Historia ( a może bajka? ) o niezwykle zwyczajnej Lenki, która pokochała człowieka, zaufała i ufać będzie mu do końca życia... Czy jednak zaufała na tyle by znaleźć swoje własne miejsce na Ziemi?
Od 2kiwietnia (post: strona 14) wątek jest wątkiem wspólnym Leosia i Lenki- Leoś dołączył do nas na D.T w tym właśnie dniu.
"- Nie martw się, malutka - usłyszałam cichy i spokojny głos pewnej dziewczyny, zatrzaskującej drzwiczki kontenerka w którym właśnie siedziałam - będzie dobrze, Twoje życie zaczyna się układać na nowo, teraz będzie już tylko lepiej! – Po chwili poczułam lekkie uniesienie, ja i transporterek oderwaliśmy się od ziemi, po czym wolnym krokiem ruszyłam niesiona przez moją osobistą szoferkę w kierunku peronu, miejsca pełnego kilku-kołowych pojazdów i tłumu turystów. Nie wiedziałam co się dzieje, ale wierzyłam Marcie, że nie mam się czego bać. Bardzo ją lubiłam – była taka miła i serdeczna i to właśnie jej zaufałam po raz pierwszy.
Zatrzymałyśmy się naprzeciwko jakiejś żelaznej, rozgrzanej maszyny i stałyśmy tak przez dobrą chwilkę. Nagle, ni stąd ni zowąd, zjawiła się inna pani – nie znałam jej, nigdy wcześniej jej nie widziałam, ale sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej. Porozmawiała chwilkę z moją Martą, a po kilku minutach przechwyciła transporterek ze mną w środku i weszła do pociągu niosąc kontenerem pewnie i zdecydowanie. Nie widziałam dlaczego tam wsiadam, ani dokąd tak właściwie jadę, ale wciąż powtarzałam swojej w myślach słowa mojej dotychczasowej opiekunki… I tak oto ruszyłam w drogę, która jak się później okazało, miała mi dać szansę bycia kotem domowym. Szansę życia w przytulnych „ czterech ścianach” domku tymczasowego, a nie gdzieś wśród chłodu i samotności, w ruinach starej budowli…”
Tak właśnie zaczyna się fragment historii głównej bohaterki, rudawej buraski imieniem Lena, która kilka dni temu trafiła do nas na tymczas. Jaki jest ten początek? Początku nie znamy, i być może nigdy nie poznamy… Losem małej nieśmiałki zainteresowała się formowa Martulinek, kiedy to koteczka liczyła sobie już parę miesięcy, a wraz z dwójką sióstr razem zamieszkiwały opuszczony stary budynek. Marta sumiennie i systematycznie karmiła koteczki, odwiedzała je i, czułe do nich przemawiając, z czasem zdobyła ich zaufanie. Okazały się domowymi księżniczkami, nauczonymi czystości i spragnionymi kontaktu z człowiekiem.
Nie wiadomo skąd przybyły, jaka jest ich historia, ich przeszłość to jeden wielki znak zapytania. Być może kiedyś były rozpieszczonymi koteczkami salonowymi, a może całe życie spędziła na ulicy. Pewnego dnia razem trafiły do kliniki weterynaryjnej gdzie przeszły zabieg sterylizacji. Po tygodniu rekonwalescencji, gdy nadszedł czas wypuszczenia kotek na budowlę dla Marty jasne było, że powrót na ulicę będzie dla nich ciosem nad wyraz bolesnym. Poznały co to ciepło, miłość, polubiły pieszczoty... Rozpieszczane przez pracowników, głaskane, podziwiane- takie kicie zasługują na dom!
I tu można powiedzieć, że kończy się wspólna historia trzech muszkieterek, a zaczyna nowa – rozdział poświęcony jednej. Naszej tymczasowej Lence, która z dnia na dzień robi się śmielsza i bardziej ufna.
Dnia 20marca 2009 siostrzyczka przyjechała do nas aż ze stolicy na tymczas i od tego dnia rezyduje głównie w naszym pokoju.
Jest piękną rudawą buraską, właściwie nawet szylkretką (jej mysie futerko przesiane jest rudym i odcieniem złota). Ma duże, śliczne zielonkawo-oliwkowe oczka i bordowy nosek, białe skarpetki i dość duży brzuszek. Nie można stwierdzić wprawdzie, że jest garfieldem, ale troszkę ciałka ma. Jej niezwykła uroda idzie w parze z charakterem.
Jest kochaną, ciekawską nieco nieśmiała koteczką, która nade wszystko kocha pieszczoty i mizianki. Głaskana momentalnie włącza swój traktorek, pręży grzbiet, a ogon stawia jak antenkę. Wystarczy spojrzeć w jej kierunku, by rozmruczana czym prędzej wolnym kłusem ruszyła w kierunku Dużego po głaski. Zaliczyłybyśmy ją z całą pewnością do kotów z tej serii: „miziak nad miziakami” Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż jeszcze przy naszym gwałtowniejszych ruchach ucieka gdzieś w głąb pokoju. Mimo wszystko jesteśmy dobrej myśli, że z czasem nabierze dużej pewności siebie, a wówczas stanie się najwierniejszym cieniem człowieka. Już powoli zaczyna chodzić za nami krok w krok, jeśli tylko my na nią nie patrzymy i zachowujemy się dyskretnie i spokojnie.
,,Tak oto wypatruję domku"
A oto właśnie bohaterka tego wątku, mała i słodka zwyczajna Lenka.
Lena jest jedna z sióstr zwanych wiewiórkami
Cała historia muszkieterek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=89 ... sc&start=0
Dokładnie 17kwietnia Lenka znalazła najwspanilszy domek na świecie, zamiszkała z Panem Pawełem i Panią Andżeliką (nick na miau: noko), w Warszawie
Pierwsze minuty w D.S
noko pisze:Witamy serdecznie!
Tu nowy domek Lenki. Podroz minela bardzo dobrze - Lenka miala wlasy fotel i praktycznie przespala cala podroz.
Po przybyciu do domu skosztowala troche wody oraz mokra karme z lososiem.
Za miejsce spoczynku zamiast przygotowanego legowiska obrala wiadro z mopem Zgodnie z przewidywaniami szoruje brzuszkiem po podlodze, nieufnie oglada kazdy kat.
Zobaczymy co przyniesie noc, jutro wkleimy jakies zdjecia.
Trzymajcie kciuki za nowo zakoconych
noko pisze:Pierwsza noc minęła dobrze. Całe mieszkanie już zwiedziła.Rano były nawet mizianki i chwilka barankowania, a później Lenka uciekła w najciemniejszy kącik (jeszcze bardziej ukryty niż ten w którym spędziła noc).
Na pewno bardzo przeżywa rozstanie i stresy w podróży.
Będziemy cierpliwie oczekiwać, aż wyjdzie z kryjówki. Na pewno z czasem nabierze więcej wigoru i zaufania.
Drugi dzień pobytu u noko
A tu poranne drapanko
1 czerwca dostałyśmy PW (noko sumiennie przysyła nam je, na wątku pisze rzadziej), w którym oznajmiają, że Lenka jest najwspanilszym kotem, taki o jakim marzyli... Dziekujemy za super dom!!!
EDIT: Uwaga, koteczka początkowo nazywała się Rysia, w związku z czym przez parę stron przewija się takie imię. Obecnie kicia nazywa się Lena, a tekst powyżej został już zmieniony!