PunkGamer - nowy, INNY portal o grach!: Relacja z pierwszej (ale i nie ostatniej) imprezy integracyjnej PunkGamer Teamu!

O blogu i PunkGamerze!

UWAGA! SERWIS WŁAŚCIWY JUŻ DZIAŁA! Zapraszamy na http://punkgamer.pl!

ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM PUNKGAMERA!

Nowe, INNE forum o grach ruszyło i musisz tam być! Niezależne, gdzie można pogadać o wszystkim, otwarte, bez fanbojstwa i gdzie udziela się redakcja. Wbijaj już dziś! http://forum.punkgamer.pl

sobota, 11 czerwca 2011

Relacja z pierwszej (ale i nie ostatniej) imprezy integracyjnej PunkGamer Teamu!

Wychodząc z założenia, że wszystko ma swój początek, musimy na wstępie zaznaczyć, że impreza integracyjna nieistniejącego jeszcze nawet PunkGamera była wyjątkowa z dwóch względów. Pierwszy, to w ogóle fakt imprezy sponsorowanej przez szefa, a drugi to ilość wódy i trzoda, która była nieodłącznym elementem wyjazdu.


Na miejsce dojechaliśmy dwoma samochodami, ale podróż poszczególnych osób rozpoczęła się nieco wcześniej, bo nasza ekipa rozsiana była po całym kraju (Warszawa, Wrocek, Tarnów i Katowice) i niczym bojownicy Al-kaidy każdy z jej członków pozostawał w uśpieniu (jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało;)).

Jako pierwsi do Zakopca przyjechali Ural, Maciomaniak i Adept, przy czym ten ostatni imprezę rozpoczął już nieco wczesniej, tj. od sączenia browarów na lotnisku w Balicach (skąd go odbierała reszta ekipy) z przypadkowo poznanym Irlandczykiem, który uciekał z Polski, bo za mało tu zarabiał (7 patyków na łapę - sic!). Późniejsza jazda do stolicy polskich Tatr przebiegała zasadniczo bezproblemowo, pomijając korki i nagłe oberwania chmury.

Same Zakopane przywitało nas zresztą również zmienną pogodą, a my przywitaliśmy je wręczeniem łapówki góralowi za wydłużenie czasu pobytu w mieszkaniu o kilka godzin porannych. W końcu już wtedy można było założyć, że opuszczenie miejscówy przed 10 rano po kilkudziesięciu godzinach libacji, będzie achievementem cokolwiek ambitnym i dla naszej grupy nieosiągalnym. Tym samym biorąc pod uwagę perspektywę niedzielnego kaca okazała się to być najlepiej wydana łapówka w historii zlotów.

Ponieważ Adept, Maciomaniak i Ural przyjechali na miejsce o kilka godzin przed Jamajem i jego współtowarzyszami, ci pierwsi, po zażyciu lekarstw w postaci kilku browarków, zdążyli skorzystać z dobrodziejstw w postaci sauny, basenu i innych udogodnień, które były wliczone w cenę apartamentu. Zabawa była wyśmienita, a Adept wskakiwał do wody w takich pozycjach, że pewnie ortopedzi łapaliby się za swoje głowy, gdyby tylko to widzieli.


Po zasłużonym relaksie cała trójka udała się z powrotem do swojej nory i rozpoczęły się potyczki w nowego Mortala i Fifę 11 - przeplatane oczywiście dalszym gaszeniem pragnienia poprzez konsumpcję chmielowych trunków. Prawdziwa impreza miałą się jednak dopiero zacząć wraz z przyjazdem pozostałej części rozrywkowej gromadki pod wodzą JaMaJa, który przybył z reprezentantem Opinii Publicznej (Adamem) oraz przedstawicielem mediów popularnych. Był nim Ka#*i, który nałożył sobie maskę Sub-Zero na twarz i kazał się nazywać Supertajnym Nindżą, by nikt nie skapnął się, że jest z magazynu, którego nazwy nie wypowiadamy. Ale oczywiście podróż tej części ekipy rozpoczęła się dużo wcześniej, a konkretnie od zajęcia przez JaMaJa i Supertajnego Nindżę już około godziny 16:00 jedynego słusznego miejsca w pociągu relacji Wrocław - Kraków, w przedziale z imprezującymi chłopami, wyposażonymi w policyjny sprzęt do podsłuchu:). Aby nie pozostawać w tyle w stosunku do pędzącej do Zakopca reszty, dwójka bezzwłocznie oddała się konsumowaniu napojów wyskokowych, tym bardziej że skwar w pociągu panował niemiłosierny! Chłopaki śmigały jednak raźno do Krakowa, gdzie czekał na nich Adam, czyli wspomniana Opinia Publiczna.

