Cologne Bigarade Frederic Malle dla kobiet i mężczyzn

W otwarciu gorzka pomarańcza.
Bardzo przyjemna, naturalna.
Z wyraźnie zaznaczonym miąższem i pachnącą skórką.
Świeżo obrana i palce pachnące tym aromatem.
I tak rozpoczyna się pachnąca opowieść o róży.
Świeżej, aromatycznej.
Lekko zielonej. Z ziołowym, gorzkawym akcentem.
Złożonej w kartoniku wymoszczonym świeżym sianem z kilkoma pasmami trawy.
I tak przygotowanej by wręczyć na prezent.
Roztacza świeżo-korzenny aromat prawie pozbawiony słodyczy.
Wykończenie jest delikatnie pudrowe.
Z ciut mydlanym akordem.
I drzewnym cedrowym wykończeniem.
Mocno aromatyczna, wiosenno-letnia kompozycja.

Troszkę przypomina mi klimatem Rose Privée L'Artisan Parfumeur przez wspólne akcenty w postaci róży i siana.

Bardzo przyjemna cytrusowa kompozycja - bo nie tylko cytrusowa.
Główna bohaterka to pomarańcza, słodka, łagodna i bezpretensjonalna. Nie jest to typowy składnik "cologne". Jednak to nie pomarańcza stanowi o wyjątkowości Cologne Bigarade, a cała reszta nut, które możemy tu znaleźć.
Jest różyczka - trochę mydełkowa.
Jest sianko i trociny cedrowe - dają wrażenie jasnej, drzewno-zielonej pylistości, dość unikatowej. Nie przypominam sobie niczego podobnego. Taki botaniczny puderek.

Cologne Bigarade podoba mi się o wiele bardziej niż Bigarade Concentree i inaczej niż w przypadku większości "cologne", nosiłabym ten zapach wiosną. Jest jak oddech nowego życia.
Świeży, delikatny i niewinny.