Kiedy ją poznałam nie mogłam nadziwić się jej miłości do ludzi. Gaduła, zaczepka, taki koci piesek, robiła wszystko by zwrócić na siebie uwagę. Ryśka, bez ogona, niby zwykła, bo bura a jednak tak w tej burości inna.
Trafiła do schronu w maju tego roku, chyba z działek, nie pamiętam, CoolCaty będzie wiedziała.
Ryśka od początku miała problemy z załatwianiem się, mocz zbierał się w pęcherzu i robiła siku dopiero, kiedy pęcherz był bardzo pełny.
Podobno jest to wina budowy jej cewki.
Trzy tygodnie przerwy w jeżdżeniu do schronu i niedzielny widok Ryśki - nieRyśki. Już nie błyszczy w oku iskierka, już nie szuka wzrokiem kontaktu, już nie chce dotyku.
Ból i rezygnacja. Poddała się.
Ania wycisnęła z pęcherza mocz, brudny, zgniły, śmięrdzący.
Ryśka się już sama nie załatwia.
Jest połową tej śmiesznej, grubej koteczki.
Nie je.
Ona umiera...
Pytałyśmy, bo moze pomógłby cewnik, no może i by pomógł, tylko gdzie? W schroniskowym boksie? Pośród tych wszystkich pełnych bakterii kocyków?
Prawdopodobnie Ryśke ratowała by operacja poszerzenia cewki.
Ale musi się znaleźć dom, tymczas, ktoś, kto będzie dbał o jej higienę.
Z tego co podsunęła mi Iwcia, to podobnie było z Yenną u Słonko - codzienne wypróżnianie pęcherza spowodowało to, że wszystko zaczęło pracować i Yenna jest zdrowa.
Wszyscy wiemy jak wygląda schronisko
wszyscy wiemy ile można zrobić
czy Ryśka musi cierpieć?
zakładam ten wątek bo chcę wierzyć, że moze znajdzie się ktoś, kto da jej szanse, ocali od powolnego umierania, od cierpienia
a może zakładam wątek by uspokoić swoje sumienie, nie wiem, żeby nie okazało się tylko za późno