Duma – drugie imię każdej mamy. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Duma – drugie imię każdej mamy.

Doskonale pamiętam siebie w pierwszych tygodniach każdej ciąży. Czekałam jak głupia na jakąkolwiek wypukłość brzucha. Nie to, żeby tam jakoś szczególnie szczupło było, po prostu chciałam, żeby cały świat, patrząc na mnie, myślał: “Demyt! Ona produkuje człowieka!”. Chciałam, żeby wszyscy wiedzieli jaka jestem dzielna, fantastyczna i co najmniej nieustraszona, że decyduję się na dziecko, więc chodziłam z największą lordozą świata, wypychałam swój bebson jak tylko się dało! Wiesz jak jest, osobiście uważam, że każda kobieta będąca mamą (czy też w ciąży), jest odrobinę jak Superbohater. Niby nic wielkiego, no ale znieść trzeba wiele, żeby wychować dobrego i mądrego człowieka.

Jest coś niesamowitego w tym, że nasze dzieci, nasze osobiste wytwory (tak właśnie), sprawiają, że pękamy z dumy przy najbardziej błahych sprawach. Nie będę tu pisać o pierwszym kroku, pierwszym świadomym “mama”, bo oczywistym jest, że to totalnie wyniosłe przeżycie. Nawet ludzie, którzy dzieci nie posiadają, wiedzą, że to ten moment, podczas którego niebo jaśnieje i rozpościera się na nim 16 brokatowych tęcz, czas maksymalnie zwalnia, a serce zaczyna wirować tak, że człowiek nie wie czy to jeszcze szczęście, czy już może zawał. Ja tu mówię o przyziemnych sprawach, codziennych czynnościach! O zakładaniu butów przez malucha, ścieleniu przez kilkulatka łóżka, robienia kakaa własnymi małymi rączkami. Kij, że przy tym cała kuchnia upierdzielona, aż po przedpokój. Nieważne! Ono samo! A jeszcze niedawno gile mu zwisały po sam pas!

O jak bardzo się pomylę, jeżeli stwierdzę, że jakieś 90% mam płacze na każdym przedstawieniu swojego dziecka? Nieważne, że maluch ledwo zna tekst piosenki, gibie się, albo tańczy jak opętany. Nieważne! Ważne dla matki jest to, że tam jest, że przecież jeszcze wczoraj obsikiwał sobie majtki, a teraz tańczy, śpiewa, gra na gitarze (ewentualnie udaje, ale kto by się szczegółów czepiał?!). Ty wiesz co się ze mną dzieje na wszystkich recitalach (haha tak właśnie) moich dzieci? Ryk, płacz, błaganie ludzi o chusteczki, bo przecież 10 sztuk to zdecydowanie za mało na taki potok łez.

Czasami się zastanawiam: co jest pierwsze, miłość czy duma? I nie wiem. Nie wiem czy bardziej kocham, czy bardziej jestem dumna z każdego rysunku, każdej zapamiętanej piosenki, każdego trafienia w piłkę, każdej oznaki samodzielności. Przecież mnie nawet dumą napawa to jak moje dzieci myją zęby! Albo kiedy woła mnie jeden w nocy, krzyczy, że wody potrzebuje bo bez wody to on długo nie pociągnie, a ja, chociaż zmęczona, rozespana, ledwo widząca na oczy, dumna jestem, że to moje, że on mój, że sama go sobie zrobiłam. Wiesz co mam na myśli?

Macierzyństwo to ciężki kawałek chleba. To największe zobowiązanie świata, odpowiedzialność za życie innego człowieka, za jego szczęście, wykształcenie, dokonywane wybory. I może właśnie stąd to uczucie się bierze? Że przecież wszystko co nasze dzieci robią to nasza zasługa! To my ich na początku uczymy życia. To my podnosimy, kiedy upadają, całujemy kolanka, obślinione policzki i tarmosimy za grube brzuszki. Dzięki nam są tacy wspaniali, dzięki nim my jesteśmy takie silne. I dzięki nim codziennie, po tysiąc razy, pękamy z dumy. Nawet jeżeli nasze dziecko tylko leży i się aktualnie ślini…

   Send article as PDF   

Leave a Comment