Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

USA planują atak na Iran i Wenezuelę

Tomasz Osuch
Tomasz Osuch
Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, admirał Michael Glenn Mullen powiedział, że Stany Zjednoczone posiadają plany ataku na Iran.
Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, admirał Michael Glenn Mullen powiedział, że Stany Zjednoczone posiadają plany ataku na Iran. Chad J. McNeeley, http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Adm._Mike_Mullen,_chairman_of_the_Joint_Chiefs_of_Staff.jpg
Najwyższy amerykański dowódca wojskowy, w udzielonym wczoraj wywiadzie powiedział, że USA posiada plany ataku na Iran. Amerykańskie wojsko zwiększyło także swoją aktywność przy granicach z Wenezuelą. Czy czekają nas kolejne dwie wojny?

Cel: Iran

W wywiadzie udzielonym wczoraj w programie “Meet the press” w amerykańskiej stacji NBC, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów admirał Michael Glenn Mullen oświadczył, że Stany Zjednoczone posiadają plany zbrojnej interwencji w Iranie, po czym dodał, że „jest to tylko jedna z opcji jaką posiada prezydent USA, ale ma nadzieję, iż do tego (realizacji planu - przyp. red.) nie dojdzie. Jest to bardzo ważna opcja i jest bardzo dobrze rozumiana.”

Admirał Mullen kolejny raz wspomniał potrzebę powstrzymania Iranu przed uzyskaniem broni nuklearnej, nie wykluczając przy tym rozwiązania siłowego, które jednak zawsze stanowiło zarazem rozwiązanie ostateczne, do którego - jak mówił - “Stany Zjednoczone nie chcą dopuścić”.

W odpowiedzi na oświadczenie szefa amerykańskiej armii, zastępca dowódcy irańskiej Gwardii Rewolucyjnej Yadollah Javani, cytowany przez agencje IRNA powiedział, że „sytuacja na Bliskim Wschodzie będzie poważnie zagrożona, jeśli Amerykanie popełnią nawet najmniejszy błąd.” Dodał także, że „Zatoka Perska jest strategicznym regionem i jeżeli jej bezpieczeństwo będzie w jakikolwiek sposób zagrożone, Amerykanie także poniosą ogromne straty, a odpowiedź Iranu będzie widoczna.”

Iran ostrzegł także, że w odpowiedzi na jakąkolwiek agresję ze strony USA lub Izraela, irańskie siły skierują rakiety na Tel-Aviv, będący drugim największym izraelskim miastem.

W zeszłym miesiącu informowaliśmy na W24 o możliwości przeprowadzenia ataku lotniczego na Iran, planowanego wspólnie przez Stany Zjednoczone i Izrael, które zwiększyły swoją aktywność w rejonie Zatoki Perskiej. Ewentualny atak miałby na celu zniszczenie irańskiego potencjału nuklearnego, co utrudniłoby lub całkowicie uniemożliwiło władzom w Teheranie pozyskanie broni atomowej.
Cel: Wenezuela

Sytuacja w Ameryce Południowej od kilku tygodni jest bardzo napięta. Na forum Organizacji Państw Amerykańskich kolumbijskie władze oskarżyły Wenezuelę o wspieranie organizacji terrorystycznych, próbujących zbrojnie obalić rząd w Bogocie.

Efektem kolumbijskich zarzutów pod adresem Wenezueli było zerwanie wszelkich stosunków dyplomatycznych pomiędzy oboma krajami. Prezydent Wenezueli Hugo Chavez rozkazał nawet rozlokować dodatkowe jednostki wojskowe wzdłuż granicy z Kolumbią, gdyż jak powiedział – “muszą przygotować się na ewentualne wypowiedzenie wojny przez ustępującego prezydenta Kolumbii Alvaro Uribe”.

Stany Zjednoczone, choć nie zajęły dotąd oficjalnego stanowiska w sprawie konfliktu pomiędzy Kolumbią i Wenezuelą, najpewniej opowiedzą się po stronie Kolumbii, z którą są dość blisko związane militarnie.

Od dawna Waszyngton próbuje odizolować Wenezuelę na arenie międzynarodowej i zmniejszyć jej znaczenie geopolityczne, co miałoby przeszkodzić Chavezowi w promowaniu “myśli rewolucyjnej” w krajach Ameryki Łacińskiej.

Biały Dom nieprzychylnym okiem spogląda także na ścisłą współpracę Wenezueli z takimi państwami jak właśnie Iran, czy chociażby Rosja, z którą rząd w Caracas podpisał w ostatnich latach miliardowe kontrakty na zakup różnego rodzaju sprzętu wojskowego. W Wenezueli przez pewien okres czasu stacjonowały także rosyjskie bombowce strategiczne Tu-160, zdolne do przenoszenia broni nuklearnej. Było to poważnym ciosem dla kontaktów na linii Waszyngton-Caracas-Moskwa.

Już teraz Amerykanie znacznie zwiększają swoją wojskową aktywność w Ameryce Południowej, a w szczególności w strategicznych punktach przy granicach z Wenezuelą. W samej tylko Kolumbii amerykańska armia posiada 10 baz i może również bez żadnych ograniczeń korzystać z kolumbijskiej infrastruktury wojskowej, w tym lotnisk i portów wojennych, co dodatkowo wzmacnia jej pozycję w regionie.

