Kaczyński boi się Tuska, a Tusk Kowala. Oto dlaczego PO zaproponowała debaty tylko PiS-owi, a PiS odmówiło.
Kaczyński wie, że przegra debatę z premierem. Dostał łomot w 2007 roku i od tego czasu unika konfrontacji z szefem PO jak ognia. Nikt tego nie zauważył, ale przecież PiS-owi taka bipolaryzacja by służyła, ale jednak politycy tej partii odrzucili propozycję Tuska. Dlaczego? No właśnie dlatego, że Kaczyński boi się premiera i wie, że takiej konfrontacji by nie wygrał, choć – paradoksalnie – jego partia powinna tylko zyskiwać na takim ustawieniu debaty publicznej, w której liczyłyby się tylko dwie partie. I dlatego dał dyla.
A dlaczego Tusk proponuje tę debatę tylko Kaczyńskiemu? Bo go świetnie zna, ma go rozpracowanego i wie, gdzie uderzyć. To dla niego słaby przeciwnik, rozpoznany, przewidywalny. Zupełnie inaczej mogłaby wyglądać debata na przekład z Kowalem. Gdyby premier zgodził się na taki pojedynek, to jego wynik nie byłby jasny. Bo szef PJN jest dla Tuska nie do przewidzenia i nie do ogrania. I dlatego nie będzie się chciał zmierzyć z euro deputowanym. Pomimo tego, że mógłbym poprosić Pawła, żeby przy premierze, który ani me, ani be, ani kukuryku w językach, nasz szef nie mówił po angielsku i po rosyjsku (którymi nieźle włada). I żeby doktor historii Kowal, nie zadawał zbyt dociekliwych pytań magistrowi historii Tuskowi. I żeby nie chwalił się tym, co w życiu dokonał poza polityką.
To jak, Panie Premierze. Ciągle będzie się Pan wyżywał na tym biednym Kaczyńskim? Czy też jednak będzie Pan miał odwagę powalczyć z tymi, których Pan wcześniej nie poharatał tak boleśnie? Wybrał Pan sobie, paradoksalnie, najsłabszego. Pojedynek z Kowalem, ale także z Pawlakiem czy Napieralskim, nie gwarantuje Panu takiego komfortu, jak walenie w klatkę, w której zamknął się Kaczyński. Od szefa PiS może Pan tylko usłyszeć donośny ryk. Od Kowala dostałby Pan łomot.
