Strażnicy Galaktyki vol. 2 - recenzja

piątek, maja 05, 2017


Kinowe Uniwersum Marvela w 2013 roku złapało potężną zadyszkę. „Iron Man 3” choć zarobił ponad miliard dolarów na całym świecie, okazał się najgorszą częścią trylogii o Tonym Starku. Kilka miesięcy później do kin trafiła druga odsłona przygód Thora, która do dzisiaj, na równi z „Hulkiem”, uważana jest za najgorszy film Marvela. Rok później nastąpił jednak przełom i po gorącym przyjętym ”Kapitanie Ameryce: Zimowym żołnierzu”, wywracający całe uniwersum na drugą stronę, nikomu nieznany wcześniej reżyser wydał na świat ówcześnie najlepszy film Marvela. Studio miało nosa, aby tym razem nie zatrudniać kolejnego rzemieślnika, ale artystę, który tchnie życie w mało popularną grupę kosmicznych bohaterów. Po trzech latach Rocket Racoon i Groot powracają z resztą ferajny w kolejnym hicie. Ale czy film uciągnął ciężar oczekiwań po pierwszej części?

Naiwnie było myśleć, że „Strażnicy Galaktyki 2” będą lepsze od pierwszej części. James Gunn jednak ze wszystkich sił chciał zapewnić widzom najlepszą możliwą rozrywkę przez ponad dwie godziny i to mu się udało z jednym, dosyć poważnym zastrzeżeniem. Jak każdy sequel od Marvela, film rozpoczyna się prawdziwie hitchcockowskim trzęsieniem ziemi, w którym Star-Lord (Chris Pratt), Gamora (Zoe Saldana), Drax (Dave Bautista), Rocket (Bradley Cooper) i Baby Groot (Vin Diesel) na zlecenie królowej Ayeshy (Elizabeth Debicki), walczą z olbrzymim, mackowatym potworem żywiącym się energią. Napisanie czegoś więcej ponad to byłoby sporym naruszeniem paktu o niespoilerowanie, ale to dopiero wstęp do wydarzeń, które swój tragiczny finał będą miały w zakończeniu. Ale zanim dotrzemy do napisów końcowych, czeka nas nieco nudny i wydłużony środek filmu. Seria stoi głównie świetnymi, barwnymi postaciami i nawet w jedynce nie przeszkadzało to, że było to klasyczne ratowanie (wszech)świata z przeciętnym, stereotypowym głównym przeciwnikiem, ale zanim w kontynuacji poznamy zagrożenie z którym tytułowa grupa będzie musiała się zmierzyć, czeka na widza masa ekspozycji i brak jakiegokolwiek ciężaru wynikającego z zagrożenia czy niepewnych losów co do bohaterów.


Choć ostatecznie i tak będą ważyły się losy całej galaktyki, to walka ze złem została tym razem zepchnięta na drugi plan. „Strażnicy Galaktyki 2” to opowieść o miłości w najróżniejszych postaciach. Dd miłości dwóch kochanków, po siostrzaną czy przyjacielską miłość, po skomplikowane relacje między ojcem a synem. Jak sam Drax stwierdza w pewnym momencie, Strażnicy Galaktyki to nie tylko grupa przyjaciół, ale prawdziwa rodzina, a wypowiedziane jest to z powagą, której nie powstydziłby się sam Dominic Toretto z serii „Szybcy i wściekli”. I to właśnie złożone i zawiłe relacje między bohaterami stanowią siłę napędową całego filmu.

Do grupy Strażników Galaktyki z czasem dołącza Nebula (Karen Gillan), pragnąca wyrównać rachunki z siostrą Gamorą, Mantis (Pom Klementieff), będąca służką potężnego Ego (Kurt Russell), a także Yondu (Michael Rooker), kosmiczny pirat i przybrany ojciec Star-Lorda. Gdy Nebula pozostaje postacią drugoplanową, dla której scenarzyści nie przewidzieli żadnej znaczącej roli, tak Yondu szybko zaczyna grać pierwsze skrzypce. I nic w tym dziwnego, bo bohater Michaela Rookera kradnie każdą scenę w której się pojawia. Tym razem Rocket i Groot muszą ustąpić pierwszeństwa nowemu ulubieńcowi publiczności, który na to miano zasłużył całym filmem. Yondu ma parę scen wraz z Rocketem i Grootem, po których aż chciałoby się obejrzeć spin-off tylko z tymi bohaterami.


W „Strażnikach Galaktyki 2” nie mogło oczywiście zabraknąć genialnego humoru. Nie byłoby nadużyciem nazwanie filmu komedią, bo momentów wyciskających łzy ze śmiechu jest tu na pęczki. Każdy z bohaterów dostarcza ogromną dawkę humoru, ale niekwestionowanym liderem jest Baby Groot, maskotka serii, który poprzez swoje niewielkie rozmiary jest jeszcze zabawniejszy i uroczy niż w części pierwszej. Do tego James Gunn w swoim filmie zawarł całą masę najróżniejszych easter-eggów i nawiązań do popkultury lat 80. Odkrywanie bogactwa świata Strażników Galaktyki nie powinno przysporzyć widzowi wielkich trudności, bo większość podana jest na tacy, jak chociażby udane żarty z Davida Hasselhoffa.


Pierwsza część serii zasłużyła na miano jednego z najlepszych filmowych soundtracków w historii kina. Nie inaczej jest tym razem. Utwory zostały bardzo trafnie wybrane pod poszczególne sceny, dopełniając nie tylko wrażeń estetycznych, ale także pogłębiając rozwiązania fabularne. Kawał świetnej roboty wykonali także kompozytorzy odpowiedzialni za oryginalną ścieżkę do filmu. Produkcje Marvela, może poza głównym motywem z „Avengersów”, nie zapadły w pamięci za muzykę oryginalną, ale „Strażnicy Galaktyki 2” mogą to zmienić.


James Gunn nie ukrywał, że „dwójka” będzie tym samym czym „Imperium Kontratakuje” jest dla „Gwiezdnych wojen”. Co prawda film nie jest aż tak mroczny, ale pod koniec uderza w bardzo poważne tony. Nie spodziewałem się, że komedia o grupie kosmicznych superbohaterów, słynąca z luzu, zabawy i dystansu do siebie, może wywołać tak głębokie emocje. Ciężko cokolwiek napisać bez zdradzenia finału filmu, ale oprócz efektownej akcji pełnej doskonałych efektów specjalnych i całkiem dobrego jak na Marvela głównego przeciwnika, dostajemy tak poważną, a wręcz pompatyczną, ale dobrym w tego słowa znaczeniu końcówkę. Na sali kinowej bardziej wrażliwy widzowie płakali ze wzruszenia, a niewygodna gula w krtani gwarantowana nawet u takiego twardziela jak Drax. Mimo wszystko twórcy w tak poważnym zakończeniu nie omieszkali dodać paru żartów, z których można się śmiać przez łzy.


„Strażnicy Galaktyki 2” nie są filmem tak świeżym i pomysłowym jak pierwsza część. James Gunn powiela tu pewne schematy, które nie do końca działają tak dobrze jak poprzednio, ale nadrabia to nienachalnym humorem, świetną muzyką i przede wszystkim bohaterami, których nie da się nie lubić. I choć już zawsze „dwójkę” będę pamiętał przez pryzmat zakończenia, to nie zmienia to faktu, że produkcja Marvela cierpi na pewną zachowawczość, co niestety objawia się nietrzymającym równego poziomu środkiem filmu. Fani komiksowych superbohaterów i tak pokochają tę produkcję, cała reszta dostaje widowiskowy blockbuster gwarantujący rozrywkę na wysokim poziomie. Marvel po raz kolejny nie chybił.

Ocena: 8/10

foto: Disney, Marvel

Przeczytaj także

0 komentarze

Popularne posty

Polecany post

Blade Runner 2049 - recenzja

Popularne posty