zadecydować, z którym z nich chcemy się spotykać. Tutaj twórcy z tego zrezygnowali, najwidoczniej uważając, że kobiety dzielą się na te, które lubią u mężczyzn długie włosy i okulary, i te, które preferują niebieskie włosy i zawadiacki uśmiech - tyle wystarczy, żeby na zabój zakochać się w ich posiadaczu. Serio? Należy też dodać, że dialogów jest tragicznie mało i nawet po zakończeniu danego wątku pozostaje potężne uczucie niedosytu.


Skopana okazała się również sama mechanika, która w teorii jawiła się jako prawdziwy strzał w dziesiątkę. Przygotujcie się na kilka godzin bezsensownego klikania na budynki i wyświetlające się opcje. Rozumiem, że miało to wydłużyć rozgrywkę, ale sto razy bardziej wolałabym, gdyby twórcy poszli raczej w stronę rozbudowania linii fabularnej - wtedy nasze wysiłki byłyby przynajmniej odpowiednio nagrodzone.

Moglibyście powiedzieć: "Ok, ale pewnie za to oprawa audiowizualna wynagradza te wszystkie niedostatki". O ile sama gra wygląda dosyć ładnie, o tyle strasznie wkurza dysproporcja między wizerunkiem Amy w menu i na ilustracjach z gry - to jest zupełnie inna dziewczyna, różni się nawet kolor jej włosów! To jednak jeszcze można wybaczyć. Zdecydowanie gorzej jest z muzyką i samym głosem naszej bohaterki. Po wykonaniu każdej czynności (niezależnie od tego, czy zakończyła się ona powodzeniem), Amy musi wyrazić siebie pokrzykiwaniem, powtarzaniem w kółko tych samych zdań, wzdychaniem i wydawaniem całej masy innych irytujących dźwięków. To bawi przez pierwsze pięć minut gry - potem robi się tak wkurzające, że aż prosi się o wyciszenie (na szczęście jest taka możliwość). Tak samo jest z muzyką - zmienia się jak w kalejdoskopie i zaiwera wyjątkowo denerwujące ścieżki, od których autentycznie rozbolała mnie głowa. Znośny jest jedynie motyw przewodni z menu głównego.

Podsumowując: nie grajcie w "Always Remember Me". Dla mnie ta gra to nieporozumienie - mam wrażenie, że jest totalnie niedokończona. Twórcy zepsuli w niej wszystko, co jedynie można było zepsuć i nie wstydzą się wołać sobie za ten tytuł ok. 75 zł (obecnie na Steamie jest promocja, ale nawet za tę cenę nie warto). Drogie studio Winter Wolves, podpadliście mi niemożebnie! Tak się po prostu nie robi gier!


***
Jeśli mimo to chcecie spróbować i na własnej skórze przekonać się, jakie jest "Always Remember Me", łapcie link na Steama:
http://store.steampowered.com/app/291030/?l=polish

5 komentarzy:

  1. Kiedyś chciałam w to zagrać, ale uciekłam ja tylko zobaczyłam, że to typowy dating sim, wolę jednak standardowe visual novelki, skupiające się na fabule, a nie zbieraniu hajsu i nabijaniu statsów (przynajmniej tak wywnioskowałam po tym menu z lewej strony na screenie). Chociaż jest jeden wyjątek, Hatoful Boyfriend (grałaś?).

    Ech, do tego okularnik wygląda jak panienka, a fajny starszy okularnik z openingu to pewnie ten ojciec głównego, o którym wspominałaś. ŹLE. D:

    Kupię tę grę jak będzie na jakiejś bardzo fajnej promocji, takie -80-90% byłoby w sam raz. |D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie grałam w "Hatoful Boyfriend", ale mam to w planach :).

      I tak, ten fajny starszy okularnik to Osher, ojciec Aarona. Szkoda, bo jako jedyny okazał się być w moim guście.

      Usuń
  2. Osobiście zabawne jest, że mamy taki pasek po lewej. Od razu mi się przypomina Dandelion xD PLUS ten screen " Who are you".....ja tak czytam i patrzę, a tu od razu mi się przypomina Słodki Flirt i najnowszy odcinek xD Mam nadzieję, że Chino da sobie radę z tym wątkiem xD( w końcu Lysiek to jej ulubieniec).
    A tak poza tym....ja do ciebie piszę z jakąś grą, a ty "Mam ją w planach". Jeżeli jest jakaś gra visual novel, otome której nie znasz to jestem pewna, ze jest ich tak niewiele albo nawet wcale xD
    Naprawdę, co raz bardziej się przekonuje, że wszystkie je znasz xD
    Pozdrawiam, Shinju :->

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdziwiłabyś się, jak wielu gier otome nie znam :). Dobrze orientuję się chyba tylko wśród tytułów wydawanych na Zachodzie, azjatyckie to dla mnie czarna magia.

      Usuń
    2. "Czarna Magia" xD Chyba dla każdej osoby z zachodu, która zobaczy zdjęcie ze sklepu z grami otome i visual novel w Japonii xD
      *ja zobaczyłam i zaniemówiłam....*

      Usuń