piątek, 9 marca 2018

99. "The rule of nature!", czyli opowieść o maszynie do zabijania i pewnym bardzo mądrym wilku 18+ ("Metal Gear Rising: Revengeance")

Obiecałam, że będę miała dla Was coś szczególnego i dotrzymuję słowa - oto pierwsza recenzja gry, która nie ma niczego wspólnego ani z otome, ani visual novelkami, a mimo to jej przechodzenie sprawiło mi niemalże tyle samo radości. Czas zatem wziąć miecz, wskoczyć na motocykl i wymierzyć sprawiedliwość paru terrorystom!


Uwielbiam serię Metal Gear. To taki miks fajnej (i baaardzo rozbudowanej) fabuły, skradania się, ciekawych postaci, pomysłowych walk z bossami i wyjątkowo absurdalnego poczucia humoru. Hideo Kojima potrafi to, czego w branży gier nie udało się do tej pory osiągnąć chyba nikomu - opowiadać wzruszające i dające do myślenia historie bez patosu czy wymuszonego nastroju, za to z humorem godnym uśmiechniętego bullteriera i mistrzowskim burzeniem czwartej ściany. Jego gry bywają dziwne i nieraz sprawiają, że gracz ma ochotę krzyknąć: "Co tu się odjebananiło?!", a mimo to człowiek chętnie do nich powraca, kocha bohaterów i z wypiekami na twarzy śledzi ich losy - często tak zawiłe, że chowają się przy nich wszystkie brazylijskie telenowele razem wzięte. To produkcje świetnie wyważone i dające graczowi ogromną dawkę przyjemności bazującej na bardzo prostych założeniach, ale udekorowanej geniuszem twórcy, który sprzedaje opowieść jak mało kto.

"Metal Gear Rising: Revengeance" to spin-off serii opowiadający o dalszych losach jednego z bohaterów, zamkniętego w egzoszkielecie zabójcy Raidena. Możecie teraz pomyśleć sobie: "Ok, nie czytam dalej, bo nie grałam w poprzednie części", ale nie musicie się martwić - to jeden z tych tytułów, po które możecie sięgnąć bez konieczności znania fabuły innych części serii. Oczywiście, jeśli spotkałyście Raidena wcześniej, to jego opowieść nabierze głębi, ale i bez tego będziecie rozumieć wydarzenia i brać w nich aktywny udział. Osobiście nigdy za Raidenem zbytnio nie przepadałam: z jednej strony wzruszała mnie jego historia (dziecko szkolone do roli maszynki do zabijania), ale z drugiej niespecjalnie lubiłam to, jak został przedstawiony: trochę ciamajda, trochę pantoflarz, trochę piękny młodzieniec, którego wszyscy mylą z kobietą. Kojima chyba też musiał to zauważyć, bo zrobił z niego należyty użytek w części czwartej, w której Raiden pojawił się w roli cyborga-zabójcy walczącego z trudną przeszłością i pragnącego zaakceptować teraźniejszość. Uwielbiałam jego przemianę wewnętrzną i dosyć realistycznie przedstawione dylematy moralne osoby po ciężkich przejściach. Nic zatem dziwnego, że do nowszego "Metal Gear: Rising" podchodziłam trochę jak pies do jeża, mając wrażenie, że twórcy zepsują postać, którą dopiero co zaczęłam uważać za naprawdę nieźle skonstruowaną.



Zacznijmy jednak od początku: na początku gry dołączamy do konwoju ochraniającego afrykańskiego prezydenta N'Mani. Konwój zostaje zaatakowany przez organizację terrorystyczną Desperado Enforcement, której członkom udaje się uprowadzić prezydenta. Ruszamy w pościg, wybijając po drodze zastępy wrogów i przekonując się, że na ich czele stoi między innymi nasz dobry znajomy z przeszłości, Samuel Rodriguez, noszący uroczy przydomek "Jetstream Sam". Bohatersko stajemy mu naprzeciw, ale nie jesteśmy w stanie podnieść miecza na kogoś, kto był nam w jakiś sposób bliski - Sam wykorzystuje to i pozbawia nas oka i lewego ramienia, a inny z terrorystów, Sundowner, uśmierca na naszych oczach tego, kogo zobowiązaliśmy się bronić.

Na szczęście nie jest łatwo zabić cyborga i po gruntownym podkręceniu naszych możliwości przez organizację Maverick powracamy do gry w zupełnie nowej odsłonie, poprzysięgając zemstę. Brzmi jak fabuła prosta jak konstrukcja cepa, ale bardzo szybko uświadamiamy sobie, że nic nie jest takie, jakim się wydaje, i że z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej uświadamiamy sobie, jak bardzo cienka linia oddziela bycie zwierzyną od bycia myśliwym. Eksperymenty na ludziach, korupcja, poświęcanie jednostek dla dobra ogółu, bunt wobec autorytetów, przemoc w służbie pokoju nie zawsze proste i oczywiste zasady rządzące światem polityki - to tylko jedne z kilku ważnych problemów, które stają nam na drodze i są równie silne, co napotykani przez nas wrogowie.

