Z kotem się nie dzieje nic złego, chorobowego, ma wszystkie łapki, oczka, jest zdrowa, nie ma chorób zakaźnych.
Ale ona ma problemy w głowie: problemy emocjonalne. Ona kocha człowieka, domaga się pieszczot, ale jednocześnie ma kosmiczny chaos z powodu pobytu w schronisku,
odebrania jej wszystkiego co znała: znanych opiekunów, kątów, poczucia bezpieczeństwa. Nagle ciach.
I tu jest Zuzi problem: ona chce pieszczot, ale boi się. Dlatego gryzie.
I jak ona ma znaleźć dom
I jak jej pomóc, by do końca swych dni nie pozostała w schronisku jako rozemocjonowana i coraz bardziej zdziczała kotka
Szukamy cierpliwego DT, który okaże jej cierpliwość, który pokaże, że człowiek nie wyrządzi jej krzywdy, który nad Zuzią popracuje i podejmie się być może ciężkiej adopcji.
Czy Zuzia ma szanse
Koteczka znalazła się w schronisku w Milanówku z powodu:
Anuk pisze:Do kociarni trafiła nowa kotka. Śliczna, młodziutka, zadbana koteczka w obróżce z dżecikami...
Oddana z powodu mającego się narodzić dziecka, które mogłaby podrapać
Jej pierwsze kontakty z wolontariuszami wyglądają tak:
KsieznaJoanna pisze:Heh to fakt, z tą dziewczyną trzeba uważać po minucie kiziania, tak się nakręca, że rzuca się na rękę jak dziki szczur i zębami i pazurami na raz. Ostatnio dziabnęła mnie przez 3 rękawy, a i tak miałam ślad na skórze za to przyzwyczajona jest, że zabiera się od niej ręce - domaga się tylko uwagi, kiedy się do niej mówi, przebywa z nią, sama się mizia o wszystko co jest wokoło -> najbardziej mnie zadziwiła, kiedy wzięła swoją własną nogę, objęła przednimi łapkami i po głowie się głaskała tą nóżką...
monikah pisze:Nowa koteczka Zuzia jest zdrowa, wysterylizowana, odrobaczona i zaszczepiona na wirusówki i wściekliznę. Testy FIV/Felv ujemne. Ma około dwóch lat i jest bardzo podobna do kosmitki-Jeżynki .
Rzeczywiście bardzo domaga się uwagi - miauczy i płacze, żeby do niej przyjść. Capnęła mnie raz, ale delikatnie, na początku głaskania. Siedziałam z nią prawie godzinę - głaskałam i bawiłam się wędką.
Wydaje mi się, że przyczyną tego gryzienia są zbyt duże emocje. Przez cały czas jak z nią byłam - chodziła, ocierała się o wszystko, wskakiwała na kolana, miauczała, potem trochę jadła, bawiła się wędką, ani na minutę nie usiadła spokojnie. Straciła poczucie bezpieczeństwa, cały czas jest sama i kiedy ktoś przychodzi, wywołuje to w niej takie emocje, że sama nie wie co ma zrobić - tak przynajmniej mi się wydaje.
Poza tym dawała subtelne znaki, kiedy miała zamiar capnąć - wtedy odwracałam jej uwagę wędką.
Koniecznie też chciała dostać się do mojej twarzy - często opierała się łapkami o moją klatkę i obwąchiwała mi twarz, włosy i ocierała się nos . Nie wiem czy ze wszystkimi tak robi - czy może zainteresowały ją moje okulary.
KsieznaJoanna pisze:Mi też koniecznie chciała się dostać do twarzy. Ale wtedy była tak "naładowana", że cały czas szykowała się jakby do skoku na twarz...więc odwracałam jej uwagę i nie próbowałam sprawdzać co Zuzia potrafi
Bardzo możliwe, że ma w sobie mnóstwo emocji i gdyby była z kimś cały czas, to nie musiałaby tak intensywnie wykorzystywać wspólnego czasu Kiedy ja z nią siedziałam, to było jakiś tydzień po jej przybyciu do schroniska i chyba mało się w tym czasie z ludźmi widziała. Można więc wytłumaczyć tę jej agresywną czułość
Anuk pisze:Jest strasznie biedna. Spragniona człowieka. Wczoraj wiele razy wchodziłam i wychodziłam z kociarni, bo trzymałam tam swoje rzeczy.
Zuzia za każdym razem domagała się uwagi.
Jak już nie było Ady, to Zuzia dosłownie wyła jak tylko wchodziłam.
Z drugiej strony, jej ugryzienia są naprawdę niezwykle bolesne
joshua_ada pisze:Cały czas o niej myślę
Od razu uprzedzam, że wszytko co napiszę, to obserwacje, próby, domysły, intuicja. Nie znam się na zachowaniach kotów w inny sposób niż tylko poprzez obserwacje (nie jestem behawiorystką itp.)
