Przed sądem w Kaliszu ruszył proces oskarżonych o oszukanie ponad tysiąca osób i wyłudzenie 13 mln zł z agencji rządowej w Wielkiej Brytanii. Przestępczy proceder polegał na obiecywaniu zatrudnienia za granicą, wyłudzaniu danych osobowych i na ich podstawie pieniędzy.

Jak dodała prokurator Lucyna Szewczykowska z Wielkopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Poznaniu, spośród 53 oskarżonych ponad 40 to Romowie. Liczba oskarżonych zmniejszyła się, ponieważ jedna osoba zmarła a 20 dobrowolnie poddało się karze.

W czwartek na ławie oskarżonych zasiadła tylko dwójka oskarżonych, ale sąd mógł otworzyć proces z uwagi na prawidłowe odebranie zawiadomień przez wszystkich. Miejsca w pierwszym rzędzie zdominowała grupa dziesięciu adwokatów, prezentujących swoich klientów.

Proceder polegał na tym, że kilkadziesiąt osób, głównie narodowości romskiej, werbowało ludzi z Polski do pracy w Wielkiej Brytanii. W rzeczywistości chodziło o wyłudzanie danych osobowych od pokrzywdzonych a następnie pobieranie na nich zasiłków socjalnych, wypłacanych przez urząd HM Revenue&Customs w Londynie. Aby uzyskać zasiłek, wystarczała jedna wizyta w londyńskim urzędzie, aby przedłużyć jego otrzymywanie wystarczyło wypełnić i odesłać stosowny formularz.

Do zdarzeń dochodziło w latach 2009-2011. W rejonie kaliskim i ostrowskim było wtedy duże bezrobocie. Oskarżeni wykorzystywali trudne położenie ludzi. Werbowali uzależnionych od alkoholu, ubogich, bez stałej pracy i wielodzietnych - powiedziała PAP prok. Lucyna Szewczykowska.

Ludziom proponowano pracę w Londynie, pokrycie kosztów podróży, pobytu, zakwaterowanie i wyżywienie. Kobiety miały pracować przy sprzątaniu, mężczyźni na budowie. Na drogę wyposażano zwerbowanych w jedzenie, papierosy i alkohol oraz instrukcje, jak dotrzeć do celu.

Na miejscu poszkodowanych zabierano paszporty, dowody osobiste i akty urodzenia dzieci, twierdząc, że dokumenty te są niezbędne do zakupu biletów i załatwienia formalności związanych z zatrudnieniem. Jeżeli ktoś nie miał żadnych dokumentów, oskarżeni pomagali w ich wyrobieniu w miejscu zamieszkania.

"Zatrudnieni" przebywali w Londynie najdłużej kilka dni. W tym czasie podpisywali dokumenty sporządzone po angielsku, wierząc, że chodzi pracę. Potem wracali do Polski, bo informowano ich, że na razie pracy nie ma lub są przejściowe trudności w natychmiastowym zatrudnieniu.

W rzeczywistości dane tych osób służyły do zdobycia w Londynie numeru ubezpieczenia społecznego NIN, który wykorzystywano do uzyskania zasiłków socjalnych dla pracujących i dla wychowujących dzieci. Dla otrzymania zasiłku na dzieci tworzono czasem fałszywe dokumenty dotyczące fikcyjnych dzieci, załączano fałszywe akty urodzenia.

Jeden z bezdzietnych Romów - jak wynika z aktu oskarżenia - pobierał taki zasiłek, wykazując, że wychowuje dwoje dzieci. Zasiłki socjalne były przelewane na rachunki bankowe oskarżonych. Niektórzy z nich zarobili w ten sposób nawet dwa miliony złotych.

Sprawa wyszła na jaw dzięki jednej z pokrzywdzonych kobiet, którą zaniepokoił otrzymany dokument z Londynu. Zawiadomiła policję; w sprawę wkroczyli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego - powiedziała prokurator.

Oskarżeni Romowie pochodzą z różnych miast Polski, ale największa grupa mieszka w Kaliszu, w większości to członkowie jednej rodziny. Mechanizm ich działania ustalono m.in. dzięki zeznaniom tłumaczki z Londynu, która pomagała im sporządzać fałszywą dokumentację. Prowadziła też rejestr poszkodowanych.

Ona jest największym źródłem wiedzy, ma genialną pamięć. Potrafiła rozpoznać Romów, którzy na pierwszy rzut oka nie różnią się między sobą. Potrafiła wskazać, kto i z kim przyszedł, dzięki czemu mogliśmy te osoby powiązać ze sobą - powiedziała Szewczykowska.

Dodała, że oskarżona "będzie korzystała ze wszystkich dobrodziejstw z racji ogromnej współpracy i pomocy w materiałach, dzięki czemu mogliśmy skrócić to postępowanie".

Akta sprawy liczą 363 tomy, do przesłuchania jest 638 świadków. W przypadku kolejnych 889 świadków prokuratura zawnioskowała o odczytanie zeznań. Ostateczna decyzja należy jednak do sądu. Są świadkowie, którzy nie muszą być przesłuchiwani na sali, ponieważ nic nowego do sprawy nie wnoszą - wyjaśniła prokurator.

Na poczet prowadzonego postępowania prokuratura zabezpieczyła majątek oskarżonych, m.in. samochód marki bentley wart 200 tys. zł, domy, działki, biżuterię wartą 360 tys. zł. Oskarżonym grozi do 8 lat więzienia.