Sama rozgrywka to znakomite połączenie skradanki ze slasherem, ale myli się ktoś, kto sądzi, że "Metal Gear Rising" przechodzi się na pałę. To gra wymagająca sprytu, cierpliwości i małpiej zręczności, uczenia się mechanik bossów i umiejętnego oceniania, kiedy lepiej w ogóle nie mieszać się do walki. Kiedy już jednak do starcia dojdzie, to jest to najbardziej miodna rozwałka, jaką można sobie wyobrazić: krew tryska litrami, wrogowie tracą kończyny lub są ćwiartowani na małe kawałeczki, a jeśli umiejętnie rozpłatamy ich ciało, mogą posłużyć nam częściami potrzebnymi do odzyskania zdrowia i staminy. W wędrówce towarzyszy nam cyniczny robot-wilk, który świetnie sprawdza się jako zwiadowca i... nigdy nie śmieje się z naszych żartów.


Jednak prawdziwą siłą gry jest jej bardzo Kojimowy klimat. Raiden przypomina rasowego badassa, który posiada kotka o imieniu Mruczek. Z jednej strony to niezwykle okrutny zabójca, który nie cofnie się przed niczym, a z drugiej potrzebujący akceptacji facet z syndromem stania w dzieciństwie na bramce. Moim zdaniem wypada o wiele naturalniej niż w innych odsłonach serii i naprawdę bardzo, bardzo go polubiłam. Inni bohaterowie również dają się lubić, chociaż jestem trochę zawiedziona płytko przedstawionymi antagonistami, o których chętnie dowiedziałabym się więcej. Zawiodła mnie również długość gry - przejście jej zajmuje około 20 godzin i chociaż rozumiem, że założeniem twórców było powracanie gracza na różnych poziomach trudności, to odczułam potężny niedosyt.  Do plusów zaliczyłabym natomiast naprawdę świetne i naturalne brzmiące dialogi (rzadko zdarza mi się, żebym podczas gry głośno śmiała się z gagów), choć jeśli macie wrażliwe uszy, może Was zaboleć nieprzyzwoita wręcz ilość przekleństw i wulgaryzmów. Ze względu na nie i dużą ilość przemocy tytuł przeznaczony jest dla osób, które ukończyły 18 rok życia. Nie znajdziecie w nim jednak scen seksu ani golizny, nie licząc może kilku zabawnych easter eggów.

"Metal Gear Rising" nie jest grą dla każdego, ale mi zapewnił ogromną ilość frajdy i jedynie potwierdził moją miłość do geniuszu Kojimy. Jeśli Was również naszła ochota na wymierzenie sprawiedliwości przy pomocy katany, możecie za 107 złotych zakupić grę na platformie Steam. Jeśli natomiast nadal nie możecie się zdecydować, obejrzyjcie i wsłuchajcie się w poniższy trailer:


Na koniec ważna informacja: ponieważ osoba, która wygrała grę "Hakuoki: Kyoto Winds", nie zgłosiła się po odbiór swojej nagrody, losowanie zostało przeprowadzone ponownie. Dwunastu przystojnych samurajów wędruje do Pictorial! Gratuluję i zapraszam do kontaktu mailowego (kocham.gry.otome@gmail.com), a gra powędruje w Twoje łapki.

8 komentarzy:

  1. Szczerze to nie spodziewałam się akurat MG co mnie zaskoczyło. Jako wielka fanka tego uniwersum, która nieliczna ze znajomych ogarnia całą fabułę, muszę przyznać, że MGR Revengeance jest bardzo dobre jako ciekawe dopowiedzenie o postaci właśnie Raidena, jedbak trochę boli cena, bo grę przeszłam w 25 godzin przy wysokim poziomie trudności i zaglądaniu w każdy kąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam kolejną fankę! Masz rację - czas gdy potrafi być rozczarowujący, ale ta gra w założeniu miała być farmą do robienia osiągnięć i nic na to nie poradzimy. Ja wiem, że kiedyś na pewno do niej wrócę.

      Usuń
  2. Raiden nie przekonywał mnie w MGS-ach i tak jest też i tutaj. Tak - jest absolutnym badassem ale mam wrażenie, że zamiast niego można by wstawić dowolnego cyborga-zabójce i nie byłoby większej różnicy. Z drugiej strony grało mi się w to całkiem przyjemnie...ale Kojima naprawdę powinien odstawić dragi bo czasem jego wizje są mocno przegięte ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Duzo slyszlam o tej grze, moj brat bardzo ja chce (no coz nie ten komputer na taka gre XD). Jedynie gralam MG 3 ale nistety plyta zacina mi sie w jednym momencie. Probowalam wszystkiego ale nic z tego, a tak bardzo chcialam skonczylam gre ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. No tego się nie spodziewałam! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Raz dwa trzy test test

    OdpowiedzUsuń