środa, 7 listopada 2018

136. O tym, że są rzeczy gorsze od śmierci, czyli opowieść miłosna napisana krwią (Hakuoki: Edo Blossoms) [16+]

Na wstępie chciałabym powiadomić Was, że od tej pory będę najpierw recenzować poszczególne wątki, a dopiero potem tworzyć ogólna recenzję gry. Dzięki temu będzie ona bardziej wiarygodna i osoby zainteresowane danym tytułem znajdą w niej więcej interesujących ich informacji.

Po krótkiej przerwie powracamy do opowieści spod znaku wilków z Shinsengumi i do kolejności pisania recenzji zbliżonej do tej z Kyoto Winds. Wtedy na pierwszy ogień poszedł u mnie Okita i dzisiaj zamierzam zapoznać Was z dalszą częścią jego historii (ci, którzy nie czytali poprzedniej, niech zajrzą tutaj - http://tiny.pl/gs15l).


W Edo Blossoms oddzielamy się od reszty samurajów i zatrzymujemy się w rodzinnym Edo, żeby opiekować się chorym na gruźlicę Okitą. Pomaga nam w tym doktor Matsumoto, który regularnie odwiedza naszą kryjówkę, służy nam dobrą radą i przekazuje informacje z frontu. My natomiast szybko uświadamiamy sobie, że nasz pacjent jest najbardziej pechową Furią ze wszystkich i śmiertelna choroba nie tylko nie opuszcza ciała Okity, ale zostało ono również postrzelone srebrnym nabojem, co uniemożliwia nadnaturalnie szybkie zagojenie się rany. Każdy inny członek Shinsengumi w tym przypadku pokornie oddawałby się rekonwalescencji, ale nie nasz dotknięty obsesją zabijania rodzynek. Chłopak nieustannie próbuje udowodnić nam, że czuje się już na tyle dobrze, że mógłby dołączyć do reszty i stanąć w walce u boku ukochanego Kondou. Niestety, do trapiących jego ciało objawów dołącza również typowa dla Furii żądza krwi, którą uśmierzamy, ofiarowując mu własną, ale nie zmienia to faktu, że przemiana w przypadku Okity raczej zżera go od środka, zamiast wzmocnić. I mogłoby się wydawać, że pomimo tych niedogodności życie w Edo będzie dla nas źródłem ukojenia po zdradzie ze strony szogunatu, ale tak nie jest. Na naszej drodze szybko staje nasz demoniczny braciszek Kaoru, a wszędzie, gdzie pojawi się Kaoru, pojawiają się też kłopoty. I to duże.

W tym przypadku naczelny emo-płaczek stulecia postanawia wyzwać Okitę na pojedynek na śmierć i życie, doskonale wiedząc, że chłopak jeszcze nie doszedł do siebie. Wykorzystuje więc chwilę jego nieuwagi i pochwyca nas, zmuszając do wypicia Wody Życia. Zrozpaczony Okita próbuje jeszcze ratować sytuację, ale Kaoru obraca się jedynie w nicość, zanosząc śmiechem. I chociaż ciężko oczekiwać, żeby osłabiony samuraj był w stanie stawić czoła demonowi, nie powstrzymuje go to przed obwinianiem siebie za to, co się stało. Oliwy do ognia dolewa również wiadomość od doktora Matsumoto, która opisuje nieszczęśliwą sytuację Shinsengumi w ostatniej bitwie, podczas której Kondou wpada w ręce wroga. Okita obwinia o to oczywiście Hijikatę, mając go za tchórza, który poprzez poświęcenie dowódcy postanowił ratować własną skórę. Sam Hijikata jakiś czas później składa nam wizytę, ale nie rozmawia z nami w towarzystwie Okity. Nakazuje nam się nim opiekować i pod żadnym pozorem nie powiadamiać go o swoich odwiedzinach. Ten jednak szybko się o nich dowiaduje i wpada w furię, poprzysiągając sobie, że kiedyś sprawi, żeby Hijikata odpowiedział za swoje czyny. Generalnie rozpacz i poczucie bezsilności dominują w kreacji tego bohatera, który przez niemal połowę swojego wątku jest uziemiony w kryjówce i czuje się jak zwierzę w klatce. I to bardzo złe, żądne krwi zwierzę.


