Awaria w słoweńskiej elektrowni atomowej: sytuacja opanowana

Komisja Europejska ogłosiła, a 5 godzin później odwołała, alarm na terenie Unii w związku z awarią elektrowni jądrowej w słoweńskim Krsku. Władze w Lublanie zadecydowały o zamknięciu elektrowni. Słoweński Zarząd Bezpieczeństwa Energetycznego poinformował, że nie ma zagrożenia dla ludzi, ani środowiska. Potwierdzają to polskie instytucje monitorujące na bieżąco zagrożenia, a o godzinie 22 (naszego czasu) potwierdziła to także sama Komisja.

Bruksela poinformowała, o godzinie 16.38, że powodem jest wyciek w systemie chłodzenia. Początkowo nie posiadano informacji o skażeniu radiologicznym.

Zgodnie z procedurami, Bruksela miała obowiązek poinformować o awarii kraje członkowskie.

Takie powiadomienie przesłano - według oświadczenia Komisji - o 16.38 (naszego czasu) wszystkim krajom członkowskim. Informacja przez pierwsze chwile pozostała jednak niejawna i pierwsze przecieki w tej sprawie pojawiły się dopiero około godziny 20.30 naszego czasu.

Unijne stolice zmierzyły więc w odpowiednich odstępach czasu poziom napromieniowania i na bieżąco przekazywać informacje do Brukseli o podejmowanych działaniach. Grupa unijnych ekspertów z dziedziny radiologii została postawiona w stan gotowości. Stan ten był utrzymany do godziny 22.03 (naszego czasu), aż Słowenia przysłała informację, że sytuacja jest pod kontrolą.

Zarząd Bezpieczeństwa Energetycznego, słoweńska państwowa agenda zajmująca się koordynowaniem działań w takich sytuacjach, poinformowała, że jedyny reaktor atomowy został o godzinie 16.50 wyłączany z powodu wycieku. Część reaktora jednak wciąż jest schładzana (stan na godzinę 22.15).

Poinformowała jednak, że nie ma żadnego zagrożenia dla ludzi, ani środowiska.

W oświadczeniu podano także, że w incydencie nie ucierpieli też pracownicy ośrodka, ani nikt inny. Podpisał je dyrektor Zarządu Andrej Stritar.

Państwowa Agencja Atomistyki: Spokojnie, nie ma zagrożenia

Jerzy Niewodniczański, prezes Państwowej Agencji Atomistyki uspokaja: nie ma zagrożenia dla pracowników elektrowni, mieszkańców regionu - a tym bardziej dla Polaków.

Jerzy Niewodniczański powiedział nam, że o awarii wiedział niemal natychmiast. Okazało się, że zadziałały europejskie systemy ostrzegania przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Natychmiast po awarii wszystkie polskie stacje radiologiczne przystąpiły do badań - żadna z nich nie zarejestrowała podwyższonego poziomu radioaktywności.

- Do awarii doszło o 16.35 - opowiada szef PAA - pękła rura, czy też zawór w pierwotnym obiegu chłodzenia elektrowni. Z przerwanego obiegu wylewało się dwa i pół metrów sześciennych skażonej wody na godzinę. Jednak do wycieku doszło w obiegu zamkniętym i nie stwarza on zagrożenia dla ludzi i dla środowiska.

Profesor Niewodniczański podkreśla, że nie ma absolutnie żadnego niebezpieczeństwa dla Polski. Gdyby zagrożenie było, to Państwowa Agencja Atomistyki powiadamia specjalny Zespół Kryzysowy przy premierze. Jednak profesor Niewodniczański podkreśla, że w tym przypadku nie było takiej potrzeby.

W rozmowie z portalem gazeta.pl profesor Niewodniczański mówił, że stała się "nieprzyjemna rzecz" o tyle, że reaktor teraz wymaga remontu i w najbliższym czasie z elektrowni nie będzie mogła korzystać ani Słowenia, ani Chorwacja. Profesor podkreśla, że przed ponownym włączeniem elektrownia będzie musiała być starannie sprawdzona. Przywrócenie jej do pracy potrwa co najmniej kilka tygodni.

Dziwny dzień

Także dziś pojawiły się dwie inne informacje z tego zakresu.

Od samego rana po Polsce krążyła plotka o ponownej awarii w elektrowni w Czarnobylu. Przerażeni ludzie dzwonili do polskich organów badających skażenie, aby zapytać o to, czy mogą bezpiecznie wyjść na ulicę. Także do nas - na Alert24.pl - zgłaszali się przestraszeni czytelnicy. Plotka okazała się fałszywa, natomiast już kilka godzin po tym, jak udało nam się ją zdementować, doszło do awarii w elektrowni atomowej w czeskich Dukovanach. Udało się tam dość szybko zlikwidować zagrożenie i nie doszło do wycieku żadnych substancji radioaktywnych.

Profesor Niewodniczański przyznaje, że to dziwne, że dziś pojawiło się tyle plotek dotyczących elektrowni atomowych. Wini za to głównie media, które podchwytują i wyolbrzymiają wszystkie informacje dotyczące reaktorów atomowych. Profesor Niewodniczański zwraca uwagę, że w samej Europie działa 160 reaktorów w elektrowniach. W sumie na świecie jest ich ponad 800. Prawdziwe awarie zdarzają się na szczęście bardzo rzadko.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.