Z flaszką w dłoni podróż PKP upłynęła dość szybko, więc wrocławski duet zawitał w Krakowie po godzinie 21. Szybko zapakował się do Hondy Opinii Publicznej (niebieska - najszybsza!), a że Zakopianka była względnie pusta, to w okolicach północy cała trójka była na miejscu. Problemem okazało się tylko znalezienie ulicy, gdyż nie widziały jej niczyje GPS-y. Dopiero nazajutrz okazało się, że Uralowi nazwa popieprzyła się gdy słał JaMaJowi SMSa, więc chłopaki szukały ulicy Nowatorskiej, podczas gdy chata znajdowała się na ulicy Nowotarskiej.

Nikt jednak nie zaprzątał sobie tym zbytnio głowy, więc flaszki poszły szybko w ruch, bo choć pora była wczesna (północ), to wiadomym było, że weekend ma tylko 48 godzin, więc nie było czasu do stracenia.


A że swój pozna swego, to po szybkim zapoznaniu się wystartowano do jeszcze szybszego zapoznawania się przystępując do wspomnianych zawodów:). Rozmowom i dywagacjom bliżej lub dalej spokrewnionym z grami, nie było końca, a ekipa też dość szybko doszła do wniosku, że wóda i piwo, to jednak za mało. Supertajny Nindża naprędce, a sprawnie zmontował rebus: co to jest i do czego może służyć: "wiadro wypełnione wodą" + "ucięta butelka po wodzie" + "zmodyfikowana zakrętka". Odpowiedź była oczywista, wiec co poniektórzy chłodzili swoje gorące głowy poprzez zdrowotne inhalacje. Nawet, jak trzeba było, to i na raty;).


Po drodze nagranych zostało też kilka materiałów filmowych, z których praktycznie żaden nie nadaje się do pokazania - czyli, co oczywiste, już wkrótce możecie się spodziewać ich publikacji na PunkGamerze.

O godzinie trudnej do określenia rozpoczął się turniej w Buzza, z którego nikt nic nie pamięta poza tym, że się odbył. Niemniej wszyscy dzielili się ochoczo swoją wiedzą, trafiając dobre odpowiedzi z mniej więcej 25-procentową skutecznością, czyli taką, która - gdyby strzelać na oślep - dziwnym zbiegiem okoliczności pokrywa się z rachunkiem prawdopodobieństwa.


Około 4:30 nad ranem, czyli do późnych godzin nocnych, które niektórzy nazywają wczesnymi godzinami porannymi, część ekipy uznała, że to idealny moment, by wyjść na Krupówki. W podróż krajoznawczą udali się JaMaJ, Supertajny Nindża oraz Opinia Publiczna, która to ostatnia topiła smutki po wtopie, jaką było nieopatrzne pozostawienie włączonego kompa na ekranie z wyszukiwarką Google, która wyświetlała odpowiedzi na zapytanie "usługi erotyczne Zakopane". Problem w tym, że na ów ekran natrafiły narzeczona i przyszła teściowa, co mogło zakończyć się drastycznymi konsekwencjami (ze szpilą wbitą w czoło po powrocie włącznie).

Tak czy inaczej błąkająca się po Zakopcu trójka postanowiła się posilić, więc zakupiła wędzoną kiełbachę i kolejną flaszkę. Mieszanina ta nie okazała się jednak należycie lekkostrawna dla Supertajnego Nindży, który postanowił oznakować Krupówki uzewnętrzniając się - stojąc zaledwie w odległości trzech metrów od ekipy sprzątającej nad ranem słynny deptak; ekipa sprzątająca powitała to rzecz jasna z należytym i nieukrywanym entuzjazmem;). Jakby tego było mało, to w chwilę potem imprezowe towarzystwo minął radiowóz. Gdy policjanci zobaczyli hardcorową gromadkę, to już nawet nie interweniowali, tylko popatrzyli na nich z politowaniem i współczuciem, po czym pojechali dalej. Jednym słowem wypad na Krupówki po całodniowej podróży - będąc w stanie mocno wskazującym, tuż przed świtem, z alkoholem w ręku - to jeden z najgenialniejszych pomysłów imprezy integracyjnej!