Na szczęście stan naszego pacjenta z czasem zdecydowanie się poprawia i zaczynamy przygotowywać się do opuszczenia Edo, które nie jest już bezpiecznym miejscem. Wtedy również Okita postanawia się przed nami otworzyć i opowiedzieć historię swojego życia. Jego rodzice zginęli, kiedy był jeszcze dzieckiem, a starsza siostra wyszła za mąż i przestała się nim interesować, oddając go do miejscowego dōjō. Tam przygarnął go Kondou. Nietrudno domyślić się, że dla porzuconego dziewięciolatka mężczyzna szybko stał się przybranym ojcem, szczególnie że inni przebywający w dōjō samurajowie nie traktowali go dobrze. Kondou nie tylko uczył Okity walki, ale również wychowywał go i spędzał z nim wolny czas, a nawet opowiadał bajki na dobranoc. W pewnym momencie tę sielankę przerwał jednak Hijikata, dla którego opiekun młokosa szybko stracił głowę i uczynił go drugim założycielem Shinsengumi. Nic zatem dziwnego, że pomimo wyrośnięcia na mężczyznę Okita ciągle nosił w sercu ten uraz małego chłopca, który po raz kolejny poczuł się porzucony na rzecz kogoś innego. I mimo że przybrany ojciec nadal o niego dbał, jak tylko mógł, ten ciągle żywił do Hijikaty niewypowiedziany uraz, co od razu dało się zauważyć w Kyoto Winds.

W końcu jednak opuszczamy naszą kryjówkę i udajemy się w drogę, żeby dowiedzieć się, co naprawdę stało za pochwyceniem Kondou. Nie jest nam jednak dane długo cieszyć się spokojem, ponieważ na naszej drodze staje demoniczna osobowość roku o subtelności biegunki, czyli Kazama i jego jednoosobowa banda przydupasów pod postacią Amagiriego. Mężczyzna powiadamia nas, że w zasadzie to nie za bardzo mamy po co dołączać do Shinsengumi, ponieważ Kondou został stracony, a jego głowa ma być niebawem wystawiona na publiczne widowisko, jak głowa podrzędnego bandyty. Po dokopaniu Okicie Kazama nie zapomina również o nas, twierdząc, że skoro wypiłyśmy Wodę Życia, to nie jesteśmy już czystej krwi demonami i on już nie chce włączać nas w swój program 500+. Dla naszego towarzysza wieść o śmierci (i to tak niehonorowej!) Kondou jest niczym cios prosto w serce i długo nie może się po nim pozbierać. Postanawia zabić Hijikatę, zmuszając go w ten sposób do zapłacenia za swój niewybaczalny grzech. Ponieważ jednak nasze wrażliwe serduszko nie jest w stanie pojąć znaczenia honoru samuraja, postanawiamy w drodze urobić przekonania Okity tak, żeby ostatecznie nie zabijał przełożonego, bo to na pewno nie spodobałoby się Kondou. Generalnie ten etap historii to taki słodki do porzygu ulepek, w którym bohaterowie zalewają się wzajemnie lukrem miłości i nagle rozkwitającego uczucia, więc pozwolę sobie nie poświęcać mu więcej uwagi.


Po dotarciu na miejsce Okita rzeczywiście nie zabija Hijikaty, ale nie chce też dłużej walczyć w szeregach Shinsengumi. Ma to sens, ponieważ jego ciało od środka trawi nie tylko choroba, ale również skutki uboczne wypicia Wody Życia. Nie pozostało mu więc zbyt wiele czasu i postanawia udać się z nami do wioski, w której mieszka nasz ojciec będący dla nas ostatnią deską ratunku, bo tylko on jako twórca Furii może wiedzieć, czy jest możliwe odwrócenie jej śmiercionośnych skutków. W wiosce oczywiście ponownie spotykamy Kaoru, który usilnie próbuje zwerbować nas na swoją stronę i sprzedaje głodne kawałki o odbudowaniu potęgi klanu Yukimura, który przed laty został zdziesiątkowany z powodu niechęci uczestniczenia w wojnie i obecnie sam zamierza tę wojnę wypowiedzieć - nie tylko innym klanom, ale również całej Japonii. Środkiem do osiągnięcia celu mają być ulepszone Furie, które dzięki swojej sile i braku odczuwania skutków ubocznych mają dorównywać demonom. Oczywiście nie zamierzamy na to przystać i Karou i Okita walczą na śmierć i życie. Podczas potyczki Karou wypija Wodę Życia i zyskuje znaczną przewagę, ale od ostatecznego ciosu ratuje nas nasz własny ojciec, który zasłania nas swoim ciałem. Poświęca życie, ale dla Okity to wystarczająca okazja do zajścia gówniarza zza pleców i posłania go do piachu. Przed śmiercią ojciec zdradza nam, że możemy napić się wody ze specjalnego źródła, która wyleczy nas z bycia Furiami, po czym umiera. Zakończenie opowieści posiada jednak słodko-gorzki posmak, ponieważ mająca cudowne właściwości woda nie jest w stanie wyleczyć Okity z gruźlicy. Naszego ukochanego czeka więc zapewne powoli zbliżające się spotkanie ze Śmiercią, ale decydujemy się pozostać przy nim tak długo, jak będzie nam dane.

