barbie barbie
769
BLOG

"Śledztwa", nota i...

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 47

Katastrofie smoleńskiej towarzyszy mnóstwo emocji. W sumie to zrozumiałe, ponieważ zginął Przydent RP oraz wiele ważnych dla Państwa polskiego osób. Wystarczający to powód. Niestety, całość dyskusji medialnej (TV, radio, prasa oraz blogosfera) została zdominowana przez emocje polityczne – i zamiast rzetelnego wyjaśniania przyczyn katastrofy mamy bezsensowną bijatykę polityczną! Dosięga ona szczytów władzy oraz co gorsze wydaje się mieć wpływ na przebieg śledztwa.

 

Katastrofa w Smoleńsku jest kompromitacją Państwa Polskiego. Nic nie pomogą tu żadne zaklęcia – Państwo Polskie nie było w stanie zapewnić swemu Prezydentowi bezpiecznej podróży. Ta prosta prawda nie podlega dyskusji. Wystarczy tylko porównać, jakie działania przygotowawcze do niedoszłej wizyty Prezydenta USA podjęły amerykańskie służby w Krakowie i na lotnisku w Balicach. A przecież Kraków-Balice to czynny międzynarodowy port lotniczy, a nie wycofane z użytku stare lotnisko wojskowe. I nie dajmy się omamić żadnymi tłumaczeniami w rodzaju „Rosjanie by nie pozwolili”. Jeśli rzeczywiście nie pozwalali na skontrolowanie lotniska w Smoleńsku to nie należało tam lecieć. I kropka. Bezpieczeństwo Prezydenta powinno być najwyższym priorytetem.

Absolutnie nie dziwią mnie obecne próby przerzucania się odpowiedzialnością i gorączkowe próby znalezienia winnych wszędzie, tylko nie u nas. Ideałem byłoby, gdyby udało się dowieść, że przyczyna katastrofy leżała całkowicie poza Polską – awaria „ruskiego” (a więc w domyśle dziadowskiego) samolotu, „naprowadzanie na śmierć” itp.

 

Raport MAK musiał stanąć wielu „kością w gardle” choć z różnych powodów. Dla jednych stał się on nie do przyjęcia, ponieważ wypunktował błędy w przygotowaniu lotu i doświadczeniu załogi, dla drugich, bo śmiał wspomnieć o możliwej presji (a nawet naciskach) wywieranych na pilotów przez ekipę „Pierwszego Pasażera”. Wizyta Gen.Błasika w kabinie pilotów wydaje się potwierdzać taką możliwość (nawet, choćby nie wypowiedział on ani słowa).

No więc na raport MAK i p.Anodinę wsiedli wszyscy (choć z rożnych powodów). Jedna strona – bo oskarżano służby rządowe, a wśród nich słynny już „SpecPułk” i porządki w nim panujące, a druga z powodu podniesienia sprawy rzekomych nacisków. Podzieliły się także media - „Rzepa” i „Wybiórcza” toczą spór w stylu opisanym przez Dickensa we wspaniałym „Klubie Pickwicka”.

 

Każda ze stron broni swego – strona „opozycyjna” kwestionuje obecność Gen.Bałsika w kokpicie, prawdziwość badań na obecność alkoholu, ponieważ broni tezy o braku jakichkolwiek nacisków. Nie wspomina więc zapisanych słów „No to mamy problem...” albo „Nie ma jeszcze decyzji Prezydenta, co dalej robić”. Piloci informowali więc odpowiednio wcześniej o braku możliwości lądowania: „Panie Dyrektorze, w tej chwili, w tych warunkach nie damy rady usiąść” no i zostali pozostawieni sami sobie. Zdawali sobie sprawę, że „mają problem” i postanowili go rozwiązać...

To bardzo niewygodne dla strony „opozycyjnej” - lecz dość atrakcyjne dla strony „rządowej”, bo zdejmuje z niej odpowiedzialność za beznadziejne przygotowanie lotu i lekceważenie Śp.Prezydenta RP i jego wizyty w Katyniu.

