Czy miejsce kota jest w schronisku? Niektórzy twierdzą że tak, że schronisko to hotel 5-cio gwiazdkowy, że koty są tam szczęśliwe, że…
Nieważne. Prawda jest zupełnie inna i dlatego postanowiłam ją zabrać z tego raju, do którego przynieśli ją jej poprzedni właściciele.
Trafiła do schroniska w piątek razem z piątką rodzeństwa. Zadbane, odkarmione, widać że świeżo od mamy odstawione. Choroby na pierwszy rzut oka nie widać, ale wszystkie maluchy jakieś niewyraźne, tuliły się do siebie w kąciku klatki zgodnie z zasadą w kupie siła. Nic bardziej mylnego, małe bezbronne istotki którym nagle zawalił się świat, którym zabrali mamę przy której czuły się bezpieczne, przywieźli do zimnego, bezdusznego, obcego miejsca i włożyli do klatki.
Zerkałam na tą klatkę przez cztery godziny pobytu w schronisku. Skulone kuleczki cały czas leżały w rogu klatki, nie chciały jeść kurczaka, część wymiotowała, ale co się dziwić, do wczoraj mleczko mamy a tu nagle budżetowa karma, małe brzuszki nie były na to gotowe. Przechodziłam obok tej klatki i wzrok cały czas lądował w jednym miejscu. Nie mogłam zabrać wszystkich, los uśmiechnął się do jednej z nich.
Przed samym wyjściem nastąpiła chwila zwątpienia, kurcze czy dobrze robię, może poszukać jakiejś większej bidy, bardziej potrzebującej i znowu wzrok na klatkę i pytające spojrzenie - może jakiś inny, bardziej potrzebujący, a mój Rafał na to płaczliwym tonem: "ale ja już jej obiecałem".
I tym sposobem od soboty mieszka z nami mała Finka. Słodka mała głupotka, nie sposób się w niej nie zakochać, mnie zaczarowała już w schronisku, Rafała też, myślę że szybciutko zaczaruje jakiś wspaniały domek który ją pokocha na zawsze…