Po przerwie urlopowej wróciłam do schroniska w sobotę. No i padłam, jak zobaczyłam to:
To mała Tania, oczko widać, mała oddychała przez otwartą buzię. Wolontariusz Krzysiek odetkał malutką, ale jego zabiegi dały skutek raptem na pół godziny. Schroniskowa Pani Doktor stwierdziła, że skoro maluchy złapały katar, to cienko widzi ich przyszłość
Wyszłam ze schronu ze łzami w oczach: w domu Klemens "bez płuc", Georg-Imperator no i Saszka, który wrócił z adopcji z problemami psychicznymi. Pół nocy nie spałam, prześladował mnie widok małej Tani i tego biednego oczka. Zaczęło się urabianie TŻ-ta, zgodził się
w niedzielę popołudniu pojechałam po maluchy. No i są. Siedzą w wieeeelkiej klatce, zbudowanej dla Saszy. Maja tam raj, jest miejsce do spania, do zabawy i dużo miejsca na rozsypywanie żwirku
Od ich przyjazdu minęło ciut więcej niż 24 godziny, a oczko Tani wygląda już tak:
Taniula na plecach Dużego
Tania ma zepsuty zespół mruczący, nie da się go wyłączyć. Włazi na człowieka, wczepia się łapkami i nie daje się zdjąć. I chrobocze przy tym cały czas
A to Tonio, braciszek. Jest dużo większy od siostry, mały awanturnik, który drze się rozpaczliwie jak tylko na chwilę zostanie sam
i maluszki razem:
Tania i Tonio dostają antybiotyk co drugi dzień, będziem kłuć jutro, w czwartek i w sobotę. Poza tym Tania ma grzybka na główce. Oba maluchy jeszcze podśmierdują schroniskiem i puszczają takie bączki, że mózg się lasuje, ale kupy mają ładne, co bardzo mnie cieszy.
Jak tylko wyzdrowieją, będą szukać własnych domków