Cała trójka wróciła po dwóch godzinach, choć jakim cudem, to tego nikt nie wie, ale nawet nie ma co próbować się nad tym zastanawiać.


Po przebudzeniu o godzinie 12:00, tak jak na PunkGamerowców, lub na porządną mafię przystało, już wszyscy w komplecie udali się na jacuzzi i basen. Tam też zresztą trafiła się nieświadoma fanka PunkGamera, przez co w jaccuzi zrobiło się nad wyraz tłoczno. Zwłaszcza, że po uwadze Supertajnego Nindży - "skoro już tu sobie tak siedzimy i się grzejemy w tych bąbelkach, to muszę Ci coś zdradzić: masz majtki na drugą stronę i metka Ci wystaje" - beztroskie dziewczę zareagowało w jedyny słuszny sposób, czyli ściągnęło majteczki i założyło poprawnie. Na ekipę PunkGamera podziałało to jak płachta na byka, więc wesoła góralka o uśmiechu Catheriny Zety Jones, szybko przekonała się, że bąbelki w jacuzzi, to nie jedyne cielesne doznania, jakie mogą ją tam spotkać i uciekła w popłochu, i już nigdy więcej się nie pojawiła. Nigdy. Chłodna basenowa woda na przemian z gorącymi źródłami oraz wizytami w saunach (parowej i tradycyjnej) dodała towarzystwu wigoru i sił, by w pełni wyleczyć delikatnego kaca i by zgłodnieć należycie do zmierzenia się ze śniadaniem góralskim.


Tak jak u górali, to człowiek się nigdy nie naje. Wystarczy wspomnieć, że nikt z ekipy nie podołał plackowi po zbójecku w całości. Po śniadaniu, które miało miejsce o godzinie 13:00 ("Jakto nie podajecie już jajecznicy?"), przyszedł znów czas na nagrywanie wielu wideocastów oraz pierdół, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Na miejsce dotarł też Prowokator, który wykorzystał nagłą absencję Urala, by dołożyć swoją cząstkę w sianiu bydła, ale ta dwójka ani razu na siebie podczas imprezy nie trafiła. Dziwne. Ural wrócił bowiem dopiero wtedy, gdy Prowokator już pojechał, stąd nie uświadczymy go na filmach, które kręcił Prowokator. Cóż za zbieg okoliczności... Odwiedziła nas też delegacja mainstreamowych mediów growych. Jednak tożsamości delegatury i tego co nam obiecywali w zamian za pisanie dla nich, zdradzić nie możemy! Poznać ich jednak możecie po śladach wojskowej podeszwy na facjatach.



Co bowiem oczywiste, na koniec owych posłów czekał oczywisty los (przekopa) w ramach PunkGamerowej zasady "nie bierzemy jeńców" i "nie pertraktujemy z wrogiem". My zaś wróciliśmy do naszego ulubionego zajęcia zlotowego, czyli do picia i poważnych dyskusji filozoficznych na temat gier i nie tylko.


Wspomniana wcześniej nieświadoma fanka PunkGamera miała jednak większe znaczenie w ogólnym rozrachunku. Po tym, jak dała dyla, cała ekipa doszła do wniosku, że warto wybrać się wieczorem na Krupówki w poszukiwaniu konkretnego miejsca, gdzie można pokręcić tyłkiem, popić to złocistym trunkiem i popatrzeć na krągłe kształty wielu innych nieświadomych fanek nieistniejącego jeszcze portalu. Niestety, wszystkie ustalenia musiały odejść na drugi plan po tym, gdy brzuchy niespodziewanie zaczęły domagać się jedzenia. Kilku członków ekipy postanowiło skoczyć do fast-fooda z żółtym logiem, bo przecież szybko i smacznie, z kolei druga część wybrała dostojniejszy lokal, w miejscowej karczmie po drugiej stronie ulicy z widokiem na wszystkie dupy, jakie tylko kręcą się po Zakopanem. Zamówili Góralski Gulasz, do tego żółtozłotą ciecz ("Sik Górala"?) i chleb ze smalcem i ogórkiem, który wybitnie nie zasmakował Uralowi. Maciomaniak i Adept po wyrazie jego skrzywionej miny woleli zachować resztki rozsądku i spojrzeli z pogardą na wodnistą breję leżącą na kromce sklepowego, krojonego chleba.

Po napełnieniu żołądków rozpoczęto poszukiwania przyjemnego lokalu i trafiliśmy do samego góralskiego centrum rozrywkowego, zwanego "Morskim Okiem". Wstęp był płatny, lecz w środku kisiło się tyle osób, że większą imprezę rozkręcał na zewnątrz jegomość z akordeonem pod pachą, który jednak po kilku nutach został szybko uciszony przez miejscową psiarnię, tzn. szanującą obywateli Gwardię Narodową, zwaną również policją. Uznaliśmy, że czas na konkretną zabawę. Stojący nieopodal lśniący od złota mim za sporą opłatą podpowiedział nam, gdzie znajdziemy ociekające szampanem gołe cycki i proponował nawet podwózkę w zamian za drobny bonus, lecz w tym wypadku, w myśl PunkGamerowej zasady, że to my kolekcjonujemy bonusy, a nie je rozdajemy, nie mogliśmy na to przystać. Ktoś rzucił pomysłem, by wrócić do legowiska, ot... apartamentu i zarzucić film w akompaniamencie procentowych napojów i kilku innych, kopiących uprzyjemniaczy słodkiego życia. Jak na imprezową ekipę przystało nikt nie oponował, więc perspektywa degustacji góralskich cycków ociekających roztopionym oscypkiem musiała odejść na dalszy plan.


W tym miejscu składamy pokłony wszelkim polskim komediom, bo są to niezaprzeczalnie jedne z najlepszych dzieł kinematograficznych, jakie można sobie w takich okolicznościach wyobrazić. Jeżeli kojarzycie "Wesele", obejrzyjcie je w gronie najlepszych znajomych, a jeśli jeszcze nie, to czym prędzej na torrenty, uuups, znaczy się do sklepów ma się rozumieć i kupować, bo warto! Perypetie Wojnara, który stracił w jedną noc dorobek całego swojego nędznego życia, okraszono lejącą się hektolitrami wódą pobudzającą ekipę PunkGamera do działania. Ten film działa zaiste inspirująco - tzn. inspiruje do picia gorzały. Po godzinie 2:00 nad ranem uznaliśmy, że to najwyższa pora na wzniosłe konwersacje i nie warto marnować jej na zamulanie na kanapie, toteż niemal w biegu rozstawiliśmy na stole wszystkie trunki i przystąpiliśmy do burzliwej dyskusji na wiele niecodziennych tematów. W koszyku znalazły się wątki gospodarcze, polityczne, ustrojowe, a po kilku dodatkowych kolejkach próbowaliśmy rozgryźć prawdziwe pochodzenie naszego gatunku. Teoria JaMaJa, w myśl której zielone ludki pozostawiły protoplastę człowieka na Ziemi, została niestety szybko obalona, choć niezaprzeczalnie, ma w sobie ziarenko prawdopodobieństwa. Po kolejnym rebusie w wykonaniu Supertajnego Nindży (o dziwo, tym samym, co dnia poprzedniego) i powiększeniu pojemności płuc o dobre 1,5 litra, rozgryźliśmy teorię wszechświata, wszelkie niewyjaśnione zagadki Ziemi (wiemy, co żyje w jeziorze Vostock!), zasady funkcjonowania rojów insektów i czym się różni królowa od królewca. Wymiana poglądów trwała do białego rana, choć nie brakowało takich scen, jak widok połamanego JaMaJa z wielką, soczystą parówą w ustach (o którą rano wszyscy się potykali), czy śpiących na sobie w przeróżnych pozycjach członków ekipy. Miejsce i sposób spoczynku był w tym przypadku mało istotny.

Warto wspomnieć, że w nasze szeregi wkradła się też nutka hazardu i w świat poleciało kilka zakładów - zwycięzcy nie mogli powstrzymać radości, dzierżąc w ręku krystalicznie czyste pół litra. Wniosek? Zakładanie się po pijaku, to często kiepski pomysł.



Gdy resztkami sił spostrzegliśmy, że zbliża się 6:00, Adeptowi odechciało się spać i pełen wigoru nakręcał innych, by otwierali oczy, sączyli dalej poszczególne trunki i kontynuowali intrygującą dyskusję. Supertajny Nindża wraz z Maciomaniakiem, którzy choć jeszcze stali, to jednak dość chwiejnie, więc przegłosowali, że najwyższy czas walnąć w kimono i dać odpocząć wątrobie i nerkom katowanym od kilkudziesięciu godzin. Po porannej pobudce wielu nie pamiętało, co i w jaki sposób robili, lecz najważniejsze, że nie było straty w ludziach, ani w sprzęcie (pomijając ręcznik będący na wyposażeniu apartamentu, który dzień wcześniej zwinęła "fanka z jacuzzi"). Wszyscy też byli w stanie usiąść na czterech literach (uff, znów się udało!).

Kac wzmaga apetyt, więc góralskie specjały były tego dnia wyjątkowo smaczne i sycące. A skoro o lokalnych specjałach mowa, to wypada wspomnieć o nazewnictwie owych smakołyków, co znalazło szczególny swój wyraz w przypadku drinków: "Ciupaga w plecach" (spirytus + sok malinowy), "Syćkie bedom dzisiok moje" (coś a la kamikaze), "Ciapanie na sianie" (?), "Wytrysk zbója" (malibu + mleko), sami przyznacie, że nomenklatura to i pomysłowa i zachęcająca!


Choć wstępny plan obejmował opuszczenie apartamentu do godziny 10:00, przekupiony góral nie miał nic przeciwko kilkugodzinnemu opóźnieniu. Wyspaliśmy się więc jak susły, po czym doprowadziliśmy cały lokal do względnego porządku wywalając do kubła w garażu dobrych kilka toreb wypełnionych po brzegi pustymi butelkami i naprawdę niewiele brakowało, byśmy odkryli na podłodze zaginioną Atlantydę, która mogła zostać ukryta w górze kapsli i korków od butelek. Popołudniowy wypad na Krupówki zakończył się smakowitym posiłkiem, kupnem wysokoprocentowego trunku, nabyciem kilku siatek oscypków, smalca z psa (jeszcze się sierścią odbija!) i innych miejscowych specjałów. Warto dodać, że cięte góralskie riposty sprzedawców niejednokrotnie mogły zwalić z nóg, a popisowym był tekst "cipa" w odpowiedzi na "miłego dnia". Konkretny humor.


Ogólnie więc było grubo. Nie mamy pojęcia jakim cudem znaleźliśmy wszyscy drogę powrotną - ale się udało, choć nie bez problemów (i nie bez oberwań chmur, że drogę było widać na... trzy metry). Wypad wypalił - było elegancko. Nie ma to jak pogadać, popić i pograć w realu - ludzie to nie tylko zbiór literek na forum i ksywek pod tekstami. A o tym co się działo, górale i góralki będą jeszcze długo "godoć", ale najważniejsze, że ekipa nasza w końcu zapoznała się na miarę "innego serwisu o grach", czyli od wódy strony. A ta strona gwarantuje, że redakcja będzie zgrana i nie da dupy sprzedając siebie czy zdradzając ideały przyświecające portalowi PunkGamer. Czyli od graczy dla graczy, hardkorowo i tak jak lubicie! Bez wazelinki!

PunkGamer Team

PS. Wkrótce znajdziecie tutaj też wideo-relację (do obejrzenia tylko przez widzów pełnoletnich, którzy obalili uprzednio dwie flaszki)!

PS2. Niestety nie wszyscy członkowie PG Teamu byli na imprezie, więc za jakiś czas kroją się poprawiny ;).

7 komentarzy:

  1. Na razie tylko foty obejrzałem i kawałek tekstu. Hahaha zajebiste, śmiałem się na głos z poli vs pss

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zobaczyłem 2 zdjęcie to mi się przypomniał tekst kumpla podczas posiadówki przy konsoli, gdy go olśniło:
    "Na c*huj my zamawiamy pizze zawsze skoro możemy za tą cenę zrobić tyle sandłiczy, że cała noc będziemy jeść !!!! :)))))))))))"
    Jak wrócę z furboleiro, to muszę przeczytać w końcu tekst cały, a nie tylko zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może nie w temacie, ale dzisiejszy news na PPE mnie już kompletnie rozbił "Nie będzie GOW3 na PS3" odkrycie roku. Przybywajcie, błagam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. I Kali nawet się tu znalazł, jeśli mnie oczy nie mylą:) No to juz wiem, na jakim portalu będę się teraz udzielał :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie szok,po pierwszym zdjęciu pomyślałem sobie:ale podobny do Kali`ego:)Bo to on.

    OdpowiedzUsuń
  6. w którym barze można napić sie drinku pod nazwą "ciupaga w plecach" ??

    OdpowiedzUsuń