Prezydencka głowa w piasek

Posted on 24/02/2010 - autor:

4


Jakiś czas temu Jarosław Kaczyński przypomniał sobie w mediach, że trzy lata temu (albo i więcej) Radosław Sikorski miał zrobić COŚ STRASZNEGO, za co pożegnał się ze stanowiskiem Ministra Obrony Narodowej. Nieudolnie próbując grzebać szanse eks-szefa MON w rychłych wyborach prezydenckich, Jarosław wciągnął do swej intrygi również brata – według niego prezydent też miał wiedzę o tych okolicznościach, co zaowocować miało jego sprzeciwem wobec Sikorskiego jako potencjalnego Ministra Spraw Zagranicznych. A i premier miał o tym wiedzieć (w domyśle – świadomie wsadził na wysokie stanowisko kogoś nieodpowiedniego i bardzo niebezpiecznego). Ponieważ zarzut w domyśle miał być ciężki, premier spytał pisemnie prezydenta, cóż on takiego mial przeciw Sikorskiemu.
I co? I nasz profesor nadzwyczajnie belwederski, niczym dżinn ze wschodnich baśni, nie udziela odpowiedzi, która już jest znana! Lech Kaczyński wykręcił się od odpowiedzi i naród dalej nie wie, jakież to poważne nieprawidłowości w pełnieniu przez Sikorskiego funkcji państwowej (skądinąd bardzo ważnej, bo wojsko to nie w kij dmuchał) stały się przyczyną ronienia przez niego łez przy natychmiastowym żegnaniu się z armią, zaś przy obejmowaniu przez Radka funkcji jeszcze ważniejszej wywołały jedynie kilka niemrawych westchnień. Poważniejszej reakcji na domniemane „nieprawidłowości” nie było, stąd graniczące z pewnością przekonanie, iż braćmi kierowały (i kierują) głównie przesłanki polityczne, w tym niechęć do człowieka, który zasiadać miał po przeciwnej stronie Braciszka Większego.
Konkretów dalej brak, jest ucieczka od tematu. Jęki, że oto wciąga się prezydenta w wewnętrzne sprawy PO, są tyleż bzdurne (bo sprawa dotyczy żywotnych państwowych kwestii i urzędników najwyższego szczebla w RZĄDZIE), co skierowane pod niewłaściwy adres, to Jarosław jest bowiem przyczyną tego, iż Lech za niego musi się tłumaczyć. To samo tyczy się zarzutów o „medialnie chwytliwych tematach zastępczych”. Tzw. „afera hazardowa” okazała się bowiem niewypałem, bo Platformie właściwie włos z głowy nie spadł – trzeba było zatem inaczej w nią uderzyć. Tyle że i tutaj pisowska retoryka okazała się wydmuszką, która jedynie sprawiała wrażenie czegoś konkretnego – po sprawdzeniu okazało się jednak, że treści brak. Czemu mnie to nie dziwi?
Wykonawca zadań nie zaskoczył – schował głowę w piasek i rzucił kilkoma oklepanymi hasełkami, odwrócił kota ogonem i doprawił pociskiem z serii „zatroskany o kraj”. Dla demagogii w stylu PiS-u też miejsce się znalazło. A co tam, że przy okazji wyszło, iż Kaczory w kwestii Sikorskiego szafują blefem w postaci słów możliwie niejasnych – wyznawcy pisjanizmu stwierdzą (wyznawcy stwierdzą cokolwiek, jeśli to będzie korzystne dla PiS), iż to Tusk cynicznie udaje, że nie ma sprawy. Cóż, narobiło się smrodu, a teraz zwala się winę na kogo innego. A do wyborów jeszcze kawał czasu… strach pomyśleć, co będzie podczas kampanii.

Posted in: polityka, Polska