Rodzina Kowalskiego w liście do PZA: Rozmowy z Broad Peak nie wskazują, że Tomka nie dało się uratować

- Nie zgadzamy się z głoszoną w mediach tezą Krzysztofa Wielickiego, że Tomka nie dało się uratować. Nagrane rozmowy wcale na to nie wskazują! [...] Gdyby silniejsi w tym dniu partnerzy zwolnili tempo, gdyby starali się choćby utrzymać kontakt wzrokowy, mogliby zejść wszyscy - pisze w liście do PZA rodzina Tomasza Kowalskiego, który z Maciejem Berbeką zginął w marcu podczas zejścia z wierzchołka Broad Peaku.

- Po przesłuchaniu rozmów mamy nieodparte wrażenie, że Adamowi Bieleckiemu partnerzy byli potrzebni tylko do pokonania trudności - odcinków, na których trzeba było się asekurować - już na początku listu pisze rodzina Kowalskiego.

Tomasz Kowalski z Maciejem Berbeką zginęli podczas zejścia z Broad Peaku. Dwóm innym zdobywcom szczytu w Karakorum - Adamowi Bieleckiemu i Arturowi Małkowi udało się bezpiecznie wrócić do namiotu. Broad Peak do tej pory był niezdobyty zimą. Zbadaniem akcji górskiej zajęła się komisja Polskiego Związku Alpinizmu, która w najbliższych dniach przedstawi swój raport. Po przesłuchaniu nagrań list do PZA postanowili wystosować bliscy Tomasza Kowalskiego. Poniżej publikujemy jego najważniejsze fragmenty. Cały list do przeczytania tutaj >>

Wielicki apelował do Bieleckiego

Według autorów listu z nagrań wynika, że po osiągnięciu przez wyprawę Rocky Summit [przedwierzchołek Broad Peaku, z którego do szczytu jest jeszcze kilkadziesiąt minut drogi - przyp. red] Krzysztof Wielicki apelował do Adama Bieleckiego, by ten poczekał na Macieja Berbekę.

- Adam jednak nie czeka, lecz idzie sam dalej - piszą twórcy listu.

To ostatnie łączenie z Bieleckim przed jego powrotem do namiotu. Ze szczytu połączył się natomiast Berbeka. Rozmawiał przez radiotelefon Kowalskiego.

- Mamy wrażenie, że jest bardzo zmęczony. Można przypuszczać, że w tym czasie Tomek kręci film - na atak szczytowy wziął kamerkę Go Pro; być może szedł wolniej, gdyż po drodze robił zdjęcia i kręcił filmy - czytamy w liście.

Zobacz wideo

Nagranie 108. Kowalski nie mógł uwierzyć

Po godzinie od zejścia ze szczytu Kowalski połączył się z Wielickim.

- To długa i ważna rozmowa [nagranie 108]. Mówi wtedy, że idzie wolno i źle mu się oddycha. Krzysztof Wielicki próbuje go zdopingować, mówiąc, że chłopcy są już poniżej przełęczy. To działa jednak odwrotnie, gdyż Tomek powtarza z niedowierzaniem w głosie: "to Maciek i Artur są już poniżej przełęczy?!". Zdając sobie sprawę, że jest bardzo osłabiony i pozostał daleko w tyle - pisze rodzina Kowalskiego.

STENOGRAM ROZMOWY NR. 108:

Wielicki: Tomek, Tomek, odzywałeś się

Tomek: Jestem, ale .

W: Możesz podgłośnić radio, bo słabo cię słyszę

T: Teraz lepiej?

W: Gdzie jesteś Tomek?

T: Ostatnie spiętrzenie przed RS

W. Jesteś na RS?

T. Nie teraz mam to spiętrzenie , obawiam się ze mogę mieć problem z wejściem

W. No ale musisz walczyć, chłopcy już są poniżej przełęczą. No nie wiem dlaczego żeście się rozstali, mieliście iść związani liną

T: Jak? Maciek i Artur są poniżej przełęczy???!!!

W: No widzimy światełka, więc myślę że są poniżej , tak ze musisz drałować, nie daj się , jeśli oni zeszli to i ty zejdziesz

T: ..Nie mogę oddychać

W: Dlaczego nie możesz oddychać? Przez chustkę oddychaj, co zimne powietrze jest?

T: Nie wiem co jest

W: musisz się posuwać, Cały czas posuwaj się do przodu

T: Cały czas idę do przodu, ale nie mam powietrza

W: Nie mamy kontaktu z Maćkiem ani z chłopkami, jak będę miał kontakt to każe im wracać po Ciebie

T: No to będzie problem raczej. Ja idę cały czas do przodu, ale bardzo mi to idzie

powoli

W: Tylko się nie poddawaj, nie ty pierwszy schodzisz nocą, dziesiątki ludzi

schodziły nocą, twardo musisz wracać, musisz wracać

T: No cały czas idę do przodu ale nie wiem w czym problem, może bym coś

wziął?

W: Trzymasz ślady?

T: Tak idę po śladach

W: To bardzo dobrze, posuwaj się, dawaj z siebie wszystko, nie daj się

T: Ja mam apteczkę, może coś powinienem wziąć?

W: No wiesz, jeśli nie żadnych objawów, głowa cię nie boli , ani nie masz silnego kaszlu, to ci apteczka nie bardzo może w czymś pomóc.

T: Nie mam nic takiego

W: Gdyby cię bolało coś to oczywiście tak, natomiast jeśli nie masz żadnych

objawów choroby wysokościowej no to nie ma sensu nic brać

T: Ok

W: Zgłaszaj się co jakiś czas

T: Dobra jak będę na przełęczy to może jakoś dam radę(?)

W: No niedobrze, że się rozstali, Tomek został i teraz, ni niedobrze, bardzo niedobrze

Tomek szedł wolno, ale szedł

Kowalski później łączył się jeszcze kilkukrotnie. Mówił, że widzi przed sobą Macieja Berbekę.

- Tomek szedł wolno, ale szedł - w nocy, ze świadomością, że idzie na końcu, że nie ma na kogo liczyć. Musiał być to dla niego niewyobrażalny wysiłek. Przed ostatnią bałuchą pod Rocky Summit mówił, że będzie miał problem z wyjściem na przedwierzchołek, jednak mimo wszystko mu się to udało. W końcu się poddał i usiadł, gdyż nie miał już siły by iść. Usiadł w momencie, kiedy dalsza droga wiodła już tylko w dół. Gdyby wtedy był obok niego ktoś tego dnia silniejszy i sprawniejszy, ktoś kto dodałby otuchy, związał się liną, a przede wszystkim nie pozwolił usiąść - może Tomek dałby radę zejść - czytamy w liście.

W takim sprzęcie można czekać

W dalszej części listu rodzina Kowalskiego zwraca uwagę, że prognozy pogody były dobre. Nie zgadzają się tłumaczeniami Bieleckiego i Małka, że w takich warunkach nie można poczekać na partnera.

- W tych warunkach, udzielając sobie wsparcia, mieli szansę zejść wszyscy razem.To nieprawda, że w takich warunkach i z takim sprzętem nie można zatrzymać się nawet na 10 minut - jak twierdzą Artur Małek i Adam Bielecki. Przecież Tomek już siedząc, a więc pozostając w bezruchu, gdzieś na grani wytrzymał wiele godzin - ostatnia łączność z nim,  według Krzysztofa Wielickiego, nastąpiła o 6.20 rano. Doświadczeni himalaiści, m.in. Janusz Gołąb, potwierdzają, że posiadając kombinezony oraz elektryczne i chemiczne ogrzewacze,  którymi dysponowali członkowie wyprawy, da się wytrzymać nawet kilkudziesięciominutowy postój, nie mówiąc już o zwolnieniu tempa schodzenia - szczególnie w bezwietrznych warunkach, jakie wtedy panowały - czytamy w liście.

Kowalski był świadomy, ale bez partnera nie mógł sobie poradzić

Rodzina Kowalskiego pisze, że z dalszych rozmów Kowalskiego z Wielickim, już podczas biwaku, wynika, że Kowalski ''rozmawia normalnie, choć bardzo cicho, i trzeźwo odpowiada na pytania''. Kiedy Małek starał się go mobilizować, Kowalski odpowiadał, że ma do przeskoczenia szczelinę i że bez partnera sobie nie poradzi, bo opadł z sił.

- Nie jest prawdą, że nie był świadomy i nie wiedział, co się z nim dzieje. W ostatniej nagranej rozmowie z Tomkiem (132) prosi on Krzysztofa Wielickiego o podanie mu numeru środka na odmrożenia, nie może bowiem znaleźć listy leków i nie wie który pod którym numerem ma w apteczce heparynę. Krzysztof Wielicki odpowiada, że będzie szukał. Dalej jest 16 minut odgłosów szukania - czytamy w liście.

Rodzina Kowalskiego zwraca też uwagę, że wśród nagrań nie ma zarejestrowanych rozmów Wielickiego z Kowalskim, w którym mowa jest o odpiętym raku, o tabletkach, które wypadły Kowalskiemu, o rękawicach, które zgubił, ani o tym, że siedzi razem z Maćkiem.

- Możemy tu niestety bazować tylko na ustnych relacjach. Nie ma także zarejestrowanej ostatniej rozmowy z Tomkiem, podczas której powiedział ponoć, że spróbuje iść dalej - pisze rodzina Kowalskiego.

Ostre podsumowanie

W podsumowaniu listu autorzy ostro oceniają członków wyprawy. Najpierw dostaje się Krzysztofowi Wielickiemu

- Krzysztof Wielicki nie sprostał, naszym zdaniem, roli kierownika wyprawy. Nagrania rozmów z radiotelefonów, maile i relacje uczestników potwierdzają jego słaby autorytet oraz brak wpływu na podlegających mu uczestników wyprawy. W ataku szczytowym, nie była zachowana zakładana wcześniej taktyka. Naszym zdaniem atak szczytowy nie był poparty wręcz żadną taktyką - czytamy w liście.

Kolejny zarzut został skierowany w stronę towarzyszy Kowalskiego.

- Założeniem wyprawy było, że uczestnicy ataku szczytowego stanowią 4-osobowy zespół. Tak wychodzili i tak mieli zejść. W nagranych rozmowach Krzysztof Wielicki wielokrotnie to podkreśla. Nieprawdą jest więc, że chłopcy szli w dwóch zespołach: Tomek Kowalski z Maciejem Berbeką i Adam Bielecki z Arturem Małkiem. W górę szli w różnych konfiguracjach. Tylko na grani związali się akurat w takich parach. Kiedy Adam Bielecki po zejściu z Rocky Summit rozwiązał się z Arturem Małkiem, szedł już zupełnie sam. Podjął samodzielną decyzję o odłączeniu się i pozostawił partnerów. Zespół de facto nie istniał. Gdyby funkcjonował, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej - czytamy w liście.

Tomka dało się uratować

- Nie zgadzamy się z głoszoną w mediach tezą Krzysztofa Wielickiego, że Tomka nie dało się uratować. Nagrane rozmowy wcale na to nie wskazują! Od momentu kiedy zgłasza, że ma problemy z oddychaniem, Tomek pokonuje jeszcze dwie bałuchy przed Rocky Summit, wychodzi na przed wierzchołek i siada dopiero po zejściu z niego, z braku sił fizycznych oraz w poczuciu osamotnienia i braku szans na wsparcie. Można przypuszczać, że gdyby silniejsi w tym dniu partnerzy zwolnili tempo, gdyby starali się choćby utrzymać kontakt wzrokowy, mogliby zejść wszyscy. Stawiamy sobie też pytanie, kiedy Adam i Artur zorientowali się, że Tomek i Maciej mają problemy z zejściem? Czy przez tyle godzin żaden z nich nie oglądał się za siebie? Nie próbował się z nimi łączyć? Artur Małek napisał kiedyś: "do obozu miałem nadzieję, że zejdą". Czy to znaczy, że wiedział dużo wcześniej, że Tomek i Maciej są daleko w tyle i mają problemy? - kończą list.

Z poważaniem

Alicja i Marek Kowalscy

Agnieszka Korpal

Agata i Przemek Kowalscy

Zobacz wideo

wyb. dsz

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.