Pomimo ogromnego potencjału, jaki Stany Zjednoczone już posiadają w rejonie Morza Karaibskiego oraz Ameryki Środkowej i Południowej, amerykańska armia wybudowała od podstaw nowe bazy na Kostaryce oraz w Panamie. Mogłyby one posłużyć Amerykanom w ewentualnej interwencji w krajach blisko związanych z Wenezuelą, takich jak Kuba, Nikaragua, czy Ekwador.

W ostatnich miesiącach Amerykanie zwiększyli ilość wojskowych doradców w Gwatemali oraz Hondurasie. Znacznie zmilitaryzowali także swoją granicę z Meksykiem, który mógłby posłużyć im jako korytarz do wprowadzenia wojsk do państw Ameryki Środkowej, a następnie dostarczania tam niezbędnych zapasów. Wojna czy pokój?

O ile "prewencyjny" atak USA na Wenezuelę wydaje się mało prawdopodobny, bo raczej byłby odpowiedzią na agresję ze strony Wenezueli wobec innego państwa regionu, o tyle ewentualna interwencja zbrojna w Iranie jest już dużo bardziej możliwa. Stany Zjednoczone oraz Izrael na pewno nie dopuszczą, by reżim Ahmadineżada pozyskał broń masowego rażenia w postaci bomby atomowej i zrobią wszystko, wliczając w to środki siłowe, by ograniczyć mocarstwowe ambicje władz w Teheranie.

Ewentualna interwencja w Iranie byłaby najpewniej przeprowadzonym z zaskoczenia zmasowanym atakiem lotniczym, na wybrane cele w Iranie. Być może nieliczne jednostki naziemne armii amerykańskiej prewencyjnie uderzyłyby też z terytoriów Iraku i Afganistanu na bezpośrednio z nimi graniczące rejony Iranu. Wielkość potencjału militarnego, jaki pozostanie w dyspozycji Teheranu, po ewentualnym ataku lotniczym USA i Izraela, najprawdopodobniej nie pozwoli na eskalację konfliktu na cały Bliski Wschód, choć nie jest do końca pewne, jakimi środkami dysponuje obecnie irańska armia oraz jakie posiada zdolności operacyjne.

Z kolei wizja konfliktu z Wenezuelą wybiega daleko poza jej granice. Stany Zjednoczone muszą liczyć się z poparciem, jakie Wenezuela mogłaby otrzymać od swoich najbliższych sojuszników - Kuby, Hondurasu oraz Ekwadoru, może również Boliwii i Argentyny. Na pewno wiele do powiedzenia miałaby także Rosja, którą poza szeroką współpracą gospodarczą, łączą z Wenezuelą także ścisłe kontakty wojskowe.

Ewentualny atak na Wenezuelę mógłby także zaszkodzić światowym rynkom, jako że Caracas, jako stolica jednego z najbogatszych państw Ameryki Łacińskiej, jest zarazem jednym z najważniejszych południowoamerykańskich centrów finansowych. Konflikt mógłby także znacznie wywindować ceny ropy naftowej. Wenezuela jest bowiem jednym z 10 największych wydobywców tego surowca oraz szóstym jego eksporterem na świecie.
Rewolucyjny rząd Hugo Chaveza posiada też świetnie wyszkoloną i wyposażoną 120-tys. armię, stosunkowo silną i wciąż rozwijającą się marynarkę wojenną, składającą się z 50 okrętów, w tym trzynastu hiszpańskich i meksykańskich fregat rakietowych (3 na ukończeniu) oraz bardzo silnych sił powietrznych, które dysponują liczbą blisko stu samolotów myśliwskich (w tym amerykańskimi F-16 oraz rosyjskimi Su-30). Sam Hugo Chavez cieszy się dość dużym poparciem społecznym w swoim kraju, które również mogłoby przełożyć się na wolę walki z amerykańskim najeźdźcą.

Tak wiec przypadku Wenezueli sprawa jest już bardziej skomplikowana. Zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Iraku i Afganistanie, ale także na wciąż niestabilnym Półwyspie Koreańskim oraz duże prawdopodobieństwo interwencji w Iranie sprawia, że armia amerykańska, pomimo wciąż ogromnych zdolności bojowych, nie mogłaby na dłuższy okres czasu angażować się w kolejną misję, tym razem w Ameryce Łacińskiej.

Ewentualny konflikt z Wenezuelą mógłby przynieść dużo więcej ofiar niż ograniczony atak na Iran oraz zdestabilizować i tak już nieciekawą sytuację na kontynencie amerykańskim. Co za tym idzie, Stany Zjednoczone na jeszcze większą skalę będą musiały strzec pokoju i bezpieczeństwa w tym rejonie świata.

Ostatecznie o pokoju lub wojnie decydować przyjdzie Barackowi Obamie i najpewniej nie pokojowa nagroda Nobla otrzymana przez amerykańskiego prezydenta będzie jego głównym wyznacznikiem w tej kwestii, ale rozwój wydarzeń i dbałość o geopolityczne interesy USA.

Wszystko jednak wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości będziemy świadkami przynajmniej jednej interwencji armii Stanów Zjednoczonych. Na jej skutki też nie będziemy musieli długo czekać.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto