To ja. Na imię mi dali Sylwester. Poważne imię bo i poważny kot już ze mnie - całe 6 księżyców mi minęło.
Przytargali mnie tutaj, sam nie wiem, co to za miejsce, no, dużo kotów, i kilka takich innych kotów, co szczekają i machają ogonami. Przytargali, włożyli do klatki i poszli. A mnie tak bolało, już nie umiałem udawać, że nie boli, albo że boli trochę.
Zajebiście bolało, mówię wam. Nie wypada płakać tak poważnemu kotu, więc krzyczałem, żeby nie płakać.
Wstydliwy preblem mam, nie wiem, jak o tym powiedzieć. A niech tam. Powiem.
Siku zrobić nie mogłem. Bo tak bolało. I nie leciało, nic a nic. Więc wrócili, dali mi coś, zasnąłem po tym, a jak się obudziłem, coś mi zrobili, nie wiem co, ale bolało ale inaczej.
Następnego dnia to samo. Zabrali, sen, pobudka, kręciło mi się srasznie w głowie. I tak codziennie. Jeden koszmar.
Któregoś dnia powiesili kartkę obok mnie, na tym moim domku z drutów.
To ta kartka:
I mówili że "pęcherz", że chory, że "piasek w moczu", że dlatego nie mogę sam się wysiusiać, i że to dlatego tak mnie boli.
I że nie mogę jeść tego co inne kotki, że muszę takie inne żarcie, nawet dobre to było, w takim okrągłym pudełeczku.I to w kulkach też niezłe. No ale żeby nie było tak fajnie, zabrała mnie jakaś inna ona, cos zrobiła, a potem już boleć tak nie bolao, prawie wcale nie. Tylko włożyli mi jakieś dziwne rurki i coś na co mówili kołnierz. I podrapać się nie mogłem, ani umyć.
Ale nie bolało tak.
I to już było niezłe.
Ach, zapomniałem, to ja - Sylwester. Numer 138.
Gdyby Sylwester mógł mówić, mógłby opowiedzieć taką historię.
To młodziutki kocurek, ok. 6-miesięczny, przepiękny, krówka o miodowych wyrazistych wiecznie zdziwionych oczach. Elegant i uwodziciel.
Magnetyzm, że nie sposób nie zakochać się w nim na zabój.
Gdy został przyniesiony do schronu, okazało się, że ma chory pęcherz, nie mógł się wysikać, krzyczał z bólu. Badania moczu pokazały kryształy. Codziennie usypiano go do zabiegu, żeby ściągnąć mocz. Nie chcę myśleć, co przeżywał Sylwi. Ile to musiało być bólu i strachu i otumanienia narkozami.
Wolontariusze przytachali podkłady, żeby miał czysto. CoolCaty zlitowała się, przyjechała, założyła cewnik na kilka dni, i kołnierz dostał, by nie wyrwał wenflona ani cewnika. Dostaje karmę leczniczą.
Dzis usunięto wszystko. Na dniach okaże się, czy to pomogo, czy coś się poprawiło z jego zdrowiem.
Jedno jest pewne - ten śliczny kawaler potrzebuje domu, gdzie mógłby być leczony i bardzo prawdopodobne, że wyleczony.
Diety i troskliwości. Kontroli moczu.
Jakich zabiegów i czy - to się dopiero okaże.
Nie ma innych oznak chorób, czyste oczy i futerko lśniące.
Testy Felv/FIV ujemne.
Sylwi czeka, by mieć kogo kochać, i kto jego pokocha i wyleczy.
O co proszę? O dom, stały bądź tymczasowy, dla zjawiskowego kocurka o niezwykłym spojrzeniu.
..............................
Szybka akcja - Sylwuś jedzie na sygnale do lecznicy, w międzyczasie znajduje się dom tymczasowy - bo Sylwuś może zostać w lecznicy tylko do weekendu.
A oto relacja pani weterynarz zaraz po przeprowadzeniu zabiegu:
"Sylwester został zoperowany. Miał otwarcie pęcherza moczowego i płukanie cewki moczowej od środka, od strony pęcherza. W cewce tkwił kamyk uniemożliwiający oddawanie moczu. W pęcherzu nie było wyrażnych kamieni ani wyczuwalnego piasku. Pęcherz moczowy w silnym stanie zapalnym. Mocz jałowo pobrany do badania, mętny - jakby z ropą. Zrobimy badanie ogólne, osad i posiew.
W tej chwili kot oddaje mocz bez problemów - zobaczymy jak będzie jak się wybudzi. "Mamy dług w lecznicy. Zabraliśmy Sylwusia wbrew rozsądkowi i naszym możliwościom. Nie mogliśmy inaczej.
Teraz potrzebujemy pomocy - na zapłacenie za zabieg, na leki i karmę leczniczą dla małego.
I kciuki, cały las kciuków, by wyszedł z tego.
Wpłaty dla Sylwusia można kierować na nasze subkonto w Vivie:
38 1370 1109 0000 1706 4838 7307
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kopernika 6/8
00-367 Warszawa
KRS 0000135274
NIP: 525-21-91-290
Bank DnB NORD Polska S.A.
z dopiskiem: Dla Sylwusia
dziękuję.....
...............
połowa marca:
Szukamy domu dla Sylwusia