 

Strona „rządowa” oczywiście chce uniknąć dyskusji o bajzlu w SpecPułku, sformowaniu załogi do lotu z Prezydentem w ostatniej chwili i sytuacji w lotnictwie wojskowym w ogólności, bo to w oczywisty sposób obciąża Ministra Obrony Narodowej (nadzór na lotnictwem i SpecPułkiem), Ministra Spraw Wewnętrznych (zabezpieczenie wizyty), a tym samym także i Premiera. Takie „kwiatki” jak wyznaczenie zapasowego lotniska w Witebsku (które jest nieczynne w soboty), poszukiwanie alternatywy już po katastrofie samolotu itp. jednoznacznie wskazują na poziom obsługi tego (w końcu ważnego) lotu. Jak uniknąć odpowiedzialności – to na dziś główne zadanie „naczalstwa”. A zwalić na „Ruskich” nie bardzo można, bo Premier i MSZ stawiają „na przyjazną współpracę”. A więc „panowie, mamy problem”.

 

O jakiejkolwiek rzetelnej merytorycznej rozmowie pomiędzy tymi stronami nie ma mowy – mamy tylko (z obu stron) wrzaski oraz tworzenie coraz to nowych „teorii spiskowych” - jedna z ostatnich głosi, że.. katastrofy wcale nie było – a samolot wylądował zupełnie gdzie indziej. Być może niedługo powstaną jeszcze bardziej fantastyczne hipotezy. Strona „rządowa” podejmuje za to szereg działań pozornych lawirując pomiędzy Scyllą a Charybdą – bo trzeba i chronić swoich i nie wolno urazić Rosjan.

Polityka, Panie Kochanku!

 

Najgorsze jest jednak to, że tak naprawdę nikt nie chce rozmawiać o faktycznej przyczynie katastrofy. Dyskutuje się o „naprowadzaniu na śmierć”, roli słynnego „Uchoda” (zadziałał czy nie zadziałał oraz czy powinien czy nie) – a prawie wszyscy usiłują zakrzyczeć proste pytanie: Na co liczono prosząc o „próbne podejście” pomimo że już kontrola w Mińsku ostrzegała o mgle, że kontroler „Siewiernego” podał „Na „Korsarzu” mgła, widoczność 400 m”, później na prośbę załogi informację tą powtórzył, aby w końcu powiedzieć: „Temperatura plus 2, ciśnienie 74-5, 7-4-5, warunków do lądowania nie ma” (w oryginale „usłowij dla prijoma niet”). W końcu koledzy z Jaka podali, że widoczność wynosi 400-500 metrów. O 10:37 z ktoś z załogi Jaka ostrzegł „Arek, teraz widać 200 m!”, lecz załoga weszła w czwarty, ostatni w życiu zakręt... Za ok. 4 minuty samolot zaczął szorować po drzewach.

No tak, ale przecież „zapis na pewno jest sfałszowany”, „nie mamy oryginałów czarnych skrzynek” i tak dalej, i tak dalej.

 

Szkoda, że nasz Dowódca po otrzymaniu informacji „Temperatura plus 2, ciśnienie 74-5, 7-4-5, warunków do lądowania nie ma” - nie podjął decyzji o natychmiastowym odejściu na lotnisko zapasowe, szkoda również, że po jego prośbie „Jeśli można podejdziemy próbnie...” kontroler z „Korsaża” nie odpowiedział zdecydowanie: „Powtarzam, warunków do przyjęcia nie ma!” być może uratowało by to życie wielu ludzi.

 

To, co stało się później było już tylko konsekwencją – ale wszystkich, którzy podkreślali, że złamano podstawowe reguły bezpieczeństwa oraz przepisy lotnicze odsądzono od czci i wiary. Zrobiły to obie strony, choć z różnych powodów.

Strona „rządowa” bo wówczas odpowiedzialność spadłaby na szkolenie pilotów i ogólny bałagan podczas organizacji tego fatalnego lotu,

Strona „opozycyjna” bo w ten sposób uprawdopodobnia się możliwość presji (a nawet nacisków) wywieranych na załogę...

A więc biedny płk. Edmund Klich obrywa z obu stron – za popieranie tez MAKu nazywa się go „Ruskim Agentem” (jakoś wówczas nikt nie wspomina o honorze polskiego oficera!), zaś za piętnowanie bur...lu w SpecPułku i MON organizuje się akcję zmuszenia go do dymisji.