Zaczęło się od miauczenia przy wolierze, przy drzwiach. Weszłam i widząc domaganie się pieszczot głaskałam Zuzię. Zostałam najpierw lekko ugryziona, ale zaraz potem Zuzia znów domagała się pieszczot. Wróciłam więc do głaskania, ale dziabnęła mnie dość szybko i dość głęboko (włożyła w to sporą siłę, to nie było już ugryzienie ostrzegawcze). (teraz pominę chwile poza wolierą na zdezynfekowanie).
Gdy byłam poza wolierą Zuzia miauczała przy drzwiach i znów mnie prosiła. Weszłam do niej i zaczęłam spokojniej obserwować o co chodzi z tym domaganiem się pieszczot i gryzieniem.
Wg mnie Zuzia się boi. Ona nie wie czego od nas oczekiwać. Myślę, że ona ma głowie bardzo duży (!) chaos na tle tego, co się z nią dzieje i kto ją otacza. Jest spragniona pieszczot, ale też nie wie czy może zaufać, czy nie. Dwa, trzy pogłaskania, a potem boi się rąk, które głaszczą i zaczyna gryźć. Więcej mnie nie ugryzła, ale próbowała, a ja już widziałam kiedy uciec z ręką. Kiedy Zuzia czuje się zdenerwowana, od razu na grzbiecie - dosłownie na linii kręgosłupa - lekko jej się jeży futro. Nie na sztorc, nie ewidentnie, ale na tyle to widać na linii kręgosłupa, że można zdąrzyć zabrać rękę i uniknąć dziabnięcia. Pieszczoty muszą być więc ustawione wg niej a nie przez człowieka, dwa, trzy pogłaskania i dość. I dziabnięcie. Myślę, że to ten amalgamat chęci pieszczot i strach, bo nie zna nikogo oprócz swych dotychczasowcyh właścicieli (a nie wiem, czy w jej domu wszystko grało, ale o tym zaraz). Ona się boi, czegoś się w tych pieszcotach boi, najprostsze wytłumaczenie, że nas nie zna. Chętnie bynas olała (w sytuacji domowej), ale sytuacja, że jest w schronisku sprawia, że brakuje jej pieszczot i kontaktu z człowiekiem. I sama nie wie co ma zrobić. Chce kontaktu, a się jednoczesnie boi. Żeby nie pokazać strachu, od razu dziabie. Właśnie dlatego pisałam post wcześniej, że najlepszą obroną jest atak.
Najlpiej na pieszcoty reagowała wtedy, gdy nie ja podchodziłam do niej, ale ona do mnie. Pozwalałam jej wykazać inicjatywę w domaganiu się, sama właściwie - na próbę - zrezygnowałam z inicjatywy. I to zadziałało. Tzn. nadal nie była ufna w stu procentach, co jakiś czas widać było znów jeżenie się futra na grzbiecie i odruch do ugryzienia, ale znacznie rzadziej i widać było po niej, że mniej się boi tych rąk.
Natomiast najlepszym wyjściem okazało się kucnięcie i pozwalanie jej na wskakiwanie na kolana! Bardzo jej to odpowiadało. Oczywiście znów inicjatywa była po jej stronie. Sama wskakiwała i zeskakiwała z kolan kiedy chciała. I mruczała. Znów dawała się pogłaskać dwa, trzy razy i ostrzegała. Najbardziej nie lubi głaskanie, kiedy jest przodem do człowieka, kiedy widzi te ręce. Jak tylko była do mnie tyłem, to mimo iż nadstawiała się do głaskania, to nie widząc rąk i chyba nie czując się bezpiecznie, szybciej pokazywała, że chce ugryźć. Więc lepiej ją głaskać, kiedy patrzy na człowieka i na ręce, niż kiedy jest tyłem, bądź bokiem. Unikałam też wtedy intensywnego kontaktu wzrokowego, nie zupełnie, co jakiś czas spotykałyśmy się wzrokiem, ale nie patrzyłam na nią, jak to zwykle na kota. Właściwie przy kucnięciu oddałam jej ZUPEŁNIE inicjatywę, służąc jako czynnik głaszczący, ale nie wchodzący w żadną inną interakcję, nie wykazujący inicjatywy.
Bardzo jej to odpowiadało. Zeskakiwała co jakiś czas, patrzyłą z podłogi na mnie, jakby myślała co robić i za chwilę znów wskakiwała, mruczała i dawała się głaskać (tylko kilka głasków i przerwa, kilka głasków i przerwa).
Jedyne na co sobie ja pozwalałam to mówienie do niej. Mówiłam jej imię, mówiłam spokojnie "moja Zuzia", "biedna Zuzia", cmokałam, gadałam sobie z nią spokojnym głosem - prawie bez przerwy. (chyba w domu tyle z moimi nie gadam bez przerwy na szklankę wody, co z Zuzią przegadałam...) Chyba to też działało na nią uspokajająco.