Muszę przyznać, że historia naszego lubującego się w zabijaniu charakternika została w Edo Blossoms bardzo spłycona i podczs rozgrywki nie byłam w stanie czuć tej postaci tak mocno, jak w Kyoto Winds. Oczywiście podejrzewałam, że chłopak miał trudne dzieciństwo, ale liczyłam na więcej opowieści z przeszłości i pogłębienie jego konfliktu z Hijikatą. W dodatku mam wrażenie, że stracił też sporo swojego sarkazmu i zamiłowania do buntu, i stał się ciepłą kluchą, której nic w życiu nie wychodzi. Może to było celowe, bo w Kyoto Winds zasłynął jako wojownik, który pomimo choroby był w stanie przecinać swoim mieczem mury, ale nawet jeśli, to zostało to źle przedstawione i mam wrażenie, że w obu odsłonach serii miałam do czynienia z zupełnie innym bohaterem. W jego opowieści jest wiele łzawych momentów, ale one nie przekazują emocji i skłamałabym, gdyby jego historia jakoś szczególnie mnie poruszyła. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnym wątku będzie lepiej i będę mogła ponownie przyznać, że czuję się wśród Shinsengumi jak wsród swoich.


***
Przypominam, że grę można zakupić na Steamie w wersji elektronicznej lub w wersji pudełkowej na konsolę PS Vita.

Steam: https://store.steampowered.com/app/733340/Hakuoki_Edo_Blossoms/

PS Vita: https://store.iffyseurope.com/products/hakuoki-edo-blossoms-standard-edition

8 komentarzy:

  1. Ok, ok
    Pytanie czy sa też gry Otome 18+ z usunieta cenzura/wciaz z scenami seksu? W VNkach tego dosyć dużo, ale zawsze się zastanawiałem czy w "grach dla kobiet" tez jest sex (tylko pewnie troche inaczej przedstawiony)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom takich gier jest całkiem sporo. W tytułach studia Dogenzaka Lab chyba zawsze są opisane sceny seksu (bez ilustracji), recenzowałam dwie ich gry: My Secret Pets i The Amazing Shinsengumi: Heroes in Love. Graficzne sceny seksu (mówiąc dobitniej: pornoscenki) były również w recenzowanej przeze mnie grze Fashioning Little Miss Lonesome. W Hakuoki również są dwie sceny seksu, wprawdzie zawoalowane, ale jednak (jeszcze zwyczajnie nie dotarłam do tych wątków). Scen seksu jest też pełno w przeznaczonych dla kobiet grach yaoi, na przykład w recenzowanym przeze mnie tytule Naked Butlers (tak, ten tytuł świetnie oddaje to, o czym jest ta gra). Gry visual novel dla kobiet to ogromny rynek i każdy jest w stanie znaleźć tu coś dla siebie.

      Usuń
    2. >jest tego całkiem sporo
      Poniekąd się tego spodziewałem

      >pełno scen seksu w Yaoi
      A tego to kurde byłem pewien

      Usuń
    3. Powiem Ci szczerze, że ja się tego średnio spodziewałam i dla mnie to było jednak duże zaskoczenie. Ale na przykład w FLML można w opcjach wyłączyć sobie sceny seksu, bo to tylko doklejki do głównej fabuły i gra bez nich na niczym nie traci. A że w yaoi jest seks to wszyscy wiedzą, inaczej to byłoby chyba shounen-ai? Tak czy siak, zauważyłam pewną prawidłowość: gry ze scenami seksu adresowanymi do facetów zwykle są koszmarnie słabe i mają fabułę tak samo umowną, jak w przeciętnym pornosie (no dobrze, może w Euphorii jest ona nieco bardziej rozwinięta, ale nadal ciężko ją nazwać dobrze napisanym scenariuszem), a gry ze scenami seksu adresowane do kobiet (nie liczę tych od Dogenzaki) zwykle mają zaskakująco dobrze napisane scenariusze. Wczoraj zaczęłam sobie ogrywać demo wychodzącej u nas niebawem gry yaoi i sama jestem zdziwiona, jak dobrze mi się w to gra.

      Usuń
    4. >eroge dla facetow
      90% słabe-sredniego fap materiału na kilka minut

      >eroge dla kobiet
      zakladam ze to jest bardziej jak jakiś "harlequin"

      Usuń
    5. Z tym pierwszym masz chyba rację (chociaż ja nie siedzę w temacie gier dla facetów, więc mogę się mylić), ale w przypadku drugiego strzeliłeś kulą w płot, chociaż to zależy od tego, co rozumiesz przez słowo "harlequin". Możesz rozwinąć?

      Usuń
    6. "50stron o tym jak zakochuje sie w _____ . 2 strony seksu. 10 stron cos tam cos tam cos. 20 stro zakonczenia" kiedys na wolontariacie czytalem harlequiny to takie mam wrazenia o nich. I dlatego te zaniepokojenie czy Otome to takie Harlequiny XxI wieku

      Usuń
    7. To by się zgadzało jeśli chodzi o proporcje, ale nie o treść, bo w przypadku dobrych gier te 50 stron to raczej rozwinięcie fabuły z wątkiem uczuciowym w tle, a nie wzdychanie do siebie nawzajem. Seks zwykle pojawia się późno, ale jak już się pojawia, to w dużej ilości i w różnych konfiguracjach w stylu "w bucie, w hucie i na drucie".

      Usuń