 

Konieczna była zmiana tematu dyskusji – zaczęto po prostu pomijać wszystko, co działo się przed rozpoczęciem końcowego zniżania (wejścia na „ścieżkę”), ponieważ ten temat stał się dla obu stron „śliski” - a skoncentrowano się na końcowych fragmentach feralnego lotu: na początku na „naprowadzaniu na śmierć”, potem komendach „odchodzimy”, możliwości awarii samolotu oraz działaniu „uchoda”. Punktowano też wszelkie niedokładności i nieścisłości w raporcie MAK, nie zwracając w ogóle uwagi na jego konkluzje.

 

W „tym temacie” zapanowała zgoda – zarówno przedstawiciele strony rządowej, jak i opozycyjnej (choć z zupełnie różnych powodów) piętnowali „bezczelność generał Anodiny” (choć nie posiada ona tego stopnia wojskowego), obrazowo charakteryzowali raport MAK jako „policzek dla narodu polskiego” itd. itp.

Ciekawe, ile osób przeczytało dokładnie ten dokument (184 strony w wersji anglojęzycznej) i równie obszerną odpowiedź Polski? W raporcie MAK o alkoholu we krwi Gen.Błasika są dwa zdania. Na 184 strony! Cóż, politycy nie mają czasu – muszą biec na kolejny wywiad aby się „polansować”. Nie przeszkadza im to jednak w wypowiadaniu „jedynie słusznych” opinii.

 

Nie wierzę, że polityków interesuje dziś dotarcie do prawdy. Interesuje ich tylko jedno – jak dokopać drugiej stronie i jak na tym skorzystać.

Załóżmy, że dziś Rosjanie przyślą nam kurierem dyplomatycznym „czarne skrzynki”. To nic nie da, bo zaraz podniesie się wrzask, że przy nich „majstrowali”. Tak samo będzie z wrakiem!

Ciekawe, że jakoś nikt nie żąda taśm z nagraniami – czyżby to było zbyt mądre dla gawiedzi?. Po co nam magnetofon? Istotne jest nagranie, a magnetofon może się przydać tylko do tego, aby potwierdzić (lub nie) jego autentyczność.

Jakoś dziwnie nikt się nie domaga danych ze skrzynki ATM – a przecież mieliśmy jej oryginał! Co z tym nagraniem parametrów lotu? Czy jest zgodne z wykresami opublikowanymi przez MAK?

A tym SZA! Czyli tak naprawdę nikomu nie chodzi o PRAWDĘ – chodzi tylko o POLITYKĘ.

 

Zarówno „Komisja”, jak i „ZESPÓŁ” szukają tego, na co otrzymały zamówienie polityczne. Ich zadanie do wykonania to: „Obciążyć tamtych, wybielić naszych”. „Obowiązującą Prawdę” się wykrzykuje, a niewygodne fakty przemilcza.

Rozumiałbym jeszcze, jeśli bronilibyśmy swego jako Państwo – wszak Holendrzy po katastrofie w Los Rodeos usiłowali dowieść, że powodem mogło być radio z transmisją meczu włączone w pomieszczeniu wieży, Szwajcarzy ze „Sky Guide” przekonywali, że nie zawalił ich kontroler obszaru, tylko baszkirscy piloci, a Francuzi po katastrofie Concorde „udowodnili”, że spowodował ją amerykański samolot.

Ale w Polsce musi być „po naszemu” - dwie frakcje się żrą między sobą o „prawdę”, a Rosjanie się spokojnie przypatrują i punktują nas bezbłędnie. Przykładem choćby sprawa tablicy p.Kurtyki – spokojnie sobie wisiała parę dobrych miesięcy, Polska czekała, że sprawa może „przyschnie”, a Rosjanie usunęli ją w najbardziej odpowiednim dla siebie momencie...

 

Prawie po roku zdecydowaliśmy się na wysłanie Rosjanom noty dyplomatycznej. Zaiste, operatywna jest ta nasza dyplomacja! A przecież miało być „wspólne śledztwo pod bezpośrednim nadzorem Premierów – Putina i Tuska” (kolejność alfabetyczna).

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka