SOPA to ustawa, która w teorii pozwalałaby Departamentowi Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych i właścicielom praw autorskich na uzyskiwanie nakazów sądowych przeciwko właścicielom stron internetowych oskarżonym o łamanie lub pozwalanie na łamanie praw autorskich.
W zasadzie umożliwiłaby ona blokowanie każdej strony, która umieszcza treści uznawane za naruszające prawa autorskie. Nie byłaby ona kontrowersyjna, gdyby nie fakt, że w założeniu projektodawców wystarczy tylko fragment filmu użyty w recenzji lub jedno niepodpisane zdjęcie, by uznać witrynę za łamiąca prawa autorskie i ją zablokować, np. cały portal Bankier.pl za jedno niepodpisane zdjęcie zrobione przez twórcę z USA.
Z kolei PIPA to projekt ustawy, która dawałaby właścicielom praw autorskich możliwość żądania usunięcia dostępu do danej strony w sieci za pośrednictwem wyszukiwarek internetowych. Innymi słowy - pozwalałaby rządowi USA na wymaganie od nich usunięcia danej strony ze swojej bazy, co w zasadzie uniemożliwiłoby odnalezienie jej w sieci.
Co więcej, władze USA mogłyby żądać zatrzymania do nich wszelkich płatności od firm typu PayPal czy Visa, co skutecznie odcięłoby takim stronom źródło finansowania. Zgodnie z SOPA publikowanie treści łamiących prawa autorskie byłoby przestępstwem zagrożonym pozbawieniem wolności do lat 5. Dodatkowo powiększa się kary za nieautoryzowane publikowanie video i sprzedaż podrobionych towarów.
Zagrożenie wolności, demokracji i prywatności
Projektodawcą SOPA jest kongresmen Lamar Seeligson Smith, a PIPA - senator Patrick Leahy. Zdaniem tych polityków SOPA i PIPA to ustawy chroniące prawa autorskie i własność intelektualną, które są notorycznie łamane w internecie, co pozbawia twórców należnych im dochodów. Blokowanie witryn ma na celu zmuszenie ich do respektowania praw autorskich.
Z drugiej strony padają kontrargumenty przeciwników SOPA i PIPA. Porównują je wręcz do chińskiej cenzury internetu, gdzie rząd blokuje obywatelom dostęp do treści, które uznał za nielegalne. Przeciwnicy obu tych ustaw skupiają się na obronie wolności słowa w internecie. Podają, że gdyby SOPA weszła w życie, wówczas rząd USA mógłby blokować strony informujące o nieprawidłowościach w administracji, a to stanowi zagrożenie dla wolności i demokracji.
Ponadto przeciwnicy dodają, że niemożliwe jest stosowanie tego prawa w praktyce bez naruszania prywatności wielu użytkowników portali społecznościowych, tj. Youtube, Facebook, Wikipedia, itp., ponieważ wymagałoby śledzenia i rejestrowania ich działalności w sieci. Z kolei nie ma obecnie technicznych możliwości stworzenia filtrów, które automatycznie blokowałyby i usuwały treści łamiące prawa autorskie.
Obecnie w USA od 1998 roku funkcjonuje Digital Millenium Copyright Act, który nie nakłada na właścicieli stron internetowych sankcji do czasu otrzymania informacji, że treści zamieszczone na ich witrynach naruszają prawa autorskie. SOPA, która zastąpiłaby DMCA, umożliwiałaby sądom w USA wydawanie od ręki decyzji nakazujących natychmiastowe zamknięcie takich witryn nawet bez konieczności powiadomienia o tym ich właścicieli.
Ochrona praw autorskich nie budzi wątpliwości
Większość przeciwników SOPA nie ma nic przeciwko ochronie praw autorskich w internecie. Takie serwisy jak Youtube.com czy Wikipedia.org od dawna starają się respektować prawa twórców. Stąd zwracają one głównie uwagę na „nieżyciowość” zaproponowanych przepisów, których stosowanie mogłoby doprowadzić do zniszczenia wielu legalnych biznesów internetowych.
Niestety ustawa jest także niebezpieczna dla polskich przedsiębiorców. Gdyby weszła w życie umożliwiałaby za pośrednictwem Google automatyczne blokowanie stron internetowych, które zawierałyby nawet tylko fragmenty treści objętych ochroną prawną w USA.
Czy koło może być mniej okrągłe?
Cory Doctorow blogger, dziennikarz i pisarz science fiction przyrównał walkę z piractwem w internecie za pomocą takich aktów jak SOPA lub PIPA do próby zmiany funkcjonalności koła:
"Jeżeli chciałbym, aby kongres, parlament czy Unia Europejska regulowała koło, trudno byłoby oczekiwać, żeby mi to się udało. Jeśli wskazałbym na fakt, że rabusie uciekają z miejsca napadu na bank w pojazdach korzystających z kół, i zapytałbym „Nie możemy czegoś z tym zrobić?”, odpowiedź brzmiałaby „Nie”. Wynika to z tego, że nie potrafimy wykonać koła zdatnego do swoich ogólnych zastosowań, ale bezużytecznego dla rabusiów. Widzimy, że korzyści korzystania z koła są tak istotne, że byłoby głupotą ryzykować ich utratę w szalonej próbie powstrzymania napadów na banki. Nawet gdyby wystąpiła epidemia napadów, nawet gdyby całe społeczeństwo stało na krawędzi przepaści, nikt nie pomyślałby, że należy zacząć rozwiązywać ten problem poprzez regulowanie koła".
Źródło: Doctorow: Lockdown. Nadchodząca wojna z komputerami ogólnego przeznaczenia, Instytut Misesa.
Podobnie jest z internetem. Piractwo i łamanie praw autorskich to olbrzymi problem, który raczej prędzej niż później będzie musiał zostać rozwiązany. Pytanie tylko, czy politycy potrafią stworzyć rozwiązanie, które równocześnie nie niszczyłoby podstawowej cechy internetu, czyli wolności? Politycy zarówno w USA, UE i innych krajach nie powinni zapominać, że bez jej poszanowania niemożliwy byłby tak szybki rozwój jednego z największych wynalazków ludzkości.
Łukasz Piechowiak
Bankier.pl
l.piechowiak@bankier.pl