poniedziałek, 22 stycznia 2018

92. Piękny i Bestia w jednym, czyli opowieść o Sananie i miłości o zapachu absyntu ("Hakuoki: Kyoto Winds")

But there's a hope that's waiting for you in the dark
You should know you're beautiful just the way you are
And you don't have to change a thing
The world could change its heart
No scars to your beautiful
Alessia Cara

Wiem, że od czasu napisania mojej ostatniej opinii minęło niewiele czasu, ale po prostu muszę podzielić się z Wami ostatnią poznaną przez siebie historią. Przyznam szczerze, że po wątku Yamazakiego i Saito obawiałam się nieco, że moja początkowo bardzo optymistyczna o "Hakuoki" mogła zostać wystawiona nieco na wyrost i może po prostu miałam szczęście, rozpoczynają swoją przygodę z samurajami od charakternego Okity i władczego Hijikaty.

Na szczęście tak się nie stało.


Keisuke Sanan pojawia się już na samym początku i towarzyszy nam we wszystkich wątkach, stanowiąc ważny element opowieści. Piastuje urząd pułkownika i miejscowego medyka, ciesząc się powszechnym szacunkiem ze strony swoich podwładnych. Jest jedną z pierwszych osób, które mówią nam, żebyśmy nie bały się członków Shinsengumi, i wyraźnie wstawia się za nami, twierdząc, że samurajom nie przyjdzie nic dobrego z podjęcia decyzji o odebraniu nam życia. Sprawia wrażenie mężczyzny bardzo miłego i uprzejmego, ale jego delikatny, spokojny i pozbawiony emocji głos budzi instynktowny niepokój. Szybko zresztą przekonujemy się, że nie jesteśmy w tym uczuciu odosobnione, ponieważ sam Hijikata - zwany przecież Demonem Shinsengumi - zdradza nam, że to właśnie Sanana powinnyśmy obawiać się najbardziej. I nie ma w jego słowach ani odrobiny przesady.

Nie mija wiele czasu, a Sanan zostaje poważnie ranny. Udaje mu się z tego wylizać, ale jego ręka pozostaje niesprawna. Dla samuraja niemożność utrzymania miecza to nie tylko ogromna ujma na honorze, ale właściwie odebrany cały sens dotychczasowego życia. Nawet jeśli wszyscy wokół zdają się ten fakt akceptować i dawać mu do zrozumienia, że nadal darzą go szacunkiem, jest to dla niego jak wyrok gorszy niż śmierć. Sanan jest osobą bardzo zaangażowaną w sprawy Shinsengumi i podporządkowaną rozkazom szogunatu - nic zatem dziwnego, że traktuje swoją niepełnosprawność jak karę za najgorszy i najbardziej godny potępienia grzech. Nie rozpacza jednak w taki sposób, jak Okita, głośno dając wszystkim znać o odczuwanym przez siebie bólu. Jest opanowany i spokojny, i nadal stara się trzymać fason, chociaż widać wyraźnie, że myśli o sobie jak o piątym kole u wozu. W zaakceptowaniu nowego stanu rzeczy nie pomaga mu Itou, który z gracją godną szczwanego lisa wbija mu bardzo ostre szpile tam, gdzie najbardziej boi. Z czasem Sanana zaczyna ogarniać coraz większa rozpacz i bezsilność, szczególnie kiedy widzi, jak jego dawni towarzysze walki udają się na coraz to nowsze misje. Nie traci głowy na karku i nadal z poświęceniem spełnia swoje obowiązki, zarządzając podwładnymi i dbając o bezpieczeństwo siedziby Shinsengumi, ale nie jest już tym samym Sananem, który dawał nam poczucie bezpieczeństwa, kiedy znajdowałyśmy się o włos od śmierci. Każda z Was na pewno słyszała o kimś, kto wskutek nękania odebrał sobie życie. Być może niejednokrotnie myślałyście sobie: "Ja na pewno nie zabiłabym się z takiego powodu, przecież to głupie, ten ktoś na pewno był zwyczajnie przewrażliwiony". Tymczasem do podobnych czynów popycha często krzywda doświadczana przez długi czas. Człowiek jest w stanie przystosować się psychicznie do odczuwania wielkiego bólu, ale nie jest niezniszczalny - czasami do tragedii prowadzi maleńka kropla, która przelewa przepełnioną łzami czarę goryczy. Podobnie jest w przypadku Sanana - ze względu na niepełnosprawność i wzmagającą się bezsilność jego poczucie wartości spadło tak nisko, że postanowił sięgnąć po ostateczność - Wodę Życia. Staje się w ten sposób pierwszą postacią, która przemienia się w Furię.



Głupcem byłby natomiast ktoś, kto sądziłby, że mężczyzna podjął tę decyzję jedynie pod wpływem wyjątkowo negatywnych emocji. Okazuje się, że pułkownik doskonale przygotował się do swojej przemiany, prowadząc badania nad Wodą Życia i jej składem, a następnie nad ulepszaniem proporcji poszczególnych składników, żeby w jak największym stopniu zredukować utratę człowieczeństwa. Jak zapewne pamiętacie z mojego pierwszego wpisu dotyczącego gry, Woda Życia jest substancją alchemiczną, która po wypiciu ofiarowuje człowiekowi zdolność do szybkiej regeneracji zdrowia (Furia może zginąć jedynie po odcięciu głowy lub ciosie zadanym prosto w serce), a także ogromną siłę i zwinność. Czyni go nadczłowiekiem, jednocześnie mu to człowieczeństwo odbierając i zamieniając w żądne krwi zwierzę. Z tego również powodu praktyką Shinsengumi stało się podawanie Wody Życia samurajom, którzy złamali kodeks i w ten sposób mogli dostąpić wątpliwej łaski odroczonego samobójstwa. Sanan nie był ani śmiertelnie ranny, żeby musieć ratować się wypijaniem mikstury, ani niczym nie zawinił, żeby musieć ponosić karę. Postawił wszystko na jedną kartę, wiedząc, że Woda Życia uleczy jego chore ramię. Niestety, opracowanemu przez niego składowi eliksiru daleko było do ideału i nie wszystko poszło zgodnie z planem. Pech chciał, że wypił go na naszych oczach i niemalże natychmiast poczuł, że podjął najgorszą decyzję swojego życia. Z początku próbował ostrzec nas, że "to się zbliża" i powinnyśmy jak najszybciej uciec, a kiedy odmawiamy, rzuca się na nas z żądzą mordu w oczach, ostatkiem sił błagając, byśmy go zabiły. Sięga nawet po nasze kodachi, zamierzając samodzielnie ze sobą skończyć, ale po chwili traci przytomność i opada z sił. Na miejscu szybko znajdują się inni członkowie Shinsengumi i zabierają pułkownika, nie wiedząc, czy mężczyzna w ogóle przeżyje i czy po odzyskaniu przez niego świadomości nie będą musieli go zabić.

Na szczęście organizm Sanana radzi sobie ze zmianami i w zasadzie jedyną doskwierającą mu fizyczną niedogodnością jest większa wrażliwość na światło słoneczne. Zawsze, ilekroć rozmawiamy z nim za dnia, możemy wyraźnie wyczuć, że mówi wolno i z wysiłkiem, zupełnie jakby był zmęczony. Takich okazji nie mamy jednak wiele, ponieważ oficjalnie Sanan zostaje uznany za martwego. Istnienie Furii jest największa tajemnicą Shinsengumi i nikt nie chce ryzykować jej wyjścia na jaw, szczególnie w obecności węszącego wokół jak lis Itou. Tragizm postaci pułkownika nie polega jednak na tym, że stał się kimś zupełnie innym, ale na tym, że zmiana uleczyła jedynie jego ramię, zapominając o jego wnętrzu. Mężczyzna nadal prowadzi badania nad Wodą Życia, dodatkowo dowodząc Oddziałem Furii i aktywnie włączając się w walkę Shinsengumi przeciwko demonom, ale jednocześnie myśli o sobie jako o potworze. Nie jest to zresztą dalekie od prawdy, bowiem na polu bitwy wskutek żądzy krwi zamienia się w bezwzględnego zabójcę, który swoim okrucieństwem zraża do siebie resztą kapitanów.


Nasz bohater posiada bardzo silną potrzebę bycia zaakceptowanym i zrozumianym przez innych. Kiedy wybucha wojna, mężczyzna przeczuwa, że oddziały Shinsengumi zostaną zdziesiątkowane przez znacznie lepiej uzbrojonego wroga. Z tego też powodu uważa istnienie Furii za konieczność, a każdemu z kapitanów ofiarowuje osobliwy prezent - fiolkę Wody Życia, do wypicia "tak na wszelki wypadek". Zmusza do jej wypicia również umierającego Heisuke, któremu pomaga później przejść przez związany z przeobrażeniem ból. I chociaż jako człowiek miewa problem z zaakceptowaniem swojej nowej natury, o tyle w otoczeniu demonów jest z niej wręcz dumny. Kazama przy każdej możliwej okazji powtarza Sananowi, że jest zerem i jedynie kopią prawdziwej potęgi demona, ale mężczyzna nie daje się sprowokować. W końcu jest pułkownikiem Shinsengumi i służy szogunatowi bez względu na to wszystko.

Jednak tym, co czyni tę postać wyjątkową, nie wcale jej nieszczęśliwy i naznaczony osobistą tragedią los, ale fakt, że wchodzi z nami bardzo specyficzną relację. To bohater, który nie jest wcale typem niekochanego i wymagającego przytulenia misia - raczej niedźwiedzia, który oprócz miękkiego futra posiada również ostre zęby. Wspomniałam już, że potrafi wzbudzić niepokój. Po przemianie ten niepokój przemienia się miejscami w autentyczny strach i rozgrywając ten wątek, czułam się podobnie jak w przypadku Tomy z "Amnesii", niejednokrotnie mając ochotę krzyknąć do protagonistki: "Uciekaj!". Kiedy Sanan dowiaduje się, że jesteśmy czystej krwi demonem, próbuje pozyskać naszą krew do swoich badań i jest wyjątkowo odporny na słowo "nie". Bywa też, że kiedy myślimy, że udało nam się go ujarzmić i ugłaskać, wymyka się nam i kręci wokół nas jak drapieżnik, który jedynie czyha, kiedy będzie mógł rzucić się na swoją ofiarę. To bardzo ciekawe, ponieważ z drugiej strony jest jest wszędzie, gdzie go potrzebujemy, i jeśli coś nam grozi, nie baczy nawet na stojące w zenicie słońce. Widzi w nas powierniczkę swoich tajemnic i jedyną osobę, która naprawdę stara się go zaakceptować i zrozumieć. Poza tym obiecał, że będzie nas chronił, a słowo samuraja jest silniejsze niż bijące we wnętrzu serce bestii. Kiedy nie ma morderczych zapędów i nie odczuwa nagłej potrzeby powiększania wiedzy naszym kosztem, przemienia się w najdelikatniejszego i posiadającego największe wyczucie mężczyznę na świecie. W porównaniu z Sananem reszta Shinsengumi jest nieco (lub bardzo) nieokrzesana. Przy nich nasz drogi pułkownik jest prawdziwym dżentelmenem, odznaczającym się uprzejmością i niezwykłym taktem. Podobnie jak Hijikata traktuje nas z pewnym dystansem, zwracając uwagę na dzielącą nas różnicę wieku i dostrzegając w nas raczej dziecko niż kobietę, ale jednocześnie przejawia wobec nas ogromną opiekuńczość i troskliwość. To stoi w opozycji do posiadanej przez niego natury Furii, co czyni z niego postać jeszcze bardziej kontrastową.


Przyznam szczerze, że bardzo, naprawdę bardzo obawiałam się tego, jak zostanie poprowadzona postać Kazama. W oryginalnej wersji gry nie posiadał on bowiem własnego wątku i bałam się, że w "Kyoto Winds" zostanie potraktowany jak równie po macoszemu, co wątek Yamazakiego. Na szczęście okazało się, że moje obawy były płonne. Dawno, naprawdę dawno już nie miałam przyjemności ogrywania wątku, który wciągnąłby mnie tak bardzo, że nie mogłabym przez niego spać. Opowieść Sanana to mały majstersztyk snucia opowieści, w którym wszystko jest na swoim miejscu i zostało podane w odpowiednich proporcjach. Sama jego postać została nakreślona po mistrzowsku i pozwala nam nie tylko jej współczuć, ale również autentycznie wczuć się w jej sytuację.

Co jednak ciekawe i najsmutniejsze zarazem, Sanan... praktycznie nie ma fanek. Znam wiele graczek, które uwielbiają Hijikatę, Kazamę, Saito, Haradę, Heisuke czy nawet Shinpachiego, a Sanan zostaje na samym końcu. A szkoda, bo uważam, że jego opowieść jest jedną z najlepszych w grach otome ever i gorąco zachęcam Was do jej poznania. Piłyście kiedyś absynt? Pełną goryczy Zieloną Wróżkę, która staje się do zniesienia jedynie po przelaniu jej przez kostkę cukru? Wąchałyście włosy mężczyzny pachnące piołunem, frezją i anyżem? Jeśli tak, to wiecie już, co Was czeka. Upijecie się tą historią.

7 komentarzy:

  1. W końcu znalazłem tę grę. Długo jej szukałem, ale nie pamiętałem jej nazwy tylko grafikę. Super, dzięki wielkie! Zabieram się do gry!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, mężczyzna lubiący otome! Rzadko spotykany widok.

      Usuń
  2. Tak bardzo mnie cieszy, że podobał ci się Sanan! Jako jego namiętna fanka każdego dnia ubolewam, jak bardzo ignorowany/nienawidzony jest przez większość graczy.
    Twoja recenzja dała mi w sumie do myślenia, bo zdałam sobie sprawę, że bardzo mało osób zwraca uwagę na psychiczne problemy Sanana, które są podstawą wszystkiego, co później się z nim dzieje, nawet kiedy jest już w stanie na powrót machać mieczem. Może taka interpretacja jego postaci, bez odrobiny empatii dla jego skomplikowanej psychiki, jest powodem dla którego nie wydaje się interesujący...?
    Cóż, mam nadzieję, że Edo Blossoms bardziej dobitnie pokaże wszystkim "hej, to jest dobra postać!". Po CG, które widziałam, mam bardzo dużo wiary, że tak się stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że głównym powodem braku popularności Sanana jest to, że nie pasuje do serwowanych w grach otome schematów. Ani to yandere, ani tsundere, ani typ niegrzecznego chłopca (Okita), ani przełożonego (Hijikata), ani czułego starszego brata (Harada), ani tajemniczego milczka (Saito). Ośmielę się również stwierdzić, że Sanana jest w stanie docenić ktoś, kto sam w swoim życiu już beczkę soli zjadł i potrafi zrozumieć motywy jego postępowania, patrzeć trochę szerzej i dalej, poza stereotypowe wyobrażenia o idealnym mężczyźnie. Sanan jest bardzo silny, odważny, konsekwentny, troskliwy i czuły, tylko żeby to sobie uświadomić, trzeba zaakceptować też to, że ma prawo do słabości. Dla mnie jako bohater wypada bardzo naturalnie i może właśnie dlatego nie jest zbyt popularny.

      Usuń
  3. To zdecydowanie najciekawsza ścieżka z Hakuoki, o jakiej tu czytałam i przyznam się bez bicia, że nawet nabrałam ochoty na przeczytanie całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie. Dla mnie jest niemal tak dobrze napisana, jak ścieżka Hanzo z "Nightshade".

      Usuń