We wtorek zebrałem szare zielonki, bardzo smaczne grzyby. Nawet pytałem o opinię przyszłego teścia, znawcę grzybów, który potwierdził, że wszystko jest w porządku. Odgotowałem ze 20 kapeluszy, usmażyłem. Po ośmiu godzinach zaczął się koszmar.
Strażak początkowo trafił do szpitala w Gołdapi. Jednak tamtejsi lekarze po rozpoznaniu zatrucia muchomorem sromotnikowym uznali, że życie mężczyzny może uratować tylko błyskawiczny transport do jedynego w Polsce Północnej specjalistycznego ośrodka - Pomorskiego Centrum Toksykologii w Gdańsku.
- Stan chorego był bardzo ciężki - mówi dr Wojciech Waldman, szef PCT i zarazem wojewódzki konsultant w dziedzinie toksykologii na Pomorzu. - Okazało się, że stukrotnie wzrósł u niego poziom transaminaz, czyli enzymów wątrobowych. Oznaczało to, że mamy do czynienia z rozpadem komórek wątrobowych, prowadzącym do piorunującego uszkodzenia tego organu. Aby powstrzymać ten niebezpieczny proces, zdecydowaliśmy się na podłączenie chorego do MARS-a, czyli urządzenia dializującego, podtrzymującego funkcję uszkodzonej wątroby.
Wczoraj pan Jacek czuł się już o wiele lepiej. Usłyszał, że wątroba będzie się regenerować. Radość przyćmiła jednak tragiczna informacja, przekazana przez mieszkającą w Ostrołęce siostrę strażaka.
- Dziadek jej męża, doświadczony zbieracz, zatruł się grzybami - opowiada przygnębiony pacjent. - Po pięciu dniach czuł się dobrze, wyszedł ze szpitala. W domu zmarł. To jakieś fatum...
- W przypadku zatrucia muchomorem sromotnikowym objawy pojawiają się po okresie utajenia, trwają od jednego do trzech dni, po których występuje okres pozornej poprawy - tłumaczy dr Waldman. - Wtedy jednak toksyny"po cichu" atakują wątrobę.
Niemalże równocześnie ze strażakiem do gdańskiego PCT trafiły dwie kolejne osoby zatrute grzybami. Spore zdziwienie wywołała 50-letnia właścicielka domku letniskowego z okolic Nowego Dworu Gdańskiego. Okazało się, że pacjentka zjadła... na surowo i w gotowanej potrawce duże ilości goryczaka żółciowego. Grzyb ten, choć podobny do borowika, jest wyjątkowo gorzki i niesmaczny.
- Pogotowie z Nowego Dworu Gdańskiego pędziło do Gdańska na sygnale - opowiadają toksykolodzy. - U chorej wystąpiły objawy przypominające ostre zapalenie pęcherzyka żółciowego - obrzęk i zażółcenie twarzy, bardzo silne bóle brzucha, połączone z biegunką i nudnościami.
Kolejny pacjent - mężczyzna po 60. - został przywieziony spod Kościerzyny. W tym przypadku zatrucie spowodowały grzyby uznane... za jadalne.
- Wystarczy, że mamy wrodzony niedobór trehalazy, enzymu występującego w jelitach, pojawiły się kłopoty z drogami żółciowymi lub grzyby były źle przechowywane i już jest problem - wyjaśnia dr Waldman. - Grzyby nie powinny być podawane dzieciom, przestajemy też tolerować je w starszym wieku. Ważne jest także, by nie jeść ich zbyt często. Zwłaszcza dotyczy to popularnej gąski zielonki, która pojawia się w lasach późniejszą jesienią.
Przed kilkoma laty do szpitala w Człuchowie zgłosili się matka i syn z objawami ciężkiej grypy. Mieli szczęście - młoda lekarka - rezydentka, zamiast zalecić leżenie w łóżku i polopirynę, zadecydowała o pełnym zestawie badań. Okazało się, że poziom kinazy kreatynowej - enzymu występującego w mięśniach - wzrósł z 200 do... ponad 48 tysięcy i u chorych doszło do poważnego uszkodzenia tkanek! Przyczyną było spożycie przez rodzinę w ciągu tygodnia aż 9 potraw sporządzonych z gąsek.
- Grzyb ten, jedzony bez ograniczeń, uszkadza mięśnie - twierdzi konsultant ds. toksykologii. - Objawy pojawiają się po 24-72 godzinach po zjedzeniu ostatniego posiłku. Skutki mogą być tragiczne. Francuski naukowiec doktor Regis Bedris z Bordeaux opisał 12 przypadków, z których trzy zakończyły się śmiercią pacjentów. W Gdańsku leczono m.in. pięcioletniego chłopca, który po czterech dniach jedzenia potraw z różnie przyrządzonych gąsek zapadł w śpiączkę. Doszło do porażenia mięśni oddechowych, dziecko trzeba było podłączyć do respiratora. Dopiero po sześciu dniach udało się lekarzom wyciągnąć go z tego stanu.
500 - co najmniej tyle zatruć grzybami notuje się każdego roku w Polsce. Powodującym najwięcej groźnych przypadków jest muchomor sromotnikowy, który - zwłaszcza jako młody grzyb - mylony jest z kanią, pieczarką, szarą zielonką. Pierwsze objawy zatrucia pojawiają się dopiero po 8-24 godzinach. Śmiertelność sięga 20 procent.
14 tys. zł - tyle kosztuje jeden zabieg dializy albuminowej wątroby za pomocą urządzenia MARS. U zatrutego grzybami chorego trzeba przeprowadzić średnio od 3 do 5 dializ.
W Pomorskim Centrum Toksykologii przeprowadza się ok. 50 takich zabiegów w ciągu roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?