Widmo unijnych sankcji nad Polską. Oto słynna "opcja atomowa"

Artykuł 7 traktatu o Unii Europejskiej jest okryty złą sławą. Komisja Europejska właśnie uruchomiła go wobec Polski. Unijny urzędnicy nazywają go między sobą "opcją atomową". Dlaczego? W arsenale Brukseli to polityczna broń o największej sile rażenia. Nigdy dotąd w historii nie zdecydowano się go użyć. Na czym polega?
Artykuł 7. Mechanizm prewencyjny Artykuł 7. Mechanizm prewencyjny gazeta.pl

Artykuł 7. Po pierwsze: prewencja

Słynny artykuł 7 unijnego traktatu - polityczną "opcję atomową" - uruchomiła wobec Polski Komisja Europejska - śledź naszą relację NA ŻYWO >>>

Teraz cała sprawa trafi do Rady UE ds. ogólnych, czyli do grona 28 ministrów ds. europejskich ze wszystkich rządów Wspólnoty. Rada ta zbierze się najwcześniej w lutym.

I to w jej rękach będzie ewentualne stwierdzenie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia wartości UE. Zanim jednak Rada UE przeprowadzi głosowanie w tej sprawie, najpierw będzie musiała wysłuchać polskich racji. Będzie też mogła przedstawić Warszawie swoje zalecenia.

Rada UE dopiero na końcu tej drogi zdecyduje o stwierdzeniu wyraźnego ryzyka większością 4/5 głosów, czyli za zgodą co najmniej 22 państw (w głosowaniu nie bierze oczywiście udziału zainteresowany kraj). Oraz za zgodą europarlamentu.

W tym wariancie nie ma mowy o sankcjach. Polska została jednak już napiętnowana, co może utrudnić nam np. negocjacje z innymi państwami. A już niebawem w Brukseli ruszą rozmowy nad nowym budżetem dla UE.

*Na grafice widać, że artykuł 7 mogła uruchomić także 1/3 państw UE albo Parlament Europejski

Łańcuch światła przed Sądem Najwyższym Łańcuch światła przed Sądem Najwyższym Fot. Franciszek Mazur / Agencja Wyborcza.pl

Sądowa rewolucja PiS

W jaki sposób Polska znalazła się w takim położeniu? Wszystko zaczęło się 13 stycznia ubiegłego roku. Komisja Europejska wszczęła wówczas wobec Polski procedurę ochrony praworządności. KE zdecydowała się na ten krok po raz pierwszy w historii. Powodem był rozpoczynający się konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Przygotowane dla Polski opinie w sprawie TK, zalecenia i rekomendacje nie zostały wcielone w życie. Przez kilkanaście miesięcy Warszawa nie przekonała też Brukseli do swoich racji. Do tego doszły kolejne kontrowersje. Wszystko dlatego, że w te wakacje PiS wziął się za dalszą rewolucję w sądownictwie.

Komisja Europejska jest bliska uruchomienia słynnego artykułu 7 - ostrzegał, jeszcze w trakcie prac parlamentarnych wiceszef KE Frans Timmermans.

Główne zarzuty?

- upolitycznienie wyboru członków KRS,

- wygaszenie mandatów sędziów SN,

- zwiększenie uprawnień ministra sprawiedliwości.

Kilka dni później prezydent zawetował dwie z trzech ustaw PiS: o Sądzie Najwyższym oraz o Krajowej Radzie Sądownictwa. To jednak nie zakończyło sporu z Brukselą. W życie weszła bowiem trzecia z nich - o ustroju sądów powszechnych.

Andrzej Duda nie pomógł

Co więcej, dwa miesiące później - we wrześniu - Andrzej Duda przedstawił swoje autorskie projekty dotyczące SN oraz KRS.

Po przeciągających się negocjacjach z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim oraz serii partyjnych poprawek obie ustawy zostały przepchnięte przez parlament. Teraz czekają już tylko na podpis prezydenta.

Współpracownicy Andrzeja Dudy zapewniają w mediach, że ten nie ma dziś powodów do zawetowania własnych ustaw. Obie jednak wciąż budzą wątpliwości wśród unijnych urzędników, którzy porównują je z lipcowymi przepisami PiS i rekomendacjami Komisji Europejskiej.

Artykuł 7. Mechanizm sankcyjny Artykuł 7. Mechanizm sankcyjny Fot. Gazeta.pl

Sankcje w drugiej kolejności

Co jeśli mechanizm prewencyjny nie zadziała?

Wtedy Komisja Europejska może wcielić w życie drugą procedurę - sankcyjną.

Ten mechanizm - całkowicie niezależny od pierwszego - dotyczy już stwierdzenia poważnego i stałego naruszenia wartości UE przez dany kraj. Decyzję o tym podejmuje w tym przypadku nie Rada UE, ale Rada Europejska, czyli przywódcy i szefowie rządów wszystkich krajów.

Przedtem Rada wzywa państwo członkowskie do przedstawienia swoich uwag. Ostateczna decyzja o stwierdzeniu naruszenia wartości musi zaś zapaść jednomyślnie. Przy czym 'jednomyślność' oznacza brak wyraźnego sprzeciwu. Jeśli jakiś kraj wyłącznie wstrzyma się od głosu, warunek jednomyślności wciąż zostanie zachowany.

Taka decyzja Rady Europejskiej pozwala później Radzie UE na wymierzenie konkretnych sankcji - tu już jednak nie potrzeba jednomyślności. A wachlarz kar jest spory, przy czym najpoważniejszą z nich jest odebranie państwu prawa głosu podczas unijnych szczytów. Najważniejsze decyzje w UE będą wówczas zapadały bez zgody takiego kraju.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.