rozpylaczek rozpylaczek
2035
BLOG

Jarosława Kaczyńskiego listopadowe bredzenie w malignie

rozpylaczek rozpylaczek Polityka Obserwuj notkę 36

Wczorajsze przemówienie Jarosława Kaczyńskiego powinno się skwitować w identyczny sposób, w jaki przed rewolucją październikową Gieorgij Plechanow skwitował „tezy kwietniowe” Lenina: „bredzenie w malignie”.

 

Podobieństwo obu sytuacji jest uderzające, choć jest też jedna ważna różnica. Lenin w tezach domagał się obalenia Rządu Tymczasowego – pierwszej demokratycznej władzy w historii Rosji – i przekształcenie go w „prawdziwą demokrację”. Tą „prawdziwą” demokracją miała być… dyktatura „proletariatu”, czyli partii bolszewickiej. Lenin bowiem uważał, że sam proletariat jest za głupi, żeby decydować sam o sobie, więc „prawdziwe” jego interesy interesować mogą tylko bolszewicy.

Co o tym powiedział Plechanow, już napisałem. Inni przywódcy partii też – poza jedną jedyną Aleksandrą Kołłontaj – nie zostawili na „tezach kwietniowych” suchej nitki. Lenin jednak swoim uporem doprowadził do tego, że w maju partia przyjęła jego tezy, a w listopadzie wprowadziła w życie. Czym się to skończyło – wszyscy wiemy: bolszewicy błyskawicznie i „raz na zawsze” zlikwidowali wszystkie demokratyczne instytucje, od partii politycznych i wyborów po niezależną opinię publiczną.

Wczoraj Jarosław Kaczyński w emocjonującym i niezbornym przemówieniu straszył „frontem tych, którzy chcą oddawać naszą suwerenność” i wzywał do budowania silnego państwa. Tego państwa na razie nie ma, trzeba je dopiero powołać: „Takie państwo musimy powołać, odsuwając od władzy tych, którzy w polską Niepodległość, w polski Naród, w polską przyszłość godzą!

Tyle podobieństw. Różnica jest taka, że „tezy kwietniowe” Lenina jego koledzy (nie mówiąc już o politykach innych partii) wyśmiali, a partyjni koledzy Kaczyńskiego gorliwie mu w wszystkim potakują.

Wprawdzie na zdrowy rozum to „odsunięcie od władzy” to nic strasznego, od tego mamy od 25 lat demokratyczne wybory, których istotą jest to, że różne partie to są w opozycji, to u władzy. W ciągu tych 25 lat mieliśmy już chyba wszystkie możliwe rządy u władzy, łącznie z rządami samego Jarosława Kaczyńskiego. I jakoś je przetrwaliśmy.

W systemach demokratycznych zdarzają się nawet kilkudziesięcioletnie okresy nieprzerwanych rządów jednej partii, ale zawsze wyborcy mieli nie tylko teoretyczną, ale i praktyczną możliwość zmiany tego stanu rzeczy, bo demokracja na tym właśnie polega, że żadna partia nie rządzi raz na zawsze.

A wczoraj Kaczyński powiedział, że obecnie rządzących polityków trzeba odsunąć od władzy właśnie „raz na zawsze”! To już zdecydowanie nie mieści się w cywilizowanych normach walki politycznej.

Oczywiście nie ma się co obawiać powtórki z Lenina, bo sytuacja jest zupełnie inna. Mamy już w Polsce ugruntowaną demokrację, jesteśmy w europejskich strukturach i jakiekolwiek warianty ukraińskie, białoruskie czy jeszcze gorsze nie wchodzą w grę. Jednak samo to, że szef głównej partii opozycyjnej i bardzo prawdopodobny przyszły premier otwarcie stawia taki warunek pomyślności Polski – powinno nam zapalić ostrzegawcze światełko.

Jerzy Skoczylas

rozpylaczek
O mnie rozpylaczek

Stoję tam, gdzie stało ZOMO, dziecko resortowe, dziadek z Wehrmachtu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka