Przez kilka ostatnich tygodni ze wzruszeniem obserwowałyśmy narodziny i rozkwit zupełnie wyjątkowej przyjaźni pomiędzy dwiema schroniskowymi koteczkami "po przejściach". Dobre relacje między kotami w schronisku nie są czymś nadzwyczajnym - koty śpią i odpoczywają obok siebie, jedzą obok siebie, siedzą pupka w pupkę przygladając się z uwagą każdemu, kto wchodzi do kociarni... Jednak Kelly i Natalię połączyła więź zupełnie wyjątkowa.
Kelly trafiła w marcu do szpitalnego boksu nie po raz pierwszy. Po raz kolejny w okresie ostatniego pół roku kicia nie chciała jeść, słabła, chudła, marniała... Wyniki badań nie wskazywały na żadną chorobę. Dla znających warunki schroniskowego bytowania i stan psychiki przebywających tam kotów było jasne, że przyczyną takich nagłych pogorszeń jest stres spowodowany życiem w zbyt licznej grupie kotów o różnych charakterach, a przede wszystkim tęsknota za swoim człowiekiem, domem, brak poczucia bezpieczeństwa, brak wiary w to, że to się zmieni...
Kelly w szpitalikowym małym boksie, mając namiastkę swojego miejsca, względny spokój, posłanko i miseczki tylko dla siebie albo dzielone z jednym współtowarzyszem, podleczona, po jakimś czasie wracała do psychicznej, a tym samym fizycznej względnej równowagi.
Gdy opiekunowie odnosili wrażenie, że jest lepiej, Kelly przenoszono na ogólny boks, a tam niestety niebawem objawy depresji wracały... Ostatnim razem Kelly trafiła do szpitalika w marcu. Jej stan był bardzo zły - koteczka nie jadła, słabła, była odwodniona, straszliwie schudła. Efektem długiej antybiotykoterapii była grzybica, która spowodowała wyłysienie trzech czwartych jej mizernego ciałka. Z dnia na dzień było coraz gorzej, schroniskowa weterynarz obawiała się, że już nie potrafi jej pomóc, że ten pobyt w szpitaliku to już ostatni, że dni Kelly są policzone...
Gdy trzeba zwolnić pojedynczą klatkę dla innego potrzebującego Kelly trafiła do wspólnego boksu z Natalią - i tak los połaczył te dwie schroniskowe bidy. Dziewczyny od początku bardzo się polubiły - jadły z jednej miski, zawsze spały przytulone do siebie w jednym koszyku, mimo że miały do dyspozycji dwa posłanka... Ilekroć zaglądało się do ich boksu zawsze były obok siebie, w tym przytulaniu i bliskości znajdując wsparcie i dodając sobie otuchy...
Natalia, sama niepełnosprawna, była tą "opiekującą się", czułą, serdeczną przyjaciółką, a Kelly z wdzięcznością przyjmowała te objawy przyjaźni i wsparcia. Natalia przytulała się, ocierała swoją główkę o główkę Kelly, wylizywała ten wyłysiały koci szkielecik jakim Kelly przez ostatnie tygodnie się stała...
Z tygodnia na tydzień było widać, że koteczki są coraz bardziej do siebie przywiązane; nie można było oderwać wzroku od tych dwóch biedulinek, które stały sie tak nierozłączne.
Wczoraj Kelly pojechała do swojego wymarzonego domu, do Poznania, gdzie czekano na nią od trzech tygodni. W opinii pracowników i wolontariuszy to Natalia uratowała Kelly przed całkowitym załamaniem, dodała jej sił swoją nieustającą, bezinteresowną serdecznością, sprawiła, że Kelly w dosyć dobrym stanie doczekała wyjazdu do swojego domu.
Natalia - wyjątkowy, skromny, koci przyjaciel.
Teraz w pustym boksie została sama - smutny, samotny kłębuszek zwinięty na wspólnym do niedawna posłanku. Kto teraz uratuje tego cichego, kociego bohatera ?...
Pani weterynarz szykując Kelly do wyjazdu powiedziała :"Natalia tego chyba nie przeżyje...
Powinna jak najszybciej znaleźć się w swoim domu..."
Ale kto będzie chciał otworzyć serce dla zwykłej buraski, w dodatku z problemem neurologicznym, który powoduje, że koteczka chodzi zataczając się, czasem upadnie... Ale zaraz wstaje, podnosi się na nogi i idzie dalej - dzielna, kochana kicia z serce większym niż ona sama.
Natalia jest młodziutka - ma około roku, jest zdrowa (bez zrobienia badań nie można tego potwierdzić na 100%, ale na oko nic jej nie jest.) Jedyne, co jej dolega, to trochę grzyba na ogonku, pewnie w "spadku" po Kelly, dostaje na to Felisvaca.
Koteczka mimo swojej niepełnosprawnosci jest samodzielna, kuwetkowa, z apetytem je. Lubi się bawić - przecież to jeszcze młode stworzonko - ale tak rzadko ma ku temu okazję...
Nie wiemy, co jest przyczyną tego urazu - może wypadła z okna, może ktoś ją kopnął, może coś innego... Mimo swoich przeżyć, o których nam nie opowie i swojego stanu ma w sobie wielką ufność do ludzi, wielką wolę i radość życia. Zwykły bury kot, od którego można się uczyć trudnej sztuki życia i przyjmowania z wdzięcznością dobrych chwil, które zsyła los, bez utyskiwania na te złe...
Nataleczko, pokaż się światu, może ktoś...