No i teraz kwestia zbliżania się do ust. Ona będąc na moich kolanach wąchała moje usta, "całowała" noskiem i pyszczkiem. Wiem, że to było z mojej strony straszną głupotą i ryzykiem, ale spróbowałam. I ona zbliżając się do moich ust i twarzy w ogóle się nie jeżyła (grzbiet) i nie widać było żadnych odruchów do ugryzienia. To nie było jedno czy dwa pocałunki noskiem. Robiła to dość często, a ja do niej gadałam i cmokałam. Doszłam do wniosku, że ona czuje się wtedy bezpiecznie, w przeciwieństwie do pieszczot rękoma. Czyli strefa twarzy, ust człowieka nie stwarza dla niej żadnego zagrożenia.
Dopiero wczoraj doszłam do wniosku dlaczego, oczywiście jak wspomniałam, bez naukowych postaw, ale latami obserwacji. Koty atakują się łapami, w przeciwieństwie do psów, które startują do siebie z zębami. Koty które się ostrzegają, pacają łapami i prychają. Zębami nie robią sobie krzywdy, dopóki się nie szczepią. Pysk chyba stwarza dla nich mniejsze zagrożenie niż w świecie psów. Dlatego prawdopodobnie Zuzia nie bała się, że zrobię jej krzywdę ustami, zębami, buzią. Dlatego bez żadnych oznak ostrzegawczych cmokała mnie w usta, dotykała nosem. I to - ku naprawdę memu zdziwieniu - dość często.
Także najfajniejsze dla niej i dla mnie (bo bezpieczne dla dłoni) były pieszczoty na kolanach, ale bez mojej inicjatywy i bez intensywnego patrzenia w oczy.
Ona jest tych pieszczot bardzo spragniona. Gdy poszłam do pekińczyków, albo Dzikiej Bandy, Zuzia miauczała pod drzwiami. Dopraszała się. Aż serce się kroiło w plasterki.
{wyślę tego posta. Zaraz napiszę kolejnego}
joshua_ada pisze:ciag dalszy:
Zuzi pomoże behawiorysta. Ale najpierw Zuzia musi (i to szybko!) znaleźć dom tymczasowy!!!
Też myślałam o behawioryście, ale jak Zuzia będzie w DT. Moim zdaniem behawiorysta nic nie da, jeśli nie będzie pracy z kotką: codziennej, kilkugodzinnej, cierpliwej.
W warunkach schroniskowych po prostu nie da się takiej pracy przeprowadzić. Trzeba jak najszybciej zabrać Zuzię do domu! Potem ustawić pracę przez profesjonalistę właśnie, wg jego wskazówek. Opiekun musi być cierpliwy i zgodzić się na warunki jakie stawia Zuzia (a nie robi tego specjalnie, jest po prostu okropnie ZAGUBIONA!).
Oczywiście marzeniem byłby dom stały, ale jakoś marnie widzę szansę szybkiej adopcji kotki, która gryzie. A dom na pewno musiałby być uprzedzony o gryzieniu, w przeciwnym razie mogłoby się skończyć oddaniem kotki znowu do schroniska.
Także szukany dom tymczasowy dla Zuzi, najlepiej taki, który miałby jednak trochę czasu codziennie na pracę z kotką, na odbudowę jej zaufania i poczucia bezpieczeństwa w kontakcie z człowiekiem. W dodatku dom przygotowany na to, że adopcja może nie być łatwa niestety.
I dlatego ja to czarno widzę. Widzę naprawdę dużą tragedię kotki (miziasta Pszczółka mimo białaczki chyba miała znacznie łatwiej...) Bez szybkiego DT Zuzia może się zamknąć, zagresywnieć, zdziczeć itp. Bez codziennej pracy (na co w schronisku nie ma warunków) ona się w jakiś sposób wycofa (mniej lub bardziej agresywny). A im dłużej będzie trwało szukanie DT tym gorzej dla Zuzi i dla jej adopcji w ogóle.
Tak to widzę.
Chciałabym się mylić... Chciałabym, żeby Zuzia się otwierała, przestała gryźć, żeby jej się wszystko w głowie poukładało, żeby utrata domu, opiekunów, bezpieczeństwa aż tak na nią nie działała...
A tak Zuzia jest spragniona obecności człowieka, miauczy pod drzwiami i woła "chodź do mnie!":
Tu Zuzia ma Facebooka:
Anuk pisze:Zuzia już na naszym profilu.
http://www.facebook.com/schroniskomilan ... 00&theater
Szalony Kocie, jeśli masz chwilę czasu, to czy możesz skopiować tekst i zrobić jej wydarzenie?
Niedopieszczana, niekochana, skołowana, stęskniona pieszczot Zuzia: