sobota, 21 lipca 2018

116. Bida z nędzą, czyli Edycja Kolekcjonerska "Hakuoki: Kyoto Winds" na Steamie

Otrzymałam parę maili z zapytaniem, czy warto inwestować w Deluxe Edition "Hakuoki: Kyoto Winds" na Steamie i czy dodatkowa zawartość jest porównywalna z tą z fizycznej Edycji Kolekcjonerskiej. Ci, którzy chcieli jedynie zaspokoić swój głód wiedzy, znajdą odpowiedź już w tytule tego wpisu. Chcących znać szczegóły zapraszam do dalszej lektury.

Jeśli natomiast ktoś byłby zainteresowany Edycją Kolekcjonerską, niech zerknie tutaj: http://tiny.pl/gs15t


Deluxe Edition zawiera dwa artbooki w wersji cyfrowej, soundtrack, tapety na pulpit i telefon, a także DLC zatytułowane "Wind Treasure Box" z dodatkowymi scenariuszami do rozegrania. Całość (bez gry) kosztuje około 47 złotych.

Pierwszą rzeczą, która negatywnie mnie zaskoczyła, jest fakt, że artbooki są znacznie okrojone w porównaniu z artbookiem fizycznym. Nie znajdziemy w nich żadnych informacji ani metryczek bohaterów, jedynie szkice koncepcyjne i ilustracje z gry. Obejrzeć to można, nawet z przyjemnością, ale czegoś ewidentnie tutaj brakuje.

Soundtrack otrzymujemy w formie plików mp3 (dorzucono nawet grafikę z oryginalnej okładki płyty!) i jest to jedyna zawartość Deluxe Edition, z której jestem zadowolona i do której nie mam zastrzeżeń. Jeśli komuś podoba się muzyka z gry i chciałby móc wszędzie ją ze sobą zabrać, a przy tym wesprzeć finansowo twórców i wydawców, może skusić się na zakup takiej "cegiełki".

Tapety na telefon to zupełnie inna para kaloszy. Otrzymujemy po jednej z każdym panem, w dodatku grafika jest po prostu wycięta z ilustracji z gry (serio? Oczekiwałabym przynajmniej czegoś, czego naprawdę nie da się zdobyć w inny sposób). Dostajemy też cztery tapety na pulpit z oryginalnymi grafikami, ale również im daleko brakuje do finezji tego, co możemy znaleźć w sieci. Osobiście żadnej z nich nigdy nie użyłam, mimo że samurajowie z Shinsengumi regularnie na moim pulpicie goszczą.

Natomiast DLC było chyba najszybciej kleconym na kolanie dodatkiem do gry otome ever. "Wind Treasure Box" zawiera dodatkowe sceny z paroma chyba losowo wybranymi postaciami (inaczej nie potrafię wytłumaczyć sobie faktu, że zabrakło w nich Hijikaty, Okity i Kazamy, za to znalazło się miejsce dla Iby i Yamazakiego). Same sceny nie zawierają dodatkowych ilustracji i z zegarkiem w ręku można przejść każdą z nich... w pięć minut. Serio. Pięć minut. W tak krótkim czasie nie da się opowiedzieć niczego konkretnego, w związku z czym zawarte w DLC "historie" to tak naprawdę pieprzenie o niczym. To boli tym bardziej, że doskonale wiem, jak świetny scenariusz otrzymała właściwa część gry, więc to wcale nie jest tak, że pastwię się nad ludźmi, którzy nie potrafili napisać tego lepiej. "Wind Treasure Box" to w mojej opinii najgorsza część całego Deluxe Edition, bo jedynie pokazuje, że kupony można odcinać nawet od gry otome. Zdaję sobie sprawę z tego, że osobno ta wątpliwa przyjemność kosztuje tyle, co paczka fajek na bazarze, ale sto razy bardziej wolałabym zapłacić trzy razy więcej i otrzymać pełnoprawny dodatek.

Swoje wrażenia z poszczególnych wątków zamieszczam poniżej.

Autorką grafiki jest Pinkbear (pinkbear0711.deviantart.com)

Saito Hajime

Po upojnej (dosłownie i w przenośni) nocy w Dzielnicy Czerwonych Latarni, samurajowie z Shinsengumi cierpią na niewyobrażalnego kaca. Saito, który najwidoczniej z nimi tam nie był, bo akurat polerował swój miecz (bez skojarzeń), wyciągnął najkrótszą zapałkę i został wysłany po żarcie. Decydujemy się mu towarzyszyć i po zakupie potrzebnych składników na obiad, dostrzegamy jeszcze sprzedawcę tofu. Twierdzimy, że Saito przecież uwielbia tofu, więc musimy mu je kupić (bo przecież jest zbyt przystojny, żeby nie). W drodze powrotnej biedak pyta nas, skąd wiemy, że lubi tofu, więc zdradzamy mu sekret naszej supermocy: zauważyłyśmy bowiem, że jak w menu na dany dzień jest tofu, to Saito częściej się uśmiecha! Młodzieniec jest naszym wyznaniem tak poruszony, że postanawia nam pomóc w kuchni (którą widzimy po raz pierwszy na oczy), gdzie nadze dłonie się stykają, w tle rozbrzmiewa muzyka z "Titanika", a nasze usta... A nie, to już koniec.

Morał: Jak ukochany przez Was facet uśmiecha się na widok kaszanki, to już wiecie, że jest Wasz.


Sanosuke Harada

Znowu Dzielnica Czerwonych Latarni. Tym razem wybieramy się na regularną popijawę i opuszczamy ją przed czasem, pozostawiając Heisuke i Shinpachiego na pastwę losu. Kiedy wracamy z Haradą do siedziby Shinsengumi, jako jego troskliwa przyszła żona zamartwiamy się, czy przypadkiem nie chciałby jednak zostać i napruć się w trzy dupy jak na samurajskiego alkoholika przystało. Harada twierdzi, że w sumie nie ma nic przeciwko temu, aby OD CZASU DO CZASU porzucić karton Amareny na rzecz odprowadzenia nas do domu. Przez chwilę idziemy w milczeniu, ale pewna myśl nie daje nam spokoju. W końcu wypowiadamy ją na głos i pytamy się Harady, o czym rozmawiał podczas biesiady z pewną geiko (NIE gejszą! Akcja dzieje się w Kioto, więc obowiązuje inne nazewnictwo - minus dla tłumacza za brak researchu). Przyparty do muru wyznaje, że piękność z domu rozpusty zapytała go o to, jakie kobiety lubi, więc postanawiamy iść za ciosem i również zadajemy to pytanie. Oczywiście odpowiedź: "Musi mieć fajną dupę, fajne cycki i być nawet fajna z ryja" w grze otome raczej nie przejdzie, więc mężczyzna twierdzi, że musi być przede wszystkim uczciwa. Następnie zadaje nam pytanie odnośnie naszych preferencji względem mężczyzn. Tutaj odpowiedź: "180 cm na 20 cm" też nie ma racji bytu, więc odpowiadamy, że musi być silny i empatyczny. Harada stwierdza, że sądził, że powiemy, że ma to być ktoś bogaty i atrakcyjny (halo, kolego, myśmy się nie poznali wczoraj!) i zdradza, że w sumie to on pasuje do naszego opisu i bardzo się z tego powodu cieszy. Oczywiście solennie go za to przepraszamy.

Morał: Jeśli Wasz ideał to wysoki brunet, to macie problem.


Toudou Heisuke

Akcja historii rozgrywa się na miesiąc po wydarzeniach w karczmie Ikeda, kiedy szukamy Heisuke, aby zaaplikować mu maść (na ból dupy). Znajdujemy go na dziedzińcu i na nasz widok chłopak reaguje tak, jakbyśmy go nakryły na robieniu brzydkich rzeczy. Następnie przez parę minut próbujemy mu wytłumaczyć, że musimy go posmarować i koniecznie musimy zrobić to same, a on wymiguje się i twierdzi, że nie musi, nie chce i jakby coś, to chce zrobić to sam (BOŻE...). Ostatecznie dzięki naszemu uporowi pokazuje nam swoją ranę, robimy co trzeba, twierdzi, że maść śmierdzi (aloes akurat bardzo ładnie pachnie, idioto!) i w ogóle wzdryga się jak dziecko przy szczepionce (Heisuke, przypominam, że jesteś samurajem...), a kiedy jest po wszystkim, otrzymuje od nas pochwałę, cukierka i naklejkę z napisem "Dzielny pacjent". W odpowiedzi marudzi, że nie powinnyśmy traktować go jak dziecko, że jest starszy i w ogóle, po czym zabiera cukierka i całego pakuje sobie do ust, a następnie idzie na patrol jak gdyby nigdy nic.

Morał: Maść na ból dupy aplikujemy siłą.


Nagakura Shinpachi

Krótka piłka: zamiatamy dziedziniec, przychodzi Shinpachi, mówi, że jest jakiś festiwal, my odpowiadamy, że musimy pozamiatać, on odpowiada, że możemy jutro, po czym porywa nas na miasto. Tam rozwodzi się nad tym, jak to w Edo napruł się z Heisuke i Haradą w trzy dupy, a my podziwiamy wszystkie ładniej ubrane kobiety od nas (co nie jest trudne, bo przecież nosimy się jak facet). Shinpachi w sumie twierdzi, że mógłby nam kupić coś kobiecego do ubrania, ale zapomniał, więc sorry. W zamian zabiera nas na stoisko ze słodyczami i zamawia deser w kształcie tygrysa, a my w kształcie króliczka. Po otrzymaniu zamówienia marudzi, że nasz króliczek jest ładniejszy - po udobruchaniu mięśniaka nareszcie mamy spokój i możemy skupić się na podziwianiu festiwalu.

Morał: Faceci lubią króliczki. Po prostu. Tego nie przeskoczycie.


Susumu Yamazaki

Siedzimy w swoim pokoju i zajmujemy się szyciem, kiedy puka Yamazaki i prosi o chwilę rozmowy na temat stanu zdrowia wojowników Shinsengumi. Pozwalamy mu wejść i kiedy dostrzega, jak wiele kimon musimy załatać, zapomina o ciężko chorych kolegach i postanawia nam pomóc. Oczywiście kłuje się w paluszek, po czym stwierdza, że w sumie to on nie umie w szycie. Przepraszamy Yamazakiego za to, że ma dwie lewe ręce, i dziękujemy mu za niewyobrażalną pomoc, jaką od niego otrzymałyśmy. Następnie mężczyzna chwali nas za to, że jesteśmy takie utalentowane i w ogóle, i mówi, że jest to bardzo kobiece w jego oczach, po czym przeprasza, a następnie my przepraszamy jego (tylko chyba nikt tak naprawdę nie wie, za co) i Yamazaki pali buraka. W końcu jednak przechodzi do rzeczy, dla której do nas przyszedł, i rozmawia z nami o chorych towarzyszach miecza, z których połowa zapewne zdążyła w tym czasie umrzeć.

Morał: To tylko gra. Nie łudźcie się, że na świecie istnieją faceci, którzy bezinteresownie pomogą Wam z robotą. Jakąkolwiek.


Hachiro Iba

Spacerujemy sobie z Ibą, kiedy nagle dostrzegamy zebrany na uboczu tłum gapiów i kolejkę jak za mięsem w PRL-u. Okazało się, że do Kioto przyjechał Wróżbita Maciej, który potrafi czytać przyszłość z dłoni. Z jakiegoś powodu Iba uważa, że stanie pogańskich godzin w ogonku tylko po to, żeby jakiś szarlatan oskubał cię na kasę, jest najlepszą rozrywką z możliwych, i kiedy przychodzi nasza kolej, wróżbita zdradza nam, że mamy szczęście w relacjach z płcią przeciwną i że niebawem spotkamy swojego przyszłego męża, a kto wie, może znamy go już teraz? Iba nie pozostaje biernym wobec takiego wyznania i pyta szarlatana o więcej szczegółów: ile ten przyszły mąż ma lat, jaką ma osobowość, jaki jest jego rozmiar buta i czy myje się częściej niż dwa razy do roku. Wróżbita Maciej odpowiada, że takie usługi to tylko w pakiecie premium, na który nas nie stać. Później Iba przeprasza nas za swoje zachowanie i twierdzi, że nasz przyszły mąż będzie szczęściarzem, i dziwi się, że nie wiemy, kto to może być, bo przecież wszyscy członkowie Shinsengumi są przystojni, więc jest z czego wybierać. Kiedy wracamy potem do siedziby dzielnych samurajów, prosi nas, żebyśmy nie wychodziły za mąż zbyt wcześnie, bo on dorósł i chce, żebyśmy widziały w nim mężczyznę, a nie tylko przyjaciela z dzieciństwa. Generalnie zachowuje się tak, jakby bardzo chciało mu się chędożyć, a zamtuz był akurat zamknięty.

Morał: Wróżbita Maciej (nie)prawdę Ci powie.



Podsumowując: jeśli nie jesteście naprawdę wielkimi fanami serii, to możecie sobie z powodzeniem odpuścić Deluxe Edition. Jeżeli natomiast któraś z zawartości Was zainteresowała, możecie zakupić je w dwóch oddzielnych pakietach:

Wind Treasure Box (w cenie ok. 11 zł) - https://store.steampowered.com/app/663580/Hakuoki_Kyoto_Winds_Winds_Treasure_Box__DLC/

Deluxe Pack: tapety, soundtrack, artbooki (w cenie ok. 36 zł) - https://store.steampowered.com/app/691140/Hakuoki_Kyoto_Winds_Deluxe_Pack/

Decyzję pozostawiam Wam. Zmykam spać.

2 komentarze:

  1. Kurczę, to jednak chyba nie pokuszę się na to. Myślałam, że coś więcej zaoferują. Niby cena nie jest wielka, ale i tak mogliby się chyba bardziej postarać..Jedyne co mnie mogłoby ewentualnie przekonać to soundtrack, bo muzykę z gry lubię. Ale to chyba jedyny plus?
    No i jak można pominąć Hijikatę, Okitę..jedne z moich ulubionych postaci? A Sanan? I tak po przeczytanym wpisie to chyba jednak zrezygnuję z zakupu, poczekam może na coś lepszego? :P
    Dzięki wielkie za ten wpis :) Pomógł mi bardzo w podjęciu ostatecznej chyba decyzji ;)
    Pozdrawiam cieplutko ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co! Cieszę się, że mój wpis Ci pomógł. :